20 N. zwykła, Zgoda w niezgodzie, Łk 12, 49-53

Total
0
Shares

Bóg nas stworzył różnych – mamy różne charaktery, poglądy, emocje, doświadczenia. Nawet apostołowie się spierali – Piotr i Paweł spierali się ostro (por. Ga 2,11), a jednak pozostali braćmi w Chrystusie. Prawdziwym problemem nie jest niezgoda. Prawdziwym problemem jest brak miłości w niezgodzie. Co to znaczy „zgoda w niezgodzie”? To umiejętność kochania mimo różnic. To postawa: „Nie zgadzam się z tobą – ale cię nie odrzucam”. To świadomość: „Mamy inne poglądy – ale idziemy za tym samym Chrystusem”.

Pewne małżeństwo – Stefan i Elżbieta – było razem od ponad 45 lat. Ich sąsiedzi często pytali: – Jak wy to robicie, że się nie kłócicie? Na co Elżbieta odpowiadała z uśmiechem: – Kłócimy się, tylko że kochając. Byli jak herbata i kawa. On lubił ciszę, ona – rozmowy. On czytał książki, ona oglądała seriale. On wcześnie wstawał, ona lubiła spać dłużej. Gdy dzieci się wyprowadziły, różnice jeszcze bardziej się uwypukliły. A jednak – codziennie pili razem herbatę o 17:00. Choć on wolał kawę, a ona wolała wcześniej. Dlaczego? Bo 17:00 to była godzina, kiedy się poznali. I postanowili, że niezależnie od tego, co się dzieje, będą wtedy być razem. Nawet jeśli jedno było zmęczone, drugie rozdrażnione. Nawet jeśli wcześniej się pokłócili. Herbata była jak znak: – Kocham cię mimo wszystko. Nawet jeśli dziś myślimy inaczej.

Pewnego dnia ich wnuczka zapytała: – Babciu, a nie lepiej znaleźć sobie kogoś, kto myśli jak ty? Elżbieta spojrzała na męża i odpowiedziała: – Lepiej znaleźć kogoś, kto potrafi kochać mimo że myśli inaczej[1]. Prawdziwa miłość nie szuka podobieństwa, tylko uczy się cierpliwości. To nie uczucie – to wybór: – „Nawet jeśli się różnimy, ja wybieram ciebie”. Bo miłość, która trwa tylko wtedy, gdy się zgadzamy – to jeszcze nie miłość. Ale miłość, która potrafi objąć drugiego z jego innością – to jest miłość Chrystusowa.

W małżeństwie: nie zawsze musisz myśleć tak samo jak współmałżonek – ale zawsze możesz kochać; w parafii: nie wszyscy muszą lubić te same pieśni, formy, nabożeństwa – ale wszyscy mogą być wspólnotą; w Kościele: są różne duchowości, formacje, poglądy – ale jeden Duch; w społeczeństwie: możemy się spierać – ale z szacunkiem, nie z pogardą.

Na starym rynku małego miasteczka stały dwie ławki – jedna po lewej stronie fontanny, druga po prawej. Na jednej z nich codziennie siadał pan Franciszek – emerytowany nauczyciel historii. Na drugiej – pan Adam – były inżynier, który przeprowadził się z dużego miasta. Znali się od lat. I choć nie zgadzali się niemal w niczym – spotykali się codziennie. Jeden mówił: – Wszystko kiedyś było lepsze! Drugi odpowiadał: – Przeciwnie! Teraz dopiero świat ruszył do przodu. Kłócili się o politykę, szkołę, Kościół, młodzież. Czasem podnosili głosy. Ale nigdy nie używali wyzwisk. Nigdy nie zrywali kontaktu.

Pewnego razu młody chłopak, który ich obserwował, zapytał: – Czemu się tak spieracie, skoro tak bardzo się różnicie? Pan Franciszek uśmiechnął się i powiedział: – Bo szacunek nie polega na tym, że się zgadzamy, ale że uważnie słuchamy, nawet jeśli się nie zgadzamy. Pan Adam dodał: – A pogarda? Pogarda zaczyna się tam, gdzie przestajemy widzieć w drugim człowieka. Od tamtej pory chłopak często siadał między nimi – raz po jednej stronie, raz po drugiej. Uczył się nie tyle, co myśleć, ale jak rozmawiać[2].

W czasach, gdy różnice dzielą ludzi coraz głębiej, Jezus zaprasza nas, byśmy byli świadkami szacunku i pokoju. Nie każda różnica to wojna. Nie każda niezgoda to wrogość. Można się spierać z szacunkiem. Można się różnić z miłością. „Miłość nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego” (1 Kor 13, 5). Nie chodzi o to, byśmy zawsze byli jednomyślni. Chodzi o to, byśmy nie przestawali być braćmi.

Dwóch braci, Marek i Paweł, mieszkało obok siebie na odziedziczonej po rodzicach ziemi. Przez lata pomagali sobie nawzajem – razem uprawiali pole, dzielili narzędzia, wspierali się w trudnych chwilach. Aż pewnego dnia doszło między nimi do ostrej sprzeczki. Poszło o coś małego, ale w sercach urosło do wielkości muru. Przestali ze sobą rozmawiać. Każdy żył po swojej stronie.

Po kilku tygodniach do domu Marka zapukał stolarz z narzędziami: – Szukam pracy. Może coś trzeba naprawić? Marek odpowiedział: – Tak. Zrób mi mur – od tego rowu aż po stary dąb. Chcę się odgrodzić od brata. Stolarz kiwnął głową i zabrał się do pracy. Po całym dniu pracy, gdy Marek wrócił, zaniemówił. Zamiast muru zobaczył piękny most nad rowem. A na drugim końcu mostu – stał Paweł. Obaj ruszyli ku sobie, a potem – bez słowa – objęli się jak bracia. A stolarz tylko się uśmiechnął i powiedział: – Jeśli trzeba, mogę zbudować więcej mostów[3].

Bracia mogą się pokłócić. Przyjaciele mogą się nie zrozumieć. Wspólnoty mogą się podzielić. Ale prawdziwy uczeń Chrystusa buduje mosty, nie mury. Nie chodzi o to, by mieć te same opinie. Chodzi o to, by nie przestawać być braćmi. Pamiętamy słowa Jezusa: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi” (Mt 5, 9).

Martin Luther King Jr. powiedział: „Nienawiści nie pokonasz nienawiścią. Tylko miłość może to zrobić.” Może czas zadzwonić? Napisać? Wyciągnąć rękę? Nie czekaj, aż druga strona się zmieni. Bo pojednanie nie zaczyna się od tamtego człowieka, ale od twojego serca. Nienawiść rodzi się szybko. Czasem wystarczy jedno zdanie, zdrada, niesprawiedliwość, krzywda. Czujemy, że mamy prawo do gniewu. I rzeczywiście – gniew to ludzka emocja. Ale problem zaczyna się wtedy, gdy z gniewu rodzi się trwała uraza, która przeradza się w nienawiść. Nienawiść to trucizna, którą pijemy z nadzieją, że zaszkodzi innym. A ona zabija pokój naszego serca. Nie osiągniesz pokoju, jeśli twoje serce żyje zemstą. Pokój nie przychodzi wtedy, gdy sprawa się wyjaśni, ale wtedy, gdy nauczysz się przebaczać. Nie przebaczamy dla innych. Przebaczamy, żebyśmy mogli dalej oddychać. Żeby nie zamknąć się w lochu własnych zranień.

Mały chłopiec przyszedł do swojego dziadka i zapytał: – Dziadku, czy mogę kogoś nienawidzić? Starzec milczał przez chwilę. Potem powiedział: – Weź ten ciężki kamień i noś go cały dzień przy sobie. Nigdzie go nie odkładaj. Chłopiec posłusznie wziął kamień. Nosił go w szkole, w domu, przy jedzeniu, przy zabawie. Wieczorem wrócił zmęczony i zirytowany. – Dziadku, ten kamień jest straszny. Boli mnie ręka, nie mogłem się bawić, wszystko mi przeszkadzało. – Widzisz – powiedział dziadek – tak wygląda życie z nienawiścią. Jest ciężka. Przeszkadza ci kochać, być wolnym i cieszyć się życiem. Jeśli jej nie odłożysz – zniszczy twoje serce. Chłopiec zrozumiał. I spokojnie odłożył kamień.

Jezus nie ignoruje krzywdy. Ale mówi coś rewolucyjnego: „miłujcie waszych nieprzyjaciół”. To nie znaczy: zgadzaj się z nimi. Ale znaczy: nie odpowiadaj nienawiścią na nienawiść. Pokój to nie uczucie. To wybór. Wybór przebaczenia. Ciszy zamiast krzyku. Modlitwy zamiast obmowy. „Jeśli nie wiesz, co robić – zacznij od modlitwy za tego, kto cię skrzywdził. Może nie on się zmieni, ale ty odnajdziesz pokój” (św. Franciszek z Asyżu).

Modlitwa: O jedność w różnorodności

Panie Jezu,
Ty modliłeś się, abyśmy byli jedno, jak Ty i Ojciec.
Naucz nas widzieć brata w tym, z kim się nie zgadzamy.
Daj nam siłę, by nie uciekać w pogardę, lecz wyciągać rękę.
Pomóż nam budować mosty – słowem, gestem, sercem.
Zachowaj nas od zatwardziałości serca,
abyśmy nie przestali być dla siebie braćmi i siostrami.
Niech Twoja miłość zawsze zwycięża podziały.
Amen.

Łk 12, 49-53

Ewangelia powodem rozłamu

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.

Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».


[1] Herbata i kawa

[2] Dwie ławki

[3] Dłoń brata

Total
0
Shares
(fot. ThomasLife / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

20 N. zwykła, Ogień miłości, Łk 12, 49-53

Trzeba przyznać, że trochę szokują słowa Chrystusa, które usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii św. Łukasza (12, 49-53). Zwłaszcza, gdy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może spodoba Ci się też...