Niedziela Miłosierdzia, Empiryczny palec wiary, J 20, 19-31

Total
0
Shares

Do pewnego miasta przyjechał cyrk. Furorę robił zwłaszcza linoskoczek, który rozciągnął linę między dwoma wysokimi budynkami, a następnie zachwycał zgromadzoną publiczność swoimi umiejętnościami. Wszyscy bili mu brawo. W pewnym momencie linoskoczek zapytał: A czy wierzycie, że mogę wziąć taczkę i spacerować z nią po linie? – Taaaaaaaak! – krzyknęli wszyscy zgodnym chórem. I rzeczywiście, artysta wziął specjalnie przygotowaną taczkę i zaczął z nią spacerować po linie. Dostał jeszcze większe brawa.

Po czym zadał kolejne pytanie: A czy wierzycie, że mogę z tą taczką spacerować po linie także wtedy, gdy będzie w niej ktoś siedział? I znów wszyscy jednogłośnie krzyknęli „Taaaaaaaaak!”. Wtedy zapytał: To w takim razie kto chce spróbować usiąść w taczce? Zapraszam chętnych! I wtedy zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na siebie, ale nikt się nie zgłosił.

To opowiadanie bardzo dobrze ilustruje różnicę między dwoma słowami, które są do siebie podobne, ale mają inne znaczenie: „wierzyć” i „zawierzyć”. Choć wszyscy wierzyli, że linoskoczek jest w stanie spacerować po linie z taczką, w której siedzi człowiek, to jednak nikt nie chciał być tym człowiekiem. Nikt nie chciał ZAWIERZYĆ mu swojego życia[1].

Z Apostołem Tomaszem było tak, że nie zawierzył on do końca swojego życia Jezusowi, bo nie do końca uwierzył w Jego zmartwychwstanie. Tomasz to ten, który deklaruje swoją wiarę tylko na poziomie racjonalnym. Słyszymy w Ewangelii św. Jana, który cytuje słowa Tomasza, że „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę” (J 20,25). Dotyka zatem swoim palcem i analizuje każdy milimetr pokaleczonego ciała Jezusa, aby przekonać się, że to wszystko, czego właśnie doświadcza nie jest złudzeniem, ani fatamorganą, ale jest rzeczywistością w której on osobiście bierze udział. Przez ten dotyk musi przyznać, że jest świadkiem zmartwychwstania swojego Pana, Jezusa Chrystusa. „Pan mój i Bóg mój” (J 20,28) – powie przecież w przypływie pokory serca i konfrontacji z Tym, którego widzi i dotyka.

Zdecydowana większość z nas  przy byle skaleczeniu czuje fizyczny ból, który przypomina nam, jak bardzo kruchy i delikatny jest człowiek i jak bardzo można go zranić. Można go zranić duchowo, emocjonalnie, psychicznie, ale i fizycznie. Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, że w momencie, kiedy Tomasz włożył palec w bok Chrystusa, to Ten musiał poczuć ogromny ból fizyczny. Bo na Jego ciele nie było zadrapania, ale otwarte rany i ślady od wbitych gwoździ w Jego ciało, ale również i dziura, która została zrobiona włócznią przez jednego z żołnierzy rzymskich. Jezus przyjmuje również i ten ból fizyczny. Bierze go na siebie, aby Tomasz uwierzył w Jego zmartwychwstanie i zawierzył Mu swoje życie. Palec w ranie Jezusa jest symbolem niedowiarstwa, które zostaje przezwyciężone „empirycznym dotykiem” Apostoła Tomasza, ale przede wszystkim okazanym miłosierdziem, które pełne jest poświęcenia ze strony Jezusa.  

Pan Jezus chciał, aby Tomasz „włożył” swój palec w Jego życie. Bardzo często słyszymy powiedzenie: „Nie wkładaj (pchaj) palców między drzwi”, co oznacza nie mniej ni więcej to, żebyśmy nie wtrącali się w cudze sprawy, narażając się na własne niebezpieczeństwo. Greckiesłowo daktylos, czyli palec, przyjęło się w języku polskim jako nazwa owocu. Grecy nazywali daktylami, a więc palcami, owoce drzewa palmy ze względu na ich wydłużony kształt. Palec był też jedną z miar długości (19,275 mm; 16 palców stanowiło jedną stopę). Biblia często posługuje się obrazem ręki i palców w wielorakim znaczeniu, na określenie działania, rozporządzania, zdolności decydowania. Św. Tomasz sprawdza wiarygodność Jezusa swoim palcem. To „narzędzie” wybrał, jako to, które miało dotrzeć do prawdy o Jezusie. Jednocześnie możemy też powiedzieć, że w swoim poglądzie było odosobniony, bo przecież nikt z tych, którzy ujrzeli Jezusa nie kwestionowali jego zmartwychwstania, a jedynie Tomasz, wielki nieobecny tego wydarzenia spotkania innych z Jezusem. Można powiedzieć, że Tomasz był odosobniony w swoim zachowaniu i był samotny jak palec…

Czytamy na jednej ze stron internetowych co to oznacza: “Sam jak palec” – mówimy o kimś, kto jest bardzo samotny, nie może liczyć na wsparcie rodziny czy przyjaciół, bo ich po prostu nie ma. Fraza wydaje się paradoksalna, bo przecież palców na ogół mamy po pięć na każdej kończynie i w tym kontekście trudno mówić o samotności, a jeśli już to “w tłumie”. Powstanie tego związku frazeologicznego staje się jasne, jeśli sprawdzimy etymologię słowa “palec”. Otóż w okresie staropolskim nazywano tak tylko kciuk, który jest oddalony od pozostałych czterech palców. Te ostatnie nazywano “parstami” lub “pirstami”, o czym współcześnie świadczą słowa “pierścień” lub “naparstek”[2].

I zobaczmy, że paradoksalnie ten palec, którym dotyka Jezusa oraz to poczucie samotności, odosobnienia w swoim dojściu do prawy o Jego zmartwychwstaniu Jezusa, ten „palec” ostatecznie nadaje kierunek działaniu Tomasza. Od tego momentu nie jest już sam, bo wierzy już tak jak inni, ale też i wie, co ma już robić. Od tego momentu będzie świadczył o Jezusie, ale tym, który powstał z martwych i który nadał sens jego życiu, bo jest On Bogiem Miłosiernym. 

Sami zapewne doświadczyliśmy tego uczucia, że małe wydarzenie w naszym życiu może kompletnie zmienić lub także odmienić dotychczasowe nasze życie. Jedna sytuacja, która diametralnie odmienia perspektywę naszego widzenia i funkcjonowania w tym świecie. To, co dotychczas był dla nas trudne do przyjęcia, nagle staje się sensem naszego funkcjonowania w szarej codzienności.

W 1987 roku został porwany jako zakładnik przez terrorystów islamskich Amerykanin, wykładowca Uniwersytetu w Bejrucie. Od razu został zamknięty w ciemnym pomieszczeniu. Żadnej wizyty, żadnego towarzystwa. Jedynym kontaktem z ludźmi był posiłek podawany mu bez słowa, raz dziennie, a od czasu do czasu badawcze oko strażnika, którego obecności można się było domyślić po dźwięku otwieranego judasza. Strażnik przychodził sprawdzać przestrzegania przepisów. Więźniowi nie wolno było kłaść się na sienniku przed godziną gaszenia światła, pod groźbą poważnych kar. Ani książki, ani ołówka, ani papieru, ani pracy, ani rozrywki. W samotności tej myślał, że zwariuje podczas nie kończących się dni i nocy. Po jakimś czasie jednak odkrył obecność na dnie swego serca. Bóg okazał mu swoje miłosierdzie, bo w tym głodzie ciała i ducha odnalazł modlitwy z dzieciństwa, przywrócił pamięci wersety Ewangelii, słowa Mszy, o których myślał, że są zapomniane. Każdego dnia odnajdywał ich więcej i powoli je powtarzał na nowo. Przedłużał te chwile łaski. Nie był już sam i w ten sposób wiara przetrzymała, a także pogłębił się jego duch. Kiedy wyszedł stamtąd po upływie 4 lat, był innym człowiekiem: bardziej człowiekiem, a jednocześnie wierzącym chrześcijaninem.

W naszej codzienności jest nam bardzo trudno zobaczyć Chrystusa zmartwychwstałego i Boga miłosiernego. Trudno zobaczyć cokolwiek, jeśli nasz umysł jest wciąż bombardowany różnego rodzaju informacjami, które wywołują często w nas strach i lęk. Ciężko skupić się nad tym, co jest dla nas ważne w naszym duchowym rozwoju, jeśli wciąż żyjemy w ustawicznym hałasie. Świat nie zostawia nam dziś chwili ciszy na refleksje nad własnym życiem. Zastanowiły mnie słowa ks. Chmielewskiego, który powiedział w czasie swojej homilii, że współczesny człowiek otrzymuje jednego dnia dawkę tylu informacji, co ludzie w XIX wieku otrzymywali w czasie całego swojego życia. Nie ma się co wtedy dziwić, że czujemy się zagubieni wśród wyzwań współczesnego świata. Co wtedy mamy robić? 

Do samotnego mnicha zabłądził pewnego dnia jakiś turysta. „– Jaki sens ma twoje życie w ciszy i samotności” – zagadnął człowiek z aparatem fotograficznym. Pustelnik czerpał właśnie wodę z głębokiej studni i spoglądając mu w oczy powiedział: „Spójrz do studni, co tam widzisz?” „- Nic” – odparł zdumiony gość. Po pewnym czasie mnich zwrócił się znowu do przybysza: „Spójrz proszę do studni i powiedz, co widzisz!” Turysta nachylił się: „- O, teraz widzę siebie!” „Otóż, kiedy przed chwilą czerpałem wodę” – wykładał spokojnie pustelnik – „zmąciłem ją, zakłóciłem jej spokój. Teraz już się ustała. I to jest doświadczenie ciszy: oglądanie samego siebie!

Dotknięcie ran Jezusa – poprzez palec Tomasza – jest symboliczny. Tym małym, ale bardzo ważnym gestem, Jezus przywrócił mu pokój ducha, który zmąciła niewiara w to, czego nie widział. Wiara ma to do siebie, że potrafi przemienić człowieka na dobre. Tomasz wziął w obie ręce swoje serce i ofiarował je Bogu. I w ten sposób zmieniło się Jego życie. Od tego momentu stał się orędownikiem Bożego miłosierdzia i zmartwychwstałego Jezusa. Dlaczego? Bo odkrył Bożą miłość, która potrafi przemienić każdego człowieka.  

Jakże wielkie miłosierdzie okazuje Pan Jezus względem tego niewiernego Tomasza, że nie odrzuca go z powodu jego samolubstwa i uporu. Widział w nim mimo usterek, wiele również cech dodatnich, a przede wszystkim jego bezwzględne oddanie się Mistrzowi, gdy wobec grożącego niebezpieczeństwa Panu Jezusowi, udającemu się do Jerozolimy na ostatnie święto Paschy, powiedział do Apostołów: „Chodźmy i my umrzeć razem z nim” (J 11, 16). Zbawiciel w ten sposób czyni obrachunek z ludźmi, w których sercach kryje się obok dobra niejedna usterka. Kto uczciwie, szczerze i rzetelnie postępuje z Panem Jezusem, temu on – Król Miłosierdzia – odpuszcza wiele błędów, poprawia je i zapomina o nich[3] i dodaje sił do kroczenia drogą w wolności „dzieci Bozych”. 

Chrystus Pan okazał zbłąkanemu Apostołowi Tomaszowi wielkie miłosierdzie, kiedy ponownieukazuje swoje oblicze i proponuje dotknięcie swoich ran. To miłosierdzie okazał nie tylko Tomaszowi, ale przez jego niedowiarstwo — nam wszystkim, by nas ustrzec od nieuzasadnionych wątpliwości, jeśliby kiedyś one w nas powstawały. Niewiarą Tomasza leczy się nasza niewiara[4].

„Ci, którzy żyją nadzieją, widzą dalej. Ci, co żyją miłością, widza głębiej. Ci, co żyją wiarą, widzą wszystko w innym świetle” (Lothar Zenetti). Tego chyba dziś uczy nas Apostoł Tomasz, który potrzebował osobiście dotknąć ran Chrystusa, aby jego wiara mogła się solidnie ugruntować. Przestań wątpić, zacznij wierzyć! Bo o cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię (J 14,13). Wiara polega na chceniu tego, czego chce Bóg, na miłowaniu tego, co miłuje Bóg, nawet jeśli to nas prowadzi aż na krzyż… W więzi wiary, Bóg jest moja twierdzą, zamkiem warownym i skałą… Jego słowo nie może nie oszukać ani zawieść. Zaufanie chrześcijanina polega na całkowitym zawierzeniu się wiecznej wierności Chrystusa… Może stać się tak, że okoliczności okażą się trudne, wichury sponiewierają nasze życie, burze zniszczą nasze ludzkie oparcia, a Jezus zawsze pozostaje z nami”. (kard. Robert Sarah)

Dlaczego tak jest? Ponieważ Bóg jest miłosierny, bo jest miłością, która jest bezinteresownie pomaga nam w naszym codziennym życiu. To On stał się ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, ale nie tylko za nasze, ale i całego świata. Dlatego mówimy dzisiaj: Jezu ufam Tobie! 

J 20, 19-31

Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli

Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!» A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana.

A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane».

Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!»

Ale on rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę».

A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku i rzekł: «Pokój wam!» Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym».

Tomasz w odpowiedzi rzekł do Niego: «Pan mój i Bóg mój!»

Powiedział mu Jezus: «Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli».

I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego.


[1] https://opoka.org.pl/biblioteka/M/MR/echo-2012-48-linoskoczek.html

[2] http://www.edusens.pl/edusensownik/czym-sie-rozni-samotnosc-palca-od-samotnosci-kolka-w-plocie

[3] http://www.milosierdzie.info.pl/milosierdzie-boga-w-dzielach-jego/80-tom-2/342-81-ukazanie-sie-pana-jezusa-tomaszowi.html

[4] Tamże

Total
0
Shares
(for. Johannes Jander / flickr.com / CC BY-ND 2.0)

2 N. Wielkanocna, Dotyk wiary, J 20, 19-31

Człowiek nieufny, ostrożny, sceptycznie podchodzący do ludzi i życia, niedowiarek – tak często określany jest św. Tomasz –…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może spodoba Ci się też...