Ze strony Hutchinson Institue przeczytałem historię pewnego człowieka: Robert Fleiss (Fleiß), legendarny listonosz z Karkonoszy codziennie odbierał i dostarczał przesyłki na najwyższą górę Karkonoszy – każdego dnia wspinał się na Śnieżkę (1602 m n.p.m.) z torbą wypełnioną listami i widokówkami. Pracę listonosza rozpoczął w 1873 w Miłkowie, ale już po roku zrezygnował. Przez kilka kolejnych lat trudnił się różnymi zajęciami, jednak w 1889 roku ponownie założył mundur listonosza i nosił go nieprzerwanie przez 37 lat.
Przez te wszystkie lata wspinał się z Karpacza przez Kocioł Wielkiego Stawu, przez Równię pod Śnieżką aż na najwyższy szczyt Karkonoszy. Dzień w dzień, 19 km drogi, 1100 metrów przewyższenia, z torbą ważącą około 50 kilogramów. A wszystko to w czasach, gdy nie było trekingowych butów, wygodnych ubrań, ba, nie było nawet dobrze wytyczonych ścieżek, nie mówiąc już o ubitej drodze, która teraz prowadzi na szczyt Śnieżki. Ale Robert Fleiss nie narzekał, przez te lata sumiennie wypełniał swoje obowiązki, bo kto, jak nie ten karkonoski listonosz miał zająć się przesyłkami. A już wówczas góra była niezwykle popularna – każdego roku wchodziło na nią kilkadziesiąt tysięcy turystów, którzy chcieli wysłać widokówkę z wizerunkiem Śnieżki.
Wyliczono, że przez te wszystkie lata legendarny pocztowiec przeszedł 200 tys. km, czyli tak, jakby pięciokrotnie okrążył Ziemię. Natomiast w swojej torbie przeniósł równowartość 300 wagonów towarowych.
Historia Roberta Fleissa ma słodko-gorzki smak, jak to często w życiu bywa. W 1925 roku Robert Fleiss został zwolniony z pracy po 37 latach nienagannej służby. Mówi się, że to był cios dla leciwego listonosza. Zmarł w 1937 roku. Pozostała jednak po nim pamięć – popiersie znajduje się w Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu, także w Karpaczu można wziąć udział w grach terenowych, które prowadzą śladami legendarnego listonosza[1].
Kiedy przeczytałem tę historię o Robercie Fleiss’ie to pierwsze, co przyszło mi do głowy to pytanie, którego odpowiedź znajdę chyba dopiero po mojej śmierci. Brzmi ono tak: Co kierowało postępowaniem Roberta? Skąd w nim aż tak wielka determinacja, upór, ale też i siła, która kierowała jego zachowaniem? Co powodowało tak wielkie jego zaangażowanie w pracy, którą wykonywał przez prawie 40 lat? Nie wiem, ale chyba jedyną taką wstępną odpowiedzią na te wszystkie pytania jest to, że na pewno nie robił tego z przymusu, ale z własnej woli, bo w wolności i z radością do tego, co robił. Służył drugiemu człowieki i dawało mu to radość.
Czytamy dziś tekst Ewangelii św. Jana (10, 11) w którym słyszmy, jak Jezus wyjaśnia jaka jest różnica między pasterzem, a najemnikiem. Pastrerz jest tym, który kocha swoje owce, bo są dla niego całym jego życiem. Miłość kieruje jego postępowaniem wobec owiec, które są równocześnie podstawą jego egzystencji. Z szacunkiem zatem podchodzi do swojej pracy i kocha robić to, co robi. Najemnik zaś robi wszystko z musu, nie ma w sobie żadnej motywacji, aby zaangażować się w swoją pracę na 100%. Jest przy tym leniwy i ociąga się w swoich obowiązkach, bo robi to nie tylko pod naciśkiem kogoś – brak wolności, ale przede wszystkim nie ma z ego nic dla siebie. Jedyną “motywacją” jego działania jest przymus wobec tego, który nakazuje mu wykonać obowiązkową pracę, która w ogóle go nie intersuje i nie daje radości, dlatego nie wkłada w nią nawet odrobiny własnego serca. Nie ma w nim żadnej pozytywnej energii, która dawałaby mu siły, do podjęcia jakiegokolwiek działania.
Ojciec Anthony de Mello SJ, pisze tak: W ubiegłym roku oglądałem w hiszpańskiej telewizji pewną historyjkę o mężczyźnie, który pukając do drzwi pokoju swego syna wołał: – Jaime, obudź się! Syn w odpowiedzi: – Nie chcę wstawać, tato. Poirytowany ojciec: – Wstawaj, musisz iść do szkoły! Jaime na to: – Nie chcę iść do szkoły. – Dlaczego? – pyta ojciec. – Są trzy powody ku temu – stwierdził Jaime. – Po pierwsze, bo tam jest potwornie nudno; po drugie, bo mi dzieciaki dokuczają, a wreszcie po trzecie, bo nienawidzę szkoły. Na to ojciec: – To ja ci podam trzy powody, dla których powinieneś pójść do szkoły. Po pierwsze, bo to jest twój obowiązek; po drugie, bo masz czterdzieści pięć lat; i po trzecie, ponieważ jesteś dyrektorem szkoły[2].
To prawda, że jeśli ktoś “ma lenia” i nie ma serca do czegoś, to nawet gdyby ktoś nie wiem jak go zmuszał, to tego nie wykona ani dobrze, ani ze starannością, ale “tak po łebkach, tak na odczep się”. Motywacja wypływa z głowy i serca. Nasz umysł i uczucia muszą współgrać, bo jeśli nie, to za przychodzi “jakby z automatu” niezadowolenie, a nawet frustracja. Pewna kobieta kiedyś wtargnęła do urzędu stanu cywilnego, gwałtownie trzasnąwszy drzwiami. “- Wydał pan to zezwolenie na mój ślub z Jakubem Jacobsonem, czy nie? – zapytała krzycząc i rzucając dokument na stół. Urzędnik spojrzał na nią dokładnie zza swoich grubych okularów. “Tak proszę pani. Wydaje mi się, że tak. A, o co chodzi?”. “On uciekł!”, rzekła kobieta. “Co ma pan zamiar zrobić w tej sprawie!?!”. Nikt nikog nie zmusi do miłości!
Nie można nikogo zmusić do przyjaźni czy do miłości, gdy nie ma szczerości, otwartości i autentyczności. Nikt nigdy nikogo na siłę nawet nie polubi, a zwłaszcza wtedy, kiedy się go do tego zmusza. Jeśli chcemy być prawdziwymi pasterzami, które chcą pomóc drugiej osobie w jej rozwoju psychicznym, czy duchowym, to wpierw musimy pokochać ją taką, jaka ona jest. Jeśli nie będzie w nas wolności, życzliwości i otwarości, to staniemy się najemnikiem, który co prawda wykona swoją pracę, ale tylko jako usługę, którą wykonuje każdy sprzedawca wobec klienta, czyli na pozimie czysto materialnym.
Na koniec warto powiedzieć jeszcze o jednej bardzo ważnej sprawie. Musimy pamiętać też o tym, że wolność działa zawsze w dwie strony. Nie można nikogo zmusić, aby nas pokochał. Nie możemy zmusić kogokolwiek, aby robił tylko to, co my chcemy. Miłość zakłada wolność, autonomię i przestrzeń, którą każdy powinien posiadać. O jaka przestrzeń chodzi?
Arabska księżniczka postanowiła poślubić jednego ze swoich niewolników. Żadne porosby króla, ani jego wysiłki, by dziewczyna zmieniła zamiar, nie ały rezultatu. Doradcy króla nie wiedzieli, co mu poradzić. W końcu na dwór przybył stary Hakim i słysząc o zmarwieniu króla, rzekł: “Myla się, radząc Waszej Wysokości, by zabronić córce ślubu, bo tym bardziej będzie cię nienawidzić i tym silniej będzie kochać niewolnika”. “Powiedz mi, co mam czynić” – powiedział król. Hakim zasugerował mu pewien plan.
Król nastawiony był do niego dość sceptycznie, ale postanowił spróbowac. Posłał po swoją córkę i rzekł do niej: “ Mam zamiar poddać próbie twoją miłóść do tego człowieka. Zostaniecie zamknięci w małej celi na trzydzieści dni i nocy. Gdy po tym czasie, nadal będziesz chciała go poslubić, dostaniesz moją zgodę”.
Uszczęśliwiona księżniczka, przytuliła się do ojca i z radością przyjęła propozycję. Wszystko szło dobrze przez pierwsze kilka dni, lecz wkrótce nadeszla nuda. Po tygodniu, wzdychała do innego towarzystwa i denerwowało ją każde słow i gest ukochanego. Po dwóch tygodniach miała już dość tego człowieka, że zaczęła krzyczeć i walić rękami w drzwi celi. Kiedy w końcu ją wypuszczono, rzuciła się w ramiona ojca pełna wdzięczności za ocalenie jej od człowieka, którego teraz nienawidziła. Życie osobno, czyni wspólne życie łatwiejszym. Bez dystansu nie ma wspólnej więzi!
Być dobrym pasterzem to ogromna rola każdego z nas. Mamy kochać, ale nie uwiązywać i zbytnio obciążać innych własnym życiem. Mamy raczej wspierać i dawać nadzieję, pomagać kiedy potrzeba, zwłaszcza w ważnych dla kogoś momentach jego życia. Mamy dawać ile tylko możemy, pod każdym względem, jeśli jest taka potrzeba. Mamy jednak też mieć dystans wobec sytuacji i ludzi, którzy nas otaczają. Jezus zostawiał wolność każdemu, który do Niego przychodził. Pomagał ile tylko mógł, a potem mówił: “Idź i nie grzesz więcej”. Zostawiał zawsze wolność człowiekowi, bo “wolność jest nic nie warta, jeśli nie zawiera wolności do popełniania błędów” (Mahatma Gandhi). Każdy z nas będzie się rozwijał psychicznie, duchowo, ale też i materialnie, jeśli także popełeni sam błędy i czasem też grzechy (nie zachęcam do ich popełniania!!!), które paradoksalnie przypominają nam, że jesteśmy wolnymi ludźmi i to od nas zależy, czy szybko nauczymy się tę wolność wykorzystywać dla naszego wzrostu. Jezus chce przede wszytkim, żebyśmy byli pastarzami, a nie niewolnikami w tym, co robimy. Platon kiedyś powiedział „Nie można uczynić niewolnikiem człowieka wolnego, gdyż czlowiek wolny pozostaje wolny nawet w więzieniu…”.
Pamietajmy o tym, że “wolność, to pierwsza z własności człowieka, bez której inne nikną i szczęście ucieka”. Pasterz jest szczęśliwy, że ma swoje owce, bo je kocha. Nie jest niewolnikiem, ale człowiekiem wolnym na ziemi stworzonej przez Boga w której został on również powołany do życia. Wykorzystajmy każdą okazję, aby ucieszyć się tym, co dał nam Pan, aby być szczęśliwimym na tej ziemi, bo “szczęście znajduje się w Tobie. Zaczyna się na dnie Twojego serca, a Ty możesz je wciąż powiększać pozostając życzliwym tam, gdzie inni bywają nieżyczliwi; pomagając tam, gdzie już nikt nie pomaga: będąc zadowolonym tam, gdzie inni tylko stawiają żądania (Phil Bosmans). Szczęście to kwestia wyboru. Jak możesz osiągnąć szczęście? Wpierw „pokochaj to, co już masz” (Regina Brett).
J 10, 11-18
Jezus jest dobrym pasterzem
Jezus powiedział:
«Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; najemnik ucieka, dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej zagrody. I te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz.
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca».