Wady, to zalety, które się jeszcze nie rozwinęły

Total
0
Shares

Patrząc na ogrom zła, jakie może wyrządzić jeden człowiek, odnosi się wrażenie, że jest on na usługach jakiejś nadnaturalnej potęgi zła. Jeden z dziennikarzy obecny na procesie w Norymberdze napisał: „Patrząc na zbrodniarzy hitlerowskich trudno uwierzyć, że ogrom zła, jakiego dokonali, jest tylko ich dziełem. Wydaje się to niemożliwe, aby tak kruchy człowiek o własnej mocy dokonał takiego zniszczenia. Odnosiłem wrażenie, że ci zbrodniarze byli na usługach jakiejś nadprzyrodzonej transcendentnej potęgi zła.

W roku 1964 władze rumuńskie osadziły w więzieniach wiele osób ze względów politycznych i religijnych. Wśród uwięzionych znalazł się ksiądz Richard Wumbrand. Spędził on w więzieniu 14 lat. W książce pt.: „In God’s Underground” opisuje więzienne lata. Przebywał w podziemnej celi, w której cały czas świeciła żarówka. Jedynym meblem była twarda prycza. Do ubikacji wyprowadzał strażnik, na którego nieraz trzeba było czekać długie godziny. Pewnej nocy Richard usłyszał stukanie w ścianę. To jego nowy sąsiad-więzień dawał znaki o sobie. To pukanie denerwowało Wumbrand’a. Później jednak zorientował się, że jego sąsiad, radiooperator chce go nauczyć alfabetu Morse’a. Po opanowaniu tej sztuki porozumiewania się Richard zapytał, czy radiooperator jest chrześcijaninem. Po długiej chwili radiooperator wystukał: „Nie mogę powiedzieć tak”. Przez wiele miesięcy prowadzili ze sobą długie rozmowy. Aż pewnej nocy radiooperator wystukał: „Chciałbym wyznać moje grzechy”. Ta prośba poruszyła bardzo głęboko Wumbrand’a. Spowiedź, przerywana milczeniem, trwała bardzo długo. Gdy radiooperator skończył, ks. Wumbrand głęboko wzruszony przekazał alfabetem Morsa słowa rozgrzeszenia. Był to dramatyczny moment dla tych dwóch mężczyzn. W odpowiedzi na rozgrzeszenie radiooperator wystukał słowa: „To są moje najszczęśliwsze chwile w ciągu moich ostatnich lat”.

Jaki jest związek ewangelicznej sceny uzdrowienia opętanego z historią, która przed chwilą wam opowiedziałem? W jednym i drugim wypadku doszło do autentycznego spotkania z Jezusem. W jednym i drugim wypadku Chrystus uwalnia z niewoli zła. W jednym i drugim wypadku uwolnienie od zła niesie wewnętrzny pokój i radość i staje się znakiem przychodzącego do nas w Jezusie Chrystusie Królestwa Bożego.

Autentyczne spotkanie z Chrystusem uwalnia nas od zła i czyni odpornymi na wpływ złego ducha. Dlatego papież Jan Paweł II tak często wołał: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. Otwórzcie drzwi państw, domów, a przede wszystkim drzwi swoich serc…

Pan Bóg kocha nawet łobuza, widząc w nim to wszystko, co się jeszcze nie rozwinęło, a co mogłoby go zmienić w… świętego. Ktoś kiedyś dobrze to ujął: „Wady są to zalety, które się jeszcze nie rozwinęły”. A czego potrzeba, żeby się rozwinęły? Posłuchajcie.

Żył sobie pewien ogrodnik, który kochał róże tak, jakby były jego dziećmi (bo prawdziwych dzieci nie miał). A kto kocha to: dba, troszczy się, osłania, karmi, broni, poświęca wiele swego czasu (życia)… Tak kochał swoje róże ów ogrodnik. Jak bardzo się więc rozzłościł, gdy zobaczył pewnego dnia na grządce z różami (niebieskimi!) kępę ostów, co kwitły, jak dmuchawce. Powyrywał je natychmiast z korzeniami. Lecz osty chciały żyć, więc pochwytały się mocno ziemi i tym szybciej zaczęły odrastać. Ogrodnik płakał ze złości, choć róże dalej rosły, tylko że w jakim towarzystwie?! Zapytał więc pewnego pustelnika, co ma robić. Pustelnik, który kochał bez wyjątku wszystko, co żyje, powiedział: „Weź i pokochaj te osty, a najbardziej ich kwiaty”. No cóż, nie miał innego wyjścia ogrodnik i zaczął kochać osty MIMO WSZYSTKO.

Po kilku tygodniach do jego ogrodu zaczęli przychodzić inni ogrodnicy, nie mogąc nadziwić się niespotykanie pięknym kwiatom ostów, które kwitły tak błękitnie, iż można było podejrzewać, że albo pożyczyły tego koloru od róż-sąsiadek, albo od błękitu, którego im nikt nie zasłaniał. Ogrodnik już nie wiedział, co kochać bardziej: róże, które z zazdrości zaczęły rosnąć w kolce, czy osty, które tak się zajęły kwitnięciem, że kolce potraciły? Pomyślał więc, że chyba kocha bardziej osty, bo tyle go to kochanie kosztowało.

Co więc pomoże rozwijać się temu, co dobre, piękne i kochane? Właśnie: TROCHĘ KOCHANIA I MIŁOŚCI, jak trochę słońca dla kwiatów. A przecież z ludźmi jest tak samo…

Zło lubi straszyć, tak jak szatan chce, by albo w niego nie wierzyć wcale, albo bać się go tak, żeby już żadnego dobrego człowieka nie widzieć, albo już nie wierzyć, że w złym jest jeszcze dobroć, którą trzeba w nim obudzić i pielęgnować. Zło straszy nas z filmowych horrorów, z codziennych wiadomości, z policyjnych programów telewizyjnych, z gazet, a nawet z filmów (niby) dla każdego…

Można w końcu uwierzyć, że nie dzieje się nic dobrego, że w każdym z nas siedzi „kawał diabła” lub „półdiablęcia”, po którym wszystkiego złego można się spodziewać. I wtedy przestaje się wierzyć w Dobrego Boga, w to, że dobro i tak zawsze w końcu zwycięży zło, a nawet przestaje się wierzyć w to, że można samemu być tak dobrym, że się nawet o tym nie marzyło. Dlaczego?

Bo właśnie gazetowo-ekranowe zło te marzenia w nas systematycznie niszczy. Dlatego im więcej zła się pokazuje, tym więcej trzeba czytać dobrych opowieści, tym więcej z dobrymi ludźmi przebywać i tworzyć wiele dobrych wspólnych rzeczy; tym więcej dobrze ludziom (nawet złym) życzyć i przez Okulary-Wiary widzieć dobro, które jak wiosenne kwiatki dopiero pod ziemią się rodzą i w nas rozwijają…

Pamiętajcie: „WADY TO ZALETY, KTÓRE SIĘ JESZCZE NIE ROZWINĘŁY”. Trzeba im pomóc – i w sobie, i w innych. I o oto módlmy się w czasie tej Mszy świętej, abyśmy świadomi obecności zła na ziemi nie poświęcali mu zbyt dużo czasu, bo przecież ważniejsze jest, aby dobru i dla dobra poświęcać nasze krótkie ziemskie życie.

 

Total
0
Shares
(fot. Luke Ma / flickr.com / CC BY 2.0)

Wykorzystaj swój czas na ziemi na miłość

Bardzo często skarżymy się , że czas płynie zbyt szybko, że go nam brak na wykonywanie niektórych, nawet…

Może spodoba Ci się też...