Pewien bogaty kolekcjoner dzieł sztuki miał syna. Bardzo go kochał. Syn zginął na wojnie. Po jego śmierci ojciec popadł w żałobę. Wkrótce potem ogłosił, że cała jego kolekcja – obrazy warte miliony – zostanie zlicytowana. Na początku aukcji wystawiono… portret syna, amatorsko namalowany przez żołnierza, który walczył razem z nim.
Tłum milczał. Nikt nie chciał obrazu bez wartości artystycznej. Ale w końcu pewien biedny starzec – dawny ogrodnik – podniósł rękę i kupił obraz za grosze. Wtedy aukcjoner powiedział: – Aukcja zakończona. W testamencie właściciel napisał: „Kto weźmie obraz mojego syna – otrzyma wszystko.” Ci, którzy liczyli na zysk, zostali z niczym.Ten, który kochał syna – otrzymał wszystko.
Jezus nie odpowiada: „tak, tylko nieliczni”, ani: „wszyscy”. Mówi: „Ty się staraj wejść przez ciasne drzwi.” To nie lęk ma nas motywować, ale miłość. Wejść przez ciasne drzwi – to żyć Ewangelią wtedy, kiedy to kosztuje. Kochać wtedy, gdy łatwiej się odwrócić. Przebaczyć, choć boli. Modlić się, kiedy serce jest suche.
„Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?” – to pytanie zadaje Jezusowi ktoś z tłumu.
Zaskakujące, że Jezus nie odpowiada wprost. Nie mówi: „tak, nieliczni”, ani: „nie, wszyscy”. Odpowiada: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi.” To pytanie – „kto będzie zbawiony” – odwraca uwagę od własnego życia. Tak, jakbyśmy pytali: – A co z innymi? A ilu się dostanie do nieba? Tymczasem Jezus nie chce, byśmy patrzyli na innych – tylko w lustro serca. Nie licz, kto wejdzie. Zadbaj, żebyś ty nie został za drzwiami. Jezus mówi: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi”. Dlaczego ciasne? Bo nie przejdzie przez nie pycha, obojętność, egoizm, nienawiść, duma. Ale zmieści się pokora, miłość, przebaczenie, ufność. Ciasne – bo wymagające. Otwarte – bo Boża łaska nie zamyka nikomu dostępu.
Być blisko nie znaczy wejść Ci, którzy zostali na zewnątrz, wołają: – Przecież jedliśmy i piliśmy z Tobą! A Jezus odpowiada: „Nie znam was.” To znaczy: znać Jezusa – to coś więcej niż formalna religijność; to żyć Ewangelią, to mieć z Nim relację, to być podobnym do Niego. Jezus mówi: „Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa…” A ci, którzy czuli się „pewni” – zostaną na zewnątrz. To przestroga przed samozadowoleniem. Nie zbawia nas przynależność do Kościoła, ale życie w łasce. Nie zbawia nas impreza religijna raz w roku, ale codzienna miłość. Zbawienie to dar Boga, ale człowiek musi odpowiedzieć całym sercem.
Pewien młody student chciał wejść do filharmonii, ale nie miał biletu. Stał przed drzwiami, ale go nie wpuszczano. W końcu wyszedł dyrektor i powiedział: – Jeśli nie masz biletu, nie wejdziesz. Chłopak pokazał pogniecioną kartkę. – Ale ja znam dyrygenta. Rozmawialiśmy dwa razy. Dyrektor odpowiedział: – Może ty go znasz. Ale czy on zna ciebie?
W Ewangelii Jezus mówi jasno: jeśli przyznamy się do Niego, On przyzna się do nas. To bardzo osobiste wezwanie – nie chodzi o wielkie słowa, ale o świadectwo życia. Nie chodzi tylko o religijne deklaracje, ale o odwagę serca w codzienności. Pewien ksiądz dostał do ręki list z czasów II wojny światowej. Był to list młodego mężczyzny, więźnia obozu koncentracyjnego. Pisał do swojej siostry, że niedługo zostanie rozstrzelany. Ale nie był rozżalony, nie oskarżał nikogo. Napisał tylko: „- Siostro, nie bój się o mnie. Umieram z Jezusem. Nie wyparłem się Go ani przez chwilę. Wiem, że On też nie wyprze się mnie, kiedy stanę przed Nim”[1]. Ten człowiek nie miał nic – żadnej broni, żadnej wolności, nawet czasu. Ale miał wiarę. I miał odwagę się do Jezusa przyznać. Nie wtedy, gdy wszyscy klaskali, ale wtedy, gdy wszystko wskazywało, że to się „nie opłaca”.
Dziś może nie grozi nam śmierć za wiarę. Ale czasem wystarczy, że ktoś się z nas śmieje, że chodzimy do kościoła. Albo że jesteśmy „za bardzo wierzący”. Ile razy zdarza się, że wstydzimy się zrobić znak krzyża w restauracji, odmówić modlitwę przy kimś, powiedzieć: „dla mnie Jezus to naprawdę ktoś ważny”? Czy wtedy przyznajemy się do Niego – czy chowamy się jak Piotr przy ognisku? Przyznać się do Jezusa – to nie znaczy być bezbłędnym. To znaczy być Jego przyjacielem. I nie wstydzić się tej przyjaźni. To znaczy czasem powiedzieć: „Nie chcę tego zrobić, bo jestem chrześcijaninem”. To znaczy iść pod prąd. To znaczy wybrać uczciwość, mimo że wszyscy kręcą. To znaczy przebaczyć, gdy wszystko w nas krzyczy: „nie wybaczaj!”. Jezus mówi: „Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego i Ja się zaprę przed moim Ojcem” (Mt 10,33). To trudne słowa. Ale prawdziwe. Nie chodzi o lęk – chodzi o miłość. Jezus się do nas przyznał na krzyżu – publicznie. Czy ja umiem się do Niego przyznać, choćby szeptem?
Na końcu naszego życia nie będą liczyły się lajki, prestiż czy sukces. Tylko to jedno pytanie: „Czy znasz Jezusa?”. I ważniejsze: „Czy On Cię zna?”. Bo On mówi: „Nie każdy, kto mówi: Panie, Panie… ale ten, kto pełni wolę Ojca”. Dzisiaj więc prośmy o odwagę wiary – nie wielką, ale codzienną. Abyśmy umieli powiedzieć: „Tak, znam Go. Jest moim Panem. Nie wstydzę się tego.” I wtedy Jezus uśmiechnie się do nas i powie Ojcu: „To mój przyjaciel. Przyznaję się do niego”. Czasami wstyd nam się przynac kim tak maprawdę jesteśmy.
„Nigdy nie powiedziałem moim córkom, czym się zajmuję – chciałem tylko, żeby mogły chodzić z podniesioną głową”. Tak zaczyna się poruszająca historia Idrisa, skromnego czyściciela kanałów ściekowych w Bangladeszu, który przez lata ukrywał swoją pracę, by jego córki nie musiały się wstydzić. Gdy inni patrzyli na niego z pogardą, on przeznaczał każdy grosz na edukację swoich dzieci, kąpał się w publicznych łaźniach, zanim wrócił do domu, aby nie zdradzić swojego zawodu.
„Nigdy nie powiedziałem moim dzieciom, na czym polega moja praca. Nie chciałem, żeby kiedykolwiek wstydziły się z mojego powodu. Kiedy najmłodsza córka pytała mnie, czym się zajmuję, odpowiadałem niepewnie, że jestem robotnikiem”. Do dnia, gdy mijał termin wpłaty czesnego, sam nie był w stanie zebrać pieniędzy na studia swojej córki, ale wtedy jego koledzy – również zepchnięci na margines społeczny – oddali mu to, co sami zarobili: “Umrzemy z głodu, jeśli będzie trzeba, ale twoja córka pójdzie na studia” – powiedzieli.
Dziś jego córki kończą studia, opiekują się ojcem, karmią tych, którzy kiedyś mu pomogli, i są dumne ze swojego taty. Ta historia, udostępniona przez uznanego fotografa GMB Akasha, poruszyła świat – pokazując siłę cichej godności i poświęcenia tych, którzy mają najmniej. To głębokie przypomnienie, że prawdziwa miłość nie potrzebuje oklasków… tylko odwagi.
Nie nie zabraknie nam odwagi w byciu przyjacielem Jezusa. Być przyjacielem Jezusa – to więcej niż tylko znać Jego naukę, chodzić do kościoła, czy modlić się. To decyzja, by iść z Nim przez życie. Ale czy zawsze mamy na to odwagę? Czy nie przychodzi moment, kiedy wstydzimy się przyznać do Niego?
W małym miasteczku, przy szkolnym boisku, była stara ławka pod wielkim dębem. Codziennie po lekcjach siadało na niej dwóch chłopców – Kuba i Michał. Przyjaźnili się od dziecka. Jedli razem kanapki, dzielili się sekretami, rozmawiali o życiu i… o Bogu. Michał był wierzący, chodził do kościoła z mamą, często mówił, że Jezus jest jego Przyjacielem. Kuba słuchał, ale raczej z dystansem. Któregoś dnia Michał, jak zwykle, wspomniał o Jezusie. Kuba zaczął się śmiać i powiedział: “– Co ty, serio wierzysz w te bajki? Przestań już z tym Jezusem, bo jeszcze ktoś usłyszy i będzie się z ciebie śmiał”. Michał zamilkł. Przez chwilę bał się odezwać. Ale po chwili spojrzał Kubie w oczy i powiedział: “– Jeśli ktoś śmieje się z mojego Przyjaciela, to niech się śmieje też ze mnie. Bo ja się Go nie wstydzę”. Kuba zamilkł. Po raz pierwszy coś go poruszyło głębiej. Po tygodniu przyszedł na ławkę z pytaniem: “– Michał… a możesz mi opowiedzieć więcej o tym Jezusie?”[2].
To opowiadanie pokazuje, jak łatwo jest się wycofać, gdy wiara staje się niewygodna. Ale prawdziwa przyjaźń – także z Jezusem – wymaga odwagi. On pierwszy przyznał się do nas, oddał życie, nazwał nas przyjaciółmi. Czy ja mam odwagę być przyjacielem Jezusa w szkole? W pracy? Wśród znajomych? Gdy ktoś żartuje z wiary? Nie chodzi o wielkie deklaracje, ale o prostą wierność, o to, by się nie wstydzić. Czasem wystarczy jedno zdanie: „Tak, wierzę. Jezus to mój Przyjaciel”. Nie zabraknie nam odwagi, jeśli codziennie będziemy z Nim rozmawiać. Przyjaźń żyje rozmową. A modlitwa to rozmowa serca. I choć może być trudno, pamiętajmy: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” – a skoro On nas wybrał, nie zostawi nas samych.
Łk 13, 22-30
Królestwo Boże dostępne dla wszystkich narodów
Jezus przemierzał miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy.
Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?»
On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas, stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”, lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”.
Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!” Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym.
Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi».
[1] Stary list z obozu
[2] Ławka pod drzewem