Dwaj przyjaciele dyskutowali wieczorami na temat zła na świecie. Któregoś dnia, kiedy znaleźli już kilka odpowiedzi na swoje pytania, a mimo to wciąż jeszcze wiele z nich odrzucali, przez nieuwagę spadł na ziemię mały dywanik, który leżał na parapecie. Jeden z przyjaciół podniósł go i położył znowu na dawnym miejscu, ale drugi powiedział: „- Przez pomyłkę położyłeś go odwrotnie, ta ładniejsza strona musi być u góry, a brzydsza pod spodem”. Teraz przyjrzeli się razem bardzo dokładnie dywanikowi. Był ręcznie wykonany i na górnej stronie miał wspaniały wzór w błyszczących kolorach – doprawdy drogocenny. Pod spodem zobaczyli tylko nitki i pętelki, odciętą przędzę i wiele pomieszanych ze sobą kolorów; krótko mówiąc, kiedy patrzyli na tę plątaninę, nie potrafili wyobrazić sobie przepięknej górnej strony dywanika.
Nagle obaj przyjaciele zamilkli i zakończyli swoje rozmowy o istnieniu zła na świecie. Pomyśleli sobie bowiem: być może z naszym życiem jest tak, jak z tym dywanikiem. Podczas gdy my, ludzie stoimy bezradni przed splątanym życiem, mądrość Boga już dawno utkała dla nas coś wspaniałego[1].
Centrum dzisiejszej Liturgii Wielkiego Piątku stanowi krzyż. Patrząc na niego może nam się wydaje, że tu właśnie przy tym krzyżu dotykamy końca, porażki, klęski, że oto zło triumfuje i że zło zwycięża. Nienawiść ludzi wreszcie osiągnęła cel… Tymczasem krzyż jest zwycięstwem zwycięstw, bo tryumfuje miłość. Ona zawsze zwycięża. Bóg krzyczy do człowieka: Kocham Cię człowieku mimo tego, co uczyniłeś.
A co zrobił człowiek? Biczowanie, cierniem ukoronowanie, oplucie, wzgardzenie, wyśmianie, pogarda, nienawiść… ukrzyżowanie. O tym mówił i opisał to Ewangelista Jan. Cycero mówił o ukrzyżowaniu: “Jest to kara najokrutniejsza i najpotworniejsza, kara najwyższa i ostateczna niewolników”.
Cofnijmy się te ponad 2000 lat wstecz, jak to się odbywało? Komentarzem skróconym, ale jakże wymownym są słowa papieża Jana Pawła II, po oglądnięciu filmu Mela Gibsona, pt. “Pasja”: “Tak właśnie było…”.
W czasach Jezusa znane były trzy formy krzyżowania. Pierwsza forma, tzw. “krzyż z głową” albo crux immissa. Dwie belki. Pionowa, wcześniej wkopywana w ziemię na miejscu kaźni; i belka pionowa, którą skazaniec dźwigał na swoich ramionach. A gdy przyszedł na miejsce kaźni, tam mu przybijano ręce do belki i za pomocą liny wciągano go po belce na krzyż do góry. I tam dopiero przybijano większym gwoździem lub wiązano liną obydwie belki. Belka poprzeczna zwała się patibulum, natomiast pionowa stipes. W połowie pionowej belki umieszczano taki róg, kołek, wbity, zwany sedile – jakby siedlisko (krzesełko), na którym ciało miało właśnie się opierać, jakby na siedzeniu. I dlatego ten sposób ukrzyżowania nazywano wstąpieniem na krzyż (ascendere crucem). Ponieważ skazaniec był wciągany na linie, wisząc przybity już do belki poprzecznej, aż na określoną wysokość. Tam dopiero tak wisząc, razem z tą belką był przymocowany. I dopiero z ziemi już przybijano jego stopy, każdą oddzielnie. Stipes – ta belka pionowa miała 4-5 metrów wysokości.
Inna forma krzyża to tzw. crux commissa, tzn. krzyż bez głowy, a więc tylko dwa ramiona. Poprzeczka była na górze (T). I wreszcie trzecia forma krzyża – crux decussata, albo krzyż św. Andrzeja w kształcie litery X. Przybijano ręce i nogi oddzielnie, na każdym z ramion drzewa. Ten ostatni krzyż był najczęściej używany i praktykowany.
W stosunku do Pana Jezusa użyto, zastosowano pierwszą formę ukrzyżowania – najbardziej okrutną, bo przecież przy każdym najmniejszym ruchu, Jezus przeżywał ból nie do opisania.
Gdy dziś patrzymy na ten krzyż czysto opisowo, schematycznie, wg przeczytanych książek czy opisów, to można zapomnieć o jakże ważnej symbolice – wymowie tego, co wydarzyło się na drzewie krzyża. Dwie belki: jedna pionowa (stipes) – wkopana w ziemię, w głębiny (to jeden koniec) i drugi, wskazujący niebo. Ta belka jest połączeniem nieba i ziemi, a więc tego co jest piekłem ludzkiego serca: złe myśli, pragnienia, grzechy – i tam właśnie wchodzi Jezus!!! Po co? Aby ten cały brud, zło wyprowadzić do nieba i to jest ten kierunek wertykalny. I druga belka – kierunek horyzontalny – to jakby otwarte ramiona. Jezus gestem przybicia do belki poziomej czyni symbol ogarnięcia całej ziemi, świata, wszechświata. To co złe, ogarnia swoimi rękoma i unosi na wysokość krzyża, na wysokość swego serca – pełnego miłości.
Oto Drzewo Krzyża, na którym zawisło Zbawienie Świata! Trzy razy będziemy śpiewać te słowa w czasie dzisiejszej liturgii. Jest to wezwanie do tego, abyśmy spojrzeli na Krzyż i poszli z pokłonem. Szczególnie teraz postarajmy się o to, aby było to spojrzenie nowe, głębsze, pełniejsze. Dziś jest szczególny czas ku temu, aby zadać sobie podstawowe pytanie: czym jest dla mnie Krzyż, i jaki ma on związek z moim życiem?
Pan Bóg posługuje się nieraz bardzo banalnymi zdarzeniami, aby przypomnieć człowiekowi podstawowe prawdy. Prawdy, które dotyczą jego życia i jego egzystencji. Czytałem kiedyś takie opowiadanie o pewnej kobiecie, która poszła na cmentarz, by zrobić porządek na grobie swoich rodziców. Było to tuż przed Uroczystością Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym. Chłodna jesień zrobiła już swoje: na grobie i wokół niego pełno było mokrych, gnijących liści, a pożółkła trawa i pozostałości po zasadzonych kiedyś kwiatach, stanowiły wątpliwą ozdobę. Kobieta odruchowo powiesiła swoją torebkę na ramieniu krzyża sąsiedniego grobu i zabrała się szybko do pracy. Po chwili jednak, zaniepokojona trochę, a w sumie to bardziej zawstydzona, rozejrzała się wokoło i pomyślała: „-Nie wypada przecież traktować krzyża, jak wieszak”. Sięgając po swoją torebkę, nagle doznała jakby olśnienia… W głowie przemknęły jej teksty: Chrystus umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2, 20), w swoim ciele poniósł – nie tylko – nasze grzechy na drzewo krzyża (por. 1P 2, 24), ale stając się podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu (por. Hbr 4, 15), wziął za sobą na krzyż wszystkie nasze sprawy i troski, wszystkie radości i cierpienia. On się obarczył naszym cierpieniem i dźwigał nasze słabości (Iż 53, 4) – cały ludzki los.
Te słowa usłyszała kiedyś w kościele, a także wyczytała, gdy był taki czas, że często zaglądała do Pisma św. Teraz zaś kołatały się w jej umyśle i sercu. O jakby odruchowo zaczęła gorączkowo przetrząsać zawartość swojej torebki. Doznała wtedy olśnienia: „Ależ tak!” – mówiła sobie – „przecież tu jest całe moje życie: dowód osobisty, czyli mój życiorys w skrócie; pieniądze, a więc praca i wszystkie troski związane z utrzymaniem siebie i bliskich – rodzinę; klucze, które symbolizują wszystko, co kojarzy się ze słowem „dom”; fotografie męża i dzieci – znak mojej miłości, ale również wszelakich problemów rodzinnych i wychowawczych. Jest tutaj list do wysłania – dowód pielęgnowanej przyjaźni, a także kalendarz i zapisane w nim plany i zamierzenia. Jeszcze jakieś leki, czyli przypomnienie o cierpieniu, wciąż obecnym w moim życiu; chusteczka, którą tyle razy ocierałam łzy. Obok niej… papierosy, znak mojej słabości, a patrząc szerzej – każdej pokusy, skłonności ku złemu. Jest też świeczka, którą na dowód wdzięcznej pamięci chcę zapalić na grobie rodziców… Ja to wszystko zawiesiłam na krzyżu, a tak naprawdę to Chrystus wziął ze sobą na krzyż moją ludzką dolę i ją odkupił, tylko ja często o tym zapominam i pewnie dlatego tak mi ciężko bywa w życiu. Zamiast kłaść swój los – wszystkie sprawy i troski – w błocie tego świata, wśród gnijących liści, mogę przecież zawiesić je na krzyżu. Dziękuję Ci, Boże za krzyż – kończyła swoją niespodziewaną refleksję kobieta.
Przyszliśmy tu dzisiaj oddać pokłon Ukrzyżowanemu Zbawicielowi, wywyższonemu nad ziemię (por. J 12, 32), pamiętając o tym, że krzyż jest znakiem męki, ale także i zmartwychwstania Jezusa, czyli w ogólnym bilansie jest to symbol… zwycięstwa! Dziękujmy Bogu za dar Chrystusowego Krzyża i za to, że możemy zawsze „zawiesić”, czyli oddać Mu nasz ludzki los, który wtedy nabiera zupełnie innego wymiaru, bo wymiaru zbawczego, przekraczającego nasze ludzkie myślenie.
Krzyż, który weźmiesz na siebie, po drodze się zgubi, którego nie przyjmiesz, będzie Ci leżał w poprzek każdej drogi (Phil Bosmans)
Moi drodzy, krzyż to nie znak przegranej, porażki, ale zwycięstwa. Zwycięstwa miłości nad nienawiścią. Zwycięstwa życia nad śmiercią. Zwycięstwa dobra nad złem. Pamiętajmy o tym za każdym razem, gdy będziemy oddawać my pokłon.
[1] Willi Hoffsümmer, 229 krótkich opowiadań, Opowiadanie pt. „Dywan”, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2001, s. 52.