30 N. zwykła, Świat w ciemności, Mk 10, 46b-52

Total
0
Shares

W wieczór wigilijny, biskup francuski Fenelon (+1715) chciał wynagrodzić trzech robotników, którzy w jego domu wykonywali naprawy. – Tu na stole – rzekł do nich – leżą 3 złote monety i 3 pożyteczne książki. Niech każdy z was wybierze sobie monetę albo książkę…

Dwóch robotników zdecydowało się bez namysłu na pieniądze. Trzeci zawahał się przez chwilę, w końcu wybrał książkę. – Mam w domu niewidomą matkę, będę jej wieczorami czytał. – Biskup uśmiechnął się i powiedział: – Niech pan otworzy kartę tytułową.

Robotnik otworzył książkę i zobaczył naklejone na karcie tytułowej… trzy złote monety. Dwóm rozczarowanym biskup nie omieszkał przypomnieć:- Kto przenosi złoto nad to, co przynosi pożytek duchowy, musi się zadowolić mniejszym zyskiem. Kto zaś pragnie dóbr wiecznych, dostanie też i ziemskie. Dlatego Chrystus powiedział: “- Szukajcie królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane”.

Wiara to wielki dar, który otrzymaliśmy od Boga. Ona podtrzymuje kontakt z Tym, który dla nas ludzi wydaje się być często niedostępny. Ale trzeba od razu dodać, że na tyle niedostępny o ile człowiek nie chce Go poznać. Kiedyś Karl Rahner powiedział, że: “Bóg może uczynić w naszym kierunku tysiąc kroków, ale ten jeden w Jego kierunku – ten musimy zrobić sami”.

Ten jeden, jedyny krok w stronę Chrystusa uczynił Bartymeusz, syn Tymeusza – bohater dzisiejszej Ewangelii św. Marka (Mk 10, 46b-52). Uzdrowienie niewidomego żebraka zastanawia i prowokuje do refleksji nad wiarą człowieka, który w oczach ludzi był nikim, w oczach zaś Jezusa, kimś kto wiedział, czego dokładnie chce. Wypełniony wiarą w to przekonanie otrzymał łaskę powrotu do zdrowia. Chrystus mówi do niego: “Twoja wiara cię uzdrowiła”.

Każdy z nas może doświadczył tego o czym pisał św. Ignacy Loyola, założyciel zakonu jezuitów w swoich Ćwiczeniach Duchowych o tzw. “prawie falowania”, że jednego dnia nasza wiara jest tak wielka, że jest w stanie zdziałać wielkie cuda; innego zaś dnia jest tak słaba, że bez pomocy z zewnątrz człowiek gubi się i lęka w podjęciu jakiejkolwiek decyzji. Wydaje mu się, że nic nie ma sensu i na pewno się nie uda.

I faktycznie, wystarczy, ze człowiek straci z horyzontu twórcze działanie wiary i wtedy zaczyna się lękać. Wystarczy osłabić w człowieku samą możliwość zmiany sytuacji na lepsze, wmówić mu, ze nic nie da się zrobić, wtedy łatwo się poddaje i wpada w rozpacz. Tymczasem okazuje się, ze można być niewidomym i dokonywać wielkich rzeczy. Zbigniew Różanek powiedział, że “wiara plus nadzieja to furtka dla możliwości”.

W 1955 roku, mając 32 lata, Amerykanka Tomi Keitlen utraciła wzrok. Nie wytrąciło ją to z równowagi, lecz przeciwnie, pobudziło do jeszcze większej aktywności. Jako niewidoma uprawiała jazdę konną, wspinaczkę górską, zjazdy na nartach. Ale przede wszystkim prowadziła ożywioną pracę społeczną i to o takim zasięgu, że mógłby jej pozazdrościć niejeden obdarzony dobrym wzrokiem. Ona sama pisze tak: “Opowiadam wam moją historię nie tylko po to, aby pokazać jak człowiek może przezwyciężyć ślepotę, ale także, by ukazać tryumf ludzkiego ducha, który rzucając do walki swoje potężne siły, zdolny jest przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu”.

Słyszymy dziś o uzdrowieniu niewidomego. Zostaje uzdrowiony ślepiec Bartymeusz, który ukazuję cudowna moc wiary. Widzimy w nim moc samego Boga, który tę wiarę daje, i moc człowieka, który tą wiarą się na działanie Boga. Właśnie z takimi ludźmi Jezus chce współpracować. którzy wiarą w możliwość budowania  lepszego jutra, którzy twórczo chcą budować to lepsze jutro, lepszy świat. Nie chce zaś, abyśmy swoją biernością.

H. G. Wells (1866-1946) w powieści “Kraj niewidomych” opisuje przeżycia podróżnika, który zbłądził podczas burzy w górach i znalazł się w nieznanej dolinie. Okazało się, że wszyscy tajemniczy jej mieszkańcy są niewidomymi. Nadto uważali, że to jest normalne – a to, co słyszą od dziwnego przybysza o “widzeniu” świata, przekraczało ich wyobrażenia: tego nie potrafili pojąć.

Uznawszy go za “szalonego” postanowili oślepić, aby uczynić go “normalnym”, czyli podobnym do nich. Chrystus jest Światłem, które oświeca człowieka, jednak ludzie częstokroć bardziej miłują ciemności… Nie dowierzają Bogu.

Zaślepienie powoduje to, że jesteśmy zdani na innych ludzi. Niezdolność do samodzielnego życia paraliżuje i koncentruje na swoim bólu. Wtedy zamykamy się nie tylko na sobie samych, ale na innych. Samotność, odizolowanie i bierność skazuje nas na żebraninę wobec innych ludzi. Tracimy przez to moc decyzyjną o sobie samym i o tym, co dzieje się wokoło nas. Nikt nie lubi być w takiej sytuacji.

Jean-Paul Sartre (1905-1980), francuski filozof i pisarz, w swej autobiografii pt. Słowa wspomina również o drodze do swojej niewiary. Powiada m.in. tak: “Do niewiary nie przywiodły mnie sprzeczności dogmatów, lecz życie. Bo przecież wierzyłem – co dnia klękając w koszuli przy łóżku odmawiałem, złożywszy ręce, swój pacierz, ale o Bogu myślałem coraz rzadziej. Kilka lat utrzymywałem jeszcze ze Wszechmocnym stosunki oficjalne, prywatnie jednak zaprzestałem składania Mu wizyt…. A On coraz rzadziej na mnie spoglądał… w końcu odwrócił oczy

Jeśli jest nam źle, warto wtedy wołać do Jezusa tak, aby ten krzyk bólu i bezradności usłyszał. A On na pewno usłyszy i pomoże w taki sposób, którego się w ogóle nie spodziewamy. Chrystus chce ratować każde ludzkie istnienie. Każdego przygarnia, który prosi o pomoc i wsparcie. Zwykłe życzliwe słowo może przemienić oblicze tego świata, samą radość tego życia w skali globalnej, ale musi się zacząć od skali indywidualnej.

Ksiądz Ryszard Koper podaje w swojej książce prawdziwą historię (podaje ją za J. Schatlerem) o chłopcu, który miał na imię Marek. Wracał on ze szkoły do domu. Idący przed nim chłopiec obładowany torbami, nagle potknął się rozsypując na chodnik książki oraz inne rzeczy. Marek pospieszył mu z pomocą. Pomógł mu pozbierać wszytko.

W czasie drogi dowiedział się, że chłopiec nazywa się Bill, że uwielbia gdy komputerowe, baseball i historię, ale obecnie ma problemy z innymi przedmiotami, porzuciła go również jego dziewczyna i był tym załamany. Nawiązał się rozmowa, a później też i przyjaźń.

Po roku tej znajomości Bill poprosił Marka o rozmowę. Wpierw zapytał go: “Czy nigdy nie byłeś ciekawy dlaczego tego dnia niosłem do domu tyle rzeczy? Widzisz, opóźniłem swoją szafkę w szkole, bo nie chciałem zostawić w niej bałaganu. W domu miałem już przygotowane środki nasenne i miałem zamiar popełnić samobójstwo. Ale po tym, jak okazałeś mi pomoc, zwykły uśmiech życzliwego serca, rozmawiając później i śmiejąc się, żartując, uświadomiłem sobie, że popełniając to samobójstwo straciłbym ten czas, jak i wiele innych ciekawych rzeczy. Wstąpiła we mnie wiara w lepsze jutro. Widzisz, w tym dniu, gdy pozbierałeś moje książki, zrobiłeś o wiele więcej. Pozbierałeś moje życie w jedną całość. Ocaliłeś je, nawet nie mając tego świadomości”.

Dzień w dzień w codziennych sytuacjach spotykamy się z głośną prośbą o pomoc ze strony drugiego człowieka. Często od wrażliwości naszego serca zależy uratowanie własnej, ale też i czyjejś wiary. Tę wiarę głośmy naszym słowem i czynem.

Pewna kobieta chciała kupić w sklepie tekstylnym materiał na suknię. – Chodzi mi o taki, który, gdy się idzie – szeleści przedkłada klientka swoje życzenie. – To niech pani weźmie najlepiej taftę: Mamy w pięknych kolorach – oferuje sprzedawczyni. – Na kolorze mi nie zależy, najważniejsze jest, aby był słyszalny.

Zdecydowała się w końcu na białą taftę. Kupiła siedem metrów i poszła. Na ladzie zostawiła rękawiczki. Praktykant pobiegł za nią. Wręczając jej zgubę, nie wytrzymał i zapytał:- Niech mi pani powie, dlaczego chciała pani koniecznie ten szeleszczący materiał?- To jest moja ślubna suknia. Mój narzeczony jest niewidomy. Jeżeli już nie zobaczy mojej sukni, to chciałam, aby ją przynajmniej słyszał i wiedział, że jestem blisko niego.

Teraz wyznając nasze wiarę na głos dajmy świadectwo w co wierzymy, a później potwierdzajmy ją naszym czynem i codziennym życiem.

Mk 10, 46b-52

Uzdrowienie niewidomego z Jerycha

Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. A słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!»

Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go». I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa.

A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?»

Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał».

Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Total
0
Shares
(fot. Daniel Lee / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

31 N. zwykła, Miłość jest pierwsza, Mk 12, 28b-34

Praktycznie za każdym razem, kiedy Uczeni w Piśmie spotkali Jezusa, chcieli pochwycić Go w mowie. Odnosi się zatem…

Może spodoba Ci się też...