W połowie ubiegłego wieku Schamyl był władcą Kaukazu. Pragnąc wytępić w swoim księstwie plagę korupcji wydał surowe prawo: Kto dopuści się przekupstwa, otrzyma publicznie 50 batów chłosty.Powiedziane, zrobione. Jedna z pierwszych skarg wpłynęła na… jego matkę. Dotknięty niewypowiedzianym bólem, zamknął się Schamyl w swojej siedzibie. Toczył ze sobą samym straszną walkę. Po jednej stronie stało prawo, domagające się zadośćuczynienia, a z drugiej zaś matka.Czwartego dnia blady z wyczerpania opuścił dwór i udał się na plac, gdzie wymierzano kary.Przyprowadzono matkę władcy.
Gdy pierwsze razy miały spaść na plecy matki, książę odsunął ją na bok, a sam nadstawił swoje ciało i kazał wymierzyć należną karę. Po ostatnim uderzeniu z wielkim wysiłkiem wyprostował się i oświadczył: – Prawu stało się zadość. Krew waszego pana popłynęła na odpokutowanie popełnionej winy.
Jezus oddał za nas krew, oddał za nas swoje życie. Uczynił to z miłości do człowieka, który nie może żyć bez tej ogromnej mocy, która w nim jest miłości. Bez tej miłości już dawno nie byłoby ludzkości. Jednocześnie jednak ten sam człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą i jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. (JAN PAWEŁ II).
Będziemy “rozliczani” nie z tego, ile zrobiliśmy na świecie, ale przede wszystkim z tego, ile włożyliśmy w to naszego serca, czyli miłości. Każdy z nas jest wezwany do rzeczy wielkich. Trzeba nam zaangażowania, systematyczności i serca, które zmieni oblicze tej ziemi. Kto nie potrafi dziękować, nie potrafi też kochać. (JEREMIAS GOTTHELF).
W jednym z miejskich parków z dala od zgiełku ulic na jednej z ławek siedziała zakochana para. Młodzi delikatnie trzymali swoje dłonie i patrzyli sobie głęboko w oczy nic przy tym nie mówiąc. Chłopak tulił czule dłonie dziewczyny i spoglądał na jej rozpromienione policzki. W tym samym parku bawił się mały chłopiec, zbierał kasztany ponieważ była już jesień. Na chwilę przerwał swoją zabawę i zaczął się przyglądać młodym siedzącym na ławce. Nie mógł zrozumieć, że siedzą tak bez ruchu i patrzą na siebie, nic przy tym nie mówiąc. Przecież to nudne – pomyślał chłopczyk i zaczął dalej zbierać kasztany.
Kiedy jednak wrócił do domu, zapytał ojca: – Tato, dziś w parku spotkałem chłopaka i dziewczynę, którzy siedzieli na ławce, trzymali się za ręce i nic nie mówili, tylko patrzyli na siebie. Przecież to dziwne. Jak tak można siedzieć? Ja bym się nudził. Ojciec zrozumiał, że synek mówi o zakochanych. Popatrzył na niego i rzekł: – Widzisz, synku, to nie jest takie dziwne i nudne, jak ci się wydaje. Albowiem, gdy się kogoś kocha, wszystko dookoła nabiera głębszego sensu[1].
Jezus przybliża nam sens tego, że dobro, które uczyniliśmy w naszym życiu nie przeminie. Ma ono właściwości ponadczasowe, bo ogarnia rzeszę ludzi, którzy idąc i działając w świecie mają siłę ponadczasową. Dobro, którego jesteśmy autorami ma właśnie wartość ponadczasową, dlatego można powiedzieć, że to ono jest niebem na ziemi.
Jest takie powiedzenie, że można kupić wszystko i wszystkich i… jest to kwestia ceny. Prawdy jednak nie da się kupić, bo ona zawsze obroni się sama. Nie ma bowiem takiej możliwości, aby prawdę kupić czy przekupić, bo ona zawsze będzie mówiła prawdę. Nie ma takiej możliwości, abyśmy mieli ją na własność, bo jest ona uniwersalna. Przez jej niezależność mamy możliwość dochodzenia do prawdy i to przez całe nasze życie. Potrzebujemy współpracy z drugim człowiekiem.
Andrew Carnegie (1835-1919), słynny filantrop, przemysłowiec (“król stali”) i milioner amerykański, który zaczynał dosłownie od zera (i dorobił się olbrzymiego majątku, wykorzystując śmiało nowe wynalazki), obmyślił na swój grób następujący napis: “Tutaj spoczywa człowiek, który wokół siebie potrafił zgromadzić wielu współpracowników, bardziej dzielnych i zdolnych niż on sam”.
Jezus wciąż ukazywał, że rzeczy i sprawy ludzkie nie są mu obce. Udowodnił też, że ludzkie stąpanie po ziemi jest niewystarczające. Jest bowiem taka rzeczywistość, która przekracza człowieka i to w każdej dziedzinie życia. Prawdę o Jezusie i Jego zmartwychwstaniu nie da się zrozumieć. Trzeba ją odkrywać i to każdego dnia, abyśmy mogli odchodząc z tego świata mieli przekonanie, że sami dostąpimy zmartwychwstania. Aby tak się stało potrzeba nam bycia autentycznym świadkiem bożej miłości.
Jan Kiepura (1902-1966), wybitny śpiewak estradowy i operowy, ma grób na warszawskich Powązkach. Na jego grobie taki napis: “Gdy człowiek umiera, Nie pozostaje po nim na tej ziemi nic oprócz dobra, które uczynił innym”. Dlatego dziś kształtujmy nasze serca tak, aby jeśli nawet okazanie serca nas kosztuje, to żeby nie zamykać go na potrzeby tych, którzy go potrzebują.
Mt 28, 8-15
Chrystus zmartwychwstały ukazuje się niewiastom
Gdy anioł przemówił do niewiast, one pośpiesznie oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i pobiegły oznajmić to Jego uczniom.
A oto Jezus stanął przed nimi, mówiąc: «Witajcie!» One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech udadzą się do Galilei, tam Mnie zobaczą».
Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: «Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdy spaliśmy. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu».
Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami, i trwa aż do dnia dzisiejszego.
[1] Marcin Melon, Sens miłości