Światło

Total
0
Shares

Pewien chłopiec chorował prawie przez całą jesień. Nie mógł chodzić do przedszkola, ani nawet bawić się z bratem. Leżał przygnębiony w łóżku i wsłuchiwał się w deszcz bębniący o szyby. Było mu coraz smutniej, a choroba tylko na to czekała. Bo wiadomo, że jeśli chory się nie uśmiecha, to niełatwo będzie mu powrócić do zdrowia. Pewnego dnia, kiedy chłopiec obudził się po strasznie męczącym śnie (śniło mu się, że walczył z wstrętnym potworem), zobaczył na ścianie złotej plamkę. Przesuwała się ona w różne miejsca, podskakiwała, migotała, aż w końcu rozprysła się na mnóstwo błyszczących koralików. Zaciekawiony chłopiec usiadł na łóżku i przyglądał się z rozdziawioną buzią temu niezwykłemu zjawisku.

Dopiero kiedy do pokoju weszła mama niosąc na tacy śniadanie i lekarstwa, tajemnica się wyjaśniła. – Zobacz synku jaka piękna dziś pogoda. Wreszcie przestał} padać deszcz i słonko zagląda do ciebie – mama rozsunęła zasłony i cały pokój wypełnił się złotym blaskiem. Zniknęły iskierki tańczące na ścianach, bo promienie słoneczne nie musiały się już przeciskać przez szpary w firankach. Teraz bez przeszkód malowały wesołe wzory na ścianach i łaskotały chłopca w nos. A najważniejsze, że wywołały na jego twarzy uśmiech.

– Mamusiu – powiedział chłopczyk – jestem dziś taki wesoły! Poczytaj mi proszę książeczkę.

Mama bardzo się uciszyła, bo jej synek od wielu dni nie chciał rozmawiać, ani słuchać bajek, ani w ogóle dać się w jakikolwiek sposób pocieszyć. Cóż takiego się stało, że nagle wrócił mu humor? – To słońce mamusiu! – roześmiał się malec widząc zdziwioną twarz mamy. – Czuję, że dzięki niemu wkrótce będę zdrowy.

Rzeczywiście, chociaż jesienne dni były krótkie, to słońce i tak bardzo pomogło chłopcu. Odegnało od niego smutne myśli i wstrętne sny, wywołało na jego twarzy uśmiech i choroba powoli zaczęła się cofać. Wkrótce malec mógł już bawić się z bratem i wyglądać przez okno. Właśnie zbliżało się święto zmarłych i na pobliskim cmentarzu widać było o zmroku coraz więcej światełek. Chłopiec nie mógł oderwać oczu od tego widoku. Żałował, że nie pójdzie z rodzicami na groby, bo pan doktor zabronił mu jeszcze wychodzić na dwór. Tym chętniej stawał każdego wieczora przy oknie i patrzy], patrzył, patrzył… Wyobrażał sobie, że każde takie światełko prowadzi duszę zmarłego do słońca. – Tyle kolorowych płomyków – powiedział kiedyś do taty – zielone, czerwone, żółte, fioletowe, niebieskie i pomarańczowe… Zupełnie jak tęcza. A tęcza to przecież taki most, który prowadzi do nieba. Dobrze, że tyle ludzi zapala te kolory tęczy na grobach! Zmarłym na pewno jest wtedy łatwiej znaleźć drogę do słońca. A jak już słońce oświetli te dusze, to będą na pewno takie szczęśliwe jak ja. Mnie przecież uzdrowiły właśnie słoneczne promienie.

– Masz rację synku, ale pamiętaj o tym, Kto stworzył słońce. To On tak naprawdę cię uzdrowił i to On sprawia, że możemy pomóc duszom powędrować tęczowym mostem wprost do lego domu.

– Zapalając lampki na grobach?

– Nie tylko. Ważniejsze są nasze modlitwy, na których jak na balonikach dusze szybciej mogą pofrunąć do nieba. Każdego.

 

 

Total
0
Shares
(fot. h.koppdelaney / Foter.com / CC BY-ND)

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 20, 27-38

Uśmierceni za życia… Sprawa zmartwychwstania Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli…

Może spodoba Ci się też...