80-letnia mieszkanka Ferrary, na północy Włoch, miała w marcu 2008 roku ogromne trudności z udowodnieniem, że… żyje. Historię kobiety, uważanej za zmarłą od ćwierćwiecza opisał lokalny dziennik (“Resto del Carlino”). Gazeta ironicznie komentowała, że pani Ultimina Dalla Pria nie wiedziała o tym, że wg kartotek nie żyje od 1 stycznia 1983 roku. Dlatego, kiedy zgłosiła się do ubezpieczalni po nową książeczką zdrowia, usłyszała, że jej nie dostanie, ponieważ nie wydaje się dokumentów osobom… zmarłym. “- Nie mogłam nic wskórać. Pokazałam swój dowód osobisty, zapewniałam wiele razy, że to pomyłka, że żyję, ale urzędniczka pozostała niewzruszona. Dla niej nie żyłam” – opowiedziała kobieta.
Dopiero, gdy zwróciła sie do urzędu stanu cywilnego, udało jej się uzyskać potwierdzenie na piśmie, że jest wśród żywych. Wszystkie te dokumenty złożyła w ubezpieczalni. Dziennik “Resto del Carlino” dodał, że biurokratyczny “powrót do świata żywych” jest tak skomplikowaną procedurą, że bohaterka tej historii musiała poprosić o pomoc prawną. Dziennik podsumował to wydarzenie tak: “- Ciężko człowiekowi wrócić na ziemię z zaświatów…”
Moi drodzy, ta prawdziwa historia, wzięta prosto z włoskiego życia, ukazuje jak bardzo współczesnym Chrystusowi ludziom było trudno uwierzyć w Zmartwychwstanie Jezusa. Szczególnie tym, którzy byli mu najbliżsi, którzy przemierzali z nim drogę, którzy słuchali Jego nauki i wskazań. Tym, którzy widzieli jak umarł na krzyżu, jak wydawał ostatni oddech przed spotkaniem z Ojcem…
Zmartwychwstanie Chrystusa jest faktem, który nie był akceptowany od samego początku i który, po dzień dzisiejszy nie może dotrzeć do świadomości wielu ludzi. Śmierć dla wielu jest nadal ostatecznym i najsmutniejszym wydarzeniem ludzkiego życia, i będąc wierzącymi…. tak do końca nie wierzą oni w Zmartwychwstanie. Słychać często: “- Aaaaa…., kto wie, jak tam będzie” – są to ludzie, którzy niby wierzą w Boga, ale niestety nie wierzą Bogu.
Tematem starego filmu, wyświetlanego przed laty, pt. „Świat spowity ciemnościami” są wykopaliska archeologiczne w Jerozolimie. Zajęto się miejscem; gdzie Jezus został pogrzebany. Pewnego dnia prowadzący akurat wykopaliska archeolog oznajmił, że znalazł grób Jezusa. Później przyszła ekscytująca wiadomość! Grób nie był pusty!!! Znaleziono w nim zmumifikowane zwłoki doskonale odpowiadające Jezusowi.
Ludzie całymi tłumami garnęli się do tego miejsca, by zobaczyć wszystko na własne oczy. A więc Jezus nie powstał z martwych. Środki masowej komunikacji: radio, telewizja, prasa przekazały natychmiast wiadomość do najdalszych zakątków świata. Cały świat chrześcijański “osłupiał”. Zmartwychwstanie Jezusa nie miało nigdy miejsca. Było zwykłym oszustwem. W przypływie gniewu ludzie zaczęli zamykać kościoły lub burzyć je. Niszczono krzyże i egzemplarze Pisma świętego. Świat chrześcijański pogrążył się w ciemnościach. Po wielu latach, na łożu śmierci, archeolog wyznał, że to on wymyślił całą tę “historię z mumią”. To on dokonał oszustwa… Nie wdając się w fabułę, czy samą ocenę filmu, można powiedzieć, że w pewnym sensie ma on pewną wartość. Uświadamia nam, że nie ma nic ważniejszego od poznania tego, co wydarzyło się w Jerozolimie po ukrzyżowaniu Jezusa. Prowokuje też do zadania sobie pytania, co by było, gdyby sie nic nie wydarzyło.
Roman Brandstaetter zwierza się w swoim “Kręgu biblijnym”, że postanowił kiedyś napisać opowieść o tym, co by się działo na świecie, gdyby Chrystus nie istniał. Gdy zacząłem obmyślać – pisze autor – akcję i konflikt, charaktery osób, stosunki polityczne i społeczne, (…) doznałem wrażenia, jakby z głębi czasu zionęła ku mnie potworna otchłań niemożliwa do określenia. W żaden sposób nie mogłem sobie wyobrazić nieobecności Chrystusa w ludzkich dziejach. (…) Nie zdołałem wykrzesać z siebie ani jednego obrazu. Tworzywo okazało się jałową miazgą, której nie umiałem nadać kształtu. Stanąłem oko w oko z demoniczną próżnią, w której ani siebie, ani sensu świata nie mogłem odnaleźć…
Wobec takiej próżni stanął m.in. La Revelliere-Lepeaux (1753-1824), adwokat, prawnik zajmujący się filozofią i jednocześnie jeden z przywódców rewolucji francuskiej, postanowił stworzyć nową religię republikańską. Nazwał ją “teofilantropią”. Oparł się na myśli dawnych filozofów, jak i też sięgał do Ewangelii. Sądził, że udało mu się stworzyć religię doskonałą. Jednak ta nowa religia nie znalazła wielu zwolenników. Skarżył się swoim kolegom, że jego religia nie rozwija się tak szybko jak chrześcijaństwo. Nie mógł pojąć dlaczego tak się dzieje. Wtedy dwaj przyjaciele: Barnes i Talleyrand odpowiedzieli mu: „Daj się ukrzyżować, przez trzy dni pozostań w grobie, a potem zmartwychwstań, a zobaczysz, ilu znajdziesz zwolenników…”
O podobnej bezradności jest dzisiaj mowa w przeczytanej Ewangelii. Czytamy: “A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: „Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie”».
My także pochylamy się nasze głowy nad grobami tych, których kochamy. Cisza nad grobem bliskiej osoby to moment, kiedy miotają nami nasze emocje. Oto ten, który był, teraz leży w grobie i go nie ma. Pozostają wspomnienia, sytuacje, gdzie była radość bycia razem, a teraz zaś jest żal; bezradność walczy z nadzieją, że to przecież nie może być koniec. Burza myśli, burza słów i burza emocji, to wszystko przechodzi przez nasze serce, umysł i całe ciało. Znamy to zapewne, kiedy uczestniczyliśmy w pogrzebie bliskiej nam osoby. Brak zgody z takim stanem rzeczy miesza się z akceptacją własnej bezradności wobec tego, co jest. A co jest? Oprócz łez, jest najczęściej pustka. I wtedy właśnie, chociaż jest to bardzo trudne po ludzku, musi być w nas wiara, nadzieja i miłość, bo tylko one tłumaczą to, co dzieje się na naszych oczach…
Od czwartku do soboty dotykaliśmy Tajemnicy Krzyża, ale przede wszystkim tego wieczoru dotykamy Tajemnicy Zmartwychwstania Pana Jezusa. Tajemnicy, która objawia nam miłość Boga do człowieka. Miłość, która jest silniejsza niż śmierć. Nie do końca poznana miłość Boga przez niedoskonałego człowieka. Człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga, i tym różni się od innych stworzeń, że może kochać, że może być podłączony do tej jedynej Miłości, niekończącej się Energii, która daje życie, a jest nią sam Bóg. To On jest Panem życia i śmierci, bo On jest Miłością.
Dziś praktycznie na całej kuli ziemskiej ludzie poszukują energii, potrzebnej do życia ludzkości: węgiel, ropa, gaz, energia słoneczna, atom… To mamy codziennie w mediach. Tymczasem rzadko człowiek podejmuje się badań – systematycznych badań – nad największą energią, jaką posiada ziemia, nad ukrytą w sercu człowieka energią miłości… Tylko systematyczna praca nad nią, umiejętne ukierunkowanie tej energii, może przynieść człowiekowi – już tutaj na tej ziemi – początek szczęścia. Aby tak było, potrzebne jest przebudzenie człowieka.
Dzisiejszy świat pod wieloma względami przypomina dżunglę. Króluje w nim często prawo silniejszego, tego, który ma władzę i pieniądze, bardziej obrotnego, bardziej cwanego. A w plątaninie różnych poglądów, złudnych obietnic można się zagubić, tracąc przy tym życie duchowe, a nawet fizyczne. Doświadczyć śmierci. Tymczasem Bóg jest światłem, które wyprowadza z zagubienia. Odnajdując Boga, doświadczamy Zmartwychwstania, odnajdujemy właściwe drogi naszego życia. Odnajdujemy sam cel tego życia.
W liście do Efezjan czytamy: „Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje Ci Chrystus”. Jeśli pragniemy, aby Zmartwychwstały nas oświecił, trzeba przede wszystkim otworzyć oczy. Tak jak to przeżyli uczniowie z Emaus, kiedy „oczy im się otworzyły i poznali Go”. Inaczej widziała Jezusa po Zmartwychwstaniu Maria Magdalena, inaczej uczniowie z Emaus, Tomasz, pozostali uczniowie, którym “słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary”. Sam Piotr – jak słyszymy to dziś w Ewangelii – wybrał się i przybiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało”. Inaczej my widzimy – naszymi oczami wiary – my dziś zgromadzeni tu w tym kościele przed obrazem przedstawiającym Zaśnięcie i Wniebowzięcie Matki Boskiej, matki Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego. Dlatego z wiarą, nadzieją, miłością i radością wołajmy w tym kościele nie tylko: „Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu Chryste”, ale przede wszystkim „Wyznajemy Twoje Zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale!”.
Łk 24, 1-12
W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień zastały odsunięty od grobu. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach.
Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: „Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie”». Wtedy przypomniały sobie Jego słowa, wróciwszy zaś od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary.
Jednakże Piotr wybrał się i przybiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało.