Pewien człowiek postanowił iść w góry. Spakował do plecaka wszystko, co wydawało mu się potrzebne: laptop, kilka książek, sprzęt fotograficzny, mnóstwo jedzenia, nawet zapasowy zegarek. Wyruszył, ale już po godzinie był zmęczony. Po dwóch godzinach plecak ciążył tak bardzo, że nie mógł zrobić kroku dalej. Spotkał starszego turystę, który szedł lekko i pewnie. Ten spojrzał i powiedział: – Jeśli naprawdę chcesz dojść na szczyt, zostaw to, co zbędne. Mężczyzna usiadł i zaczął… wyjmować rzeczy. Z bólem. Ale z każdym krokiem czuł, że idzie coraz lżej[1].
W Ewangelii słyszymy dziś słowa, które nie są łatwe. Jezus nie owija w bawełnę, nie daje zniżek, nie proponuje „pakietu minimum”: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki… a nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.” I dalej: „Kto nie nosi swojego krzyża… kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada…” To nie są słowa dla letnich chrześcijan. To słowa dla tych, którzy chcą być uczniami naprawdę. Jezus nie szuka idealnych, ale zdecydowanych. Nie chodzi o to, żeby być doskonałym. Chodzi o to, żeby być gotowym wyrzec się tego, co nie prowadzi do życia. Bo uczniem Jezusa nie zostaje się „przy okazji”. To konkretna decyzja – każdego dnia. Zostaw plecak. Weź krzyż. I idź za Nim. Czym jest „plecak życia”? Każdy z nas idzie przez życie z plecakiem – duchowym, emocjonalnym, wewnętrznym. Wkładamy do niego wszystko, co zbieramy: pragnienia, lęki, wspomnienia, relacje, marzenia, grzechy i zranienia. To, co w nim jest, wpływa na to, jak idziemy za Jezusem. Bo jeśli jest za ciężki – nie dojdziesz daleko. A Jezus mówi: „Usiądź, oblicz koszty, zostaw to, co cię zatrzymuje”. Co mnie zatrzymuje?
Wielki król otrzymał w darze dwa malutkie sokoły i powierzył je zwierzchnikowi sokolników, aby je wyszkolił. Po kilku miesiącach nauczyciel ten zakomunikował, że jeden z dwóch sokołów jest już wyszkolony. “A drugi?” – zapytał król. “Przykro mi, Panie, ale drugi sokół zachowuje się dziwnie: może cierpi na rzadko spotykaną chorobę, której nie potrafimy wyleczyć. Nikt nie potrafi usunąć go z gałęzi drzewa, na której został umieszczony pierwszego dnia. Każdego dnia jeden ze służących musi wdrapywać się tam, by zanieść mu pokarm”.
Król zawezwał weterynarzy i wszelkiego typu uzdrowicieli, ale nikt nie potrafił zmusić sokoła do lotu. Władca zlecił to zadanie członkom swego dworu, generałom i najmędrszym doradcom, ale nikomu nie udało się usunąć sokoła z jego gałęzi. Z okna swego apartamentu monarcha mógł obserwować sokoła, który przez całe dnie i noce siedział nieruchomo na gałęzi. W końcu pewnego dnia król zwrócił się do poddanych z apelem, by pomogli mu w rozwiązaniu tego problemu.
Następnego dnia król otworzył okno i nagle ze zdumieniem zobaczył, że sokół fruwa wspaniale pośród drzew ogrodu. “Przyprowadźcie mi sprawcę tego cudu!” – rozkazał.
Wkrótce przedstawiono mu młodego wieśniaka. “To ty sprawiłeś, że sokół fruwa? Jak to zrobiłeś? Czy jesteś czarodziejem?” – spytał król. Onieśmielony, ale szczęśliwy chłopak odpowiedział: “To nie było trudne, królu. Ja po prostu ściąłem gałąź. Sokół zdał sobie sprawę, że posiada skrzydła, i zaczął fruwać”. Czasami Bóg pozwala komuś uciąć gałąź, do której jesteśmy silnie przywiązani, byśmy mogli sobie uświadomię, że posiadamy skrzydła[2].
Co znaczy „wyrzec się wszystkiego”? To nie znaczy, że mamy porzucić rodzinę, dom, obowiązki i pójść w góry. To znaczy: Bóg ma być na pierwszym miejscu. Wiara nie może być dodatkiem. Ona ma być fundamentem. Wyrzec się wszystkiego to nie znaczy „nic nie mieć”. To znaczy: nie być do niczego przywiązanym bardziej niż do Jezusa. Ani do pieniędzy, ani do wygody, ani nawet do własnego „świętego spokoju”. Uczeń Jezusa to nie tylko słuchacz – to naśladowca. Wyrzec się wszystkiego – to znaczy: zrezygnować z dumy, która nie pozwala przebaczyć; Odłożyć ambicję, która nie pozwala służyć; Pozbyć się przywiązania do rzeczy, które trzymają nasze serce w niewoli. Jezus nie chce połowy serca. On zaprasza do relacji pełnej – całkowitego zaufania. Bo tylko wtedy możemy naprawdę być Jego uczniami.
Najlepszym miejscem, gdzie możemy być uczniami Jezusa jest zawsze każda “rodzina w której zawsze przychodzi moment, gdy czas zaczyna płynąć inaczej, a role się odwracają – to chwila, gdy dziecko staje się opiekunem swojego rodzica.” To wtedy ojciec lub matka zaczynają poruszać się wolniej, jakby we mgle – ostrożnie, niepewnie. To wtedy ręka, która kiedyś mocno trzymała twoją, teraz drży i szuka oparcia. To wtedy ktoś, kto dawniej był silny i niezłomny, teraz wstaje z trudem, łapiąc oddech. To wtedy, gdy stanowczy głos, który kiedyś wydawał polecenia, zamienia się w westchnienia i ciche pytania: „Gdzie jest okno? Gdzie drzwi?” – bo świat staje się coraz bardziej odległy. To wtedy, gdy ktoś, kto zawsze troszczył się o innych, teraz nie pamięta, jak założyć koszulę ani kiedy wziąć leki. A my, jako dzieci, musimy zrozumieć, że to teraz nasza kolej, by się nimi zaopiekować. Życie, które nas stworzyło, teraz zależy od nas, by odejść w spokoju i godności.
Każde dziecko staje się opiekunem swoich rodziców u kresu ich dni. Może ich starość jest jak ostatnie oczekiwanie – czas, w którym to my musimy się nimi zaopiekować, tak jak oni kiedyś opiekowali się nami. To nasza ostatnia szansa, by odwzajemnić troskę i miłość, które dostawaliśmy przez dekady. Tak jak kiedyś dostosowaliśmy dom dla naszych dzieci, zabezpieczając gniazdka i ustawiając kojce, teraz musimy dostosować dom dla naszych rodziców. Pierwsza zmiana zaczyna się w łazience – to my zamontujemy poręcz w kabinie prysznicowej. Ta poręcz to symbol. Symbol tego, że zwykły prysznic, niegdyś odświeżający, teraz stał się wyzwaniem dla osłabionych nóg tych, którzy kiedyś byli naszą podporą. Nie możemy zostawić ich samych nawet na chwilę. Dom, w którym opiekujemy się starszymi rodzicami, ma poręcze na ścianach – a nasze ręce staną się dla nich barierkami. Starzenie się to nauka chodzenia na nowo, trzymania się przedmiotów, pokonywania schodów bez schodów. Będziemy obcy we własnym domu – patrząc na każdy mebel z niepokojem i troską. Staniemy się architektami, projektantami, inżynierami pełnymi frustracji. Zastanowimy się: Dlaczego nie przewidzieliśmy, że nasi rodzice zestarzeją się i będą nas potrzebować? Będziemy przeklinać schody, dywany, ciasne korytarze.
Szczęśliwe to dziecko, które zajmuje się rodzicami, zanim odejdą. A biedne to dziecko, które pojawia się dopiero na pogrzebie i nie miało szansy pożegnać się po trochu, każdego dnia. Mój przyjaciel Joseph Klein towarzyszył swojemu ojcu aż do ostatnich chwil. W szpitalu, gdy pielęgniarka próbowała przenieść go z łóżka na nosze, Joe nagle wstał: „Pozwól mi pomóc.” Zebrał w sobie całą siłę i po raz pierwszy w życiu wziął swojego ojca na ręce. Przycisnął jego twarz do swojej piersi, otulił ramionami to wychudzone, pomarszczone, kruche ciało, drżące z niemocy. I trwał tak długo. Przez chwilę równą jego dzieciństwu. Przez chwilę równą jego młodości. Przez chwilę, która wydawała się nie mieć końca. Kołysał go, głaskał. To on teraz uspokajał swojego ojca. I szeptał: „Jestem tutaj, tato. Jestem tutaj.” Bo na końcu życia każdy ojciec chce usłyszeć tylko jedno: „Twój syn jest tutaj.”
Wyrzec się nie znaczy stracić, ale właśnie zyskać Chrystusa, który jest w drugim człowieku, który nie może jednak przesłaniać nam Jezusa. Nasze człowieczeństwo objawia się w małych gestach, które przypomnają nam, że Jezus jest w dentrum naszego życia. W Chinach u 8‑letniego chłopca doszło do zatrzymania akcji serca. Czekając na specjalistyczny sprzęt, transportowany z Szanghaju, ponad 30 lekarzy i pielęgniarek na zmianę przez ponad 5 godzin wykonywało masaż serca, około 30 000 uciśnięć klatki piersiowej. Dzięki tej determinacji chłopiec przetrwał i został następnie podłączony do systemu ECMO, co przywróciło jego akcję serca. Bo czasem ratowanie życia nie polega na cudzie, tylko na ludziach, którzy się nie poddają. Na rękach, które nie przestają uciskać. Na sercach, które wierzą, nawet gdy inne przestają bić[3].
Nie nasze serca biją dla Jezusa, wtedy każdy człowiek odczuję dobroć jaka mamy w sobie. W naszym “plecaku marzeń” są ogromne pokłady dobra, które jeśli zostaną uwolnione, wtedy nauka Jezusa rozleje się po całej ziemi, która stanie się rajem dla każdej istoy ludzkiej, które będzie chciało się żyć, aż do… śmierci.
Łk 14, 25-33
Kto nie wyrzeka się wszystkiego, nie może być uczniem Jezusa
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.
Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».
[1] Plecak i droga
[2] Bruno Ferrero, Leniwy sokół, https://adonai.pl/opowiadania/zycie/?id=287
[3] Znalezione w Interncie