Codzienna modlitwa zmienia podejście do życia…

Total
0
Shares

Młody wielbłąd pyta ojca – wielbłąda: – Tato, dlaczego mamy takie brzydkie kopytka, a koniki mają takie ładne? – Widzisz, my chodzimy w karawanie i dlatego mamy takie a nie inne kopytka, żeby nie zakopać się po kolana w piachu. – Tato, a dlaczego mamy taką brzydką, skudloną sierść, a koniki mają taką śliczną, błyszczącą? – Widzisz, my chodzimy w karawanie, a na pustyni w nocy jest -10 stopni, w dzień +40 stopni, i taka sierść chroni nas przed takimi skokami temperatur. – Tato, a dlaczego mamy te dwa garbu na grzbiecie, a koniki mają taki gładki? – Widzisz, my chodzimy w karawanie i w tych garbach magazynujemy tłuszcz i wodę, żeby nie zginąć na pustyni z głodu i pragnienia. Na to wszystko młody wielbłąd: – Tato a na co nam to wszystko, kiedy mieszkamy w ZOO?

Ta historia mimo, że jest zabawna, przekazuje nam jeszcze jedno zasadnicze przesłanie. W schematach powtarzania pewnych czynności dnia codziennego, każdy z nas stwarza sobie pewne ramy swojego postępowania. Są to ramy, które stają się pewnego rodzaju klatką naszych codziennych zachowań. Nasze talenty, predyspozycje, dary od Pana Boga znikają, gdzieś pod zasłoną przeciętności, bo często się po prostu nie chce, albo lepiej trzymać się utartych ścieżek i schematów, bo… zawsze tak było i tak będzie. Wystarcza to, co jest i nie pamiętamy często, że dary-predyspozycje posiadamy, bo po prostu: dawno nie były „używane”. Wtedy to co mamy, co i jak jest, przestaje cieszyć, a świat jest pewnego rodzaju wybiegiem z kratami-ograniczeniami jak w tym ZOO, gdzie nic nie opłaca się mieć i robić.

Modlitwa jest czasem kiedy można zatrzymać się nad tym: co zrobiłem, co robię i co będę robić z moim życiem. Jest czasem „odnowy biologicznej ducha”, aby te kolejne święta Zmartwychwstania Pańskiego obudziły w nas wiarę, nadzieję i miłość. Szczególnie okres 40 dni Wielkiego Postu, gdzie modlitwa i post powinny znaleźć się na liście naszych codziennych wyzwań, maj przygotować nasze serca do świadomego przeżycia Wielkiej Tajemnicy Zmartwychwstania. I aby się odnowić potrzebne jest szczere stanięcie w prawdzie i wyzbycie się naszych grzechów, wad, nałogów, pokus, które oddalają nas mniej lub bardziej od Boga.

Pokusa towarzyszy nam na co dzień i mami łatwym i pięknym życiem aż do momentu, gdy osiąga swój cel. Wtedy zostawia człowieka, nieraz w zaułku bez wyjścia. Staje się pewnego rodzaju kratą, która ogranicza człowiekowi swobodę poruszania się. Ilustracją tego może być mityczny król Midas. Kochał on złoto prawie na równi za swoją córką Marigold. Pewnego razu powiedział: „Chciałbym, aby wszystko, czego się dotknę, stało się złotem”. Jakże był zaskoczony, gdy rankiem się obudził i zauważył, że całe jego łoże, pościel, mienią się złotem. Król biegał od pokoju, do pokoju, dotykał wszystkiego, a serce jego rozpierało szczęście, gdy widział, jak wszystko zmienia się w złoto. Siadał do śniadania i wszystko, czego się dotknął, stawało się złotem: łyżki, widelec, kubek, talerz… „Co ja teraz zrobię?” – pomyślał król.

Gdy tak rozmyślał, przybiegła z płaczem jego córka: „Tatusiu, nasze cudowne kwiaty w ogrodzie stały się złotem”. Ojciec delikatnie ją przytulił, a wtedy córeczka zmieniła się w posąg złota. Król był zrozpaczony, zobaczył, jak zgubna była żądza posiadania złota. „Obym nigdy nie miał takiej zdolności”- lamentował. Na zawodzenie króla zjawił się młodzieniec, który powiedział: „Jeśli chcesz utracić tę zdolność, to idź i wykąp się w rzece”. Król uczynił to natychmiast. Jakże był szczęśliwy, gdy wszystko powróciło do poprzedniego stanu…

W naszym życiu może być podobnie. O niektórych mówią: Czego się dotknie, od razu procentuje pieniędzmi. I nieraz człowiek ulega żądzy „dotykania”, wkładania we wszystko rąk, zajmowania się wieloma sprawami, a to przesłania wszystko: cały ten świat. Aż przychodzi moment opamiętania – że człowiek ma złoto, czyli ma wszystko, ale nie ma wokół siebie życia i miłości… Złoto, czyli różnego rodzaju niedoskonałości, grzechy, uchybienia, wady, pokusy, stają się bowiem pewnego rodzaju klatką, poza którą nie widać już radosnego życia, nas samych, serca i miłości, drugiego człowieka, Boga…

Wato z tej perspektywy popatrzeć na modlitwę, jako pewnego rodzaju odejście od codziennych schematów i zobaczenia siebie jako „dziecka Boga”. Ten czas przyjąć, jako prowokację do wychodzenia poza siebie samego. Dlatego wciąż módlmy się o postawę wdzięczność za każdy dobrze przeżyty dzień i szukania tego wszystkiego co przybliża nas do siebie, drugiego człowieka i w konsekwencji również i do Boga.

 

Total
0
Shares
(fot. shutterstock.com)

Miłość chce i musi płynąć w naszych sercach

Tomasz Merton, najsłynniejszy chyba mnich XX wieku, sformułował następujące zdanie: “Miłość sprawdza się jedynie wtedy, gdy się ją…

Może spodoba Ci się też...