W dzisiejszym święcie spoglądamy na Krzyż – znak cierpienia, hańby, ale dla nas także znak największej miłości. Jezus mówi: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał.” To znaczy – dał Go aż do krzyża. Krzyż to nie koniec – to początek. Na Golgocie świat myślał, że wszystko się skończyło. A Bóg zaczął coś zupełnie nowego. Jezus nie został posłany, by osądzić, by pokazać palcem winnych, ale by otworzyć drogę ratunku. Krzyż nie jest więc znakiem potępienia, ale ratunku – dla każdego, kto spojrzy na niego z wiarą, jak Izraelici na węża miedzianego na pustyni.
Pewien młody chłopak, Marcin, jechał na rekolekcje. Na plecaku miał przypięty mały drewniany krzyż. W autobusie siedzący obok niego mężczyzna, widząc to, uśmiechnął się ironicznie: – „Co ty, stary, z takim czymś jeździsz? Wstyd ci nie jest?” Chłopak odpowiedział spokojnie: – „Ten krzyż przypomina mi, że ktoś mnie kocha – nawet wtedy, gdy inni tego nie widzą.” Po chwili ciszy mężczyzna tylko przytaknął głową, patrząc przez okno. Po godzinie jazdy, tuż przed wyjściem z autobusu, ten sam mężczyzna szepnął: – „Też kiedyś taki miałem… Może muszę go odnaleźć[1]”.
Krzyż – kiedy nie potępiamy, ale kochamy – działa. Zmienia. Nawet cicho. Bóg nie potępia – to my uciekamy Wielu ludzi nosi ciężar grzechu, porażki, przeszłości. Czasem mówią: „Bóg by mnie już nie przyjął”, „Nie zasługuję na przebaczenie.” A przecież Ewangelia mówi wprost: Bóg nie przyszedł potępić, ale zbawić. To nie Bóg nas odrzuca – to my zamykamy serca. Krzyż woła: „Wróć! Jeszcze nie jest za późno!”.
Bardzo słyszy się, zwłaszcza u osób starszych, że mój czas już minął, ze już nie ma sensu. A to nie prawda! Wiek nie jest i nigdy nie będzie przszkodą! Ktoś pięknie powiedział: “Jakość życia to nie kwestia chronologii. Zanim uznasz, że jesteś za stary lub za młody na nowe przedsięwzięcie czy nowe wyzwanie, weź pod uwagę życie paru osób, które nie pozwoliły, by wiek stanął im na przeszkodzie w osiąganiu zamierzeń. George Burns zdobył swego jedynego Oscara, mając osiemdziesiątkę. Golda Meir została premierem Izraela, mając siedemdziesiąt jeden lat. Mozart miał siedem lat, gdy opublikowano jego pierwszą kompozycję. Babcia Moses zaczęła malować po osiemdziesiątce. Przez resztę życia namalowała ponad 1500 obrazów, z czego jedną czwartą mając setkę na karku. Benjamin Franklin opublikował pierwszy artykuł prasowy, kiedy miał szesnaście lat, a współtworzył konstytucję Stanów Zjednoczonych, gdy miał lat osiemdziesiąt jeden. Michał Anioł malował freski w Kaplicy Sykstyńskiej w wieku siedemdziesięciu jeden lat. S. I. Hayakawa w wieku siedemdziesięciu lat przestał pełnić funkcję rektora uniwersytetu stanowego w San Francisco, a następnie został wybrany do senatu. Casey Stengel kierował nowojorskim zespołem Mets do siedemdziesiątego piątego roku życia[2].
Mówi się, że „wiek to tylko liczba”. Ale my wiemy, że to nie jest cała prawda. Bo choć w wieku 80 lat nie zrobimy tyle pompek, co w wieku 18, to jednak możemy zrobić coś, czego młodość często nie potrafi – spojrzeć na życie z dystansu, z mądrością i spokojem.
Życie przypomina książkę – młodość to pierwsze, ekscytujące rozdziały, pełne przygód i planów. Później przychodzą kolejne – pełne doświadczeń, prób, czasem łez, ale też głębokiego sensu. A ostatnie rozdziały mogą być najpiękniejsze, jeśli są przepełnione wdzięcznością i miłością. Święty Paweł w Liście do Filipian mówi: „Zapomniawszy o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną”(Flp 3,13). Wiek nie jest przeszkodą, by iść naprzód – jest jedynie innym etapem wędrówki.
W małym miasteczku żył starszy człowiek o imieniu Antoni. Miał 85 lat i każdego dnia można było go zobaczyć, jak siedzi na ławce przed domem z książką w ręku. Pewnego dnia młody chłopak zapytał go: – Panie Antoni, po co pan w tym wieku czyta? Staruszek uśmiechnął się i powiedział: – Kiedy byłem w twoim wieku, gromadziłem narzędzia, żeby budować swój dom. Teraz gromadzę mądrość, żeby zbudować swój pokój serca. Antoni opowiadał dzieciom historie z dawnych lat – jak przeżył wojnę, jak kochał swoją żonę przez 60 lat, jak stracił, a potem odzyskał wiarę. Choć nie biegał już jak dawniej, to jego słowa poruszały serca tak, że zmieniały życie młodych.
Przykłady z życia: Mojżesz – powołany przez Boga do wyprowadzenia Izraelitów z Egiptu… mając 80 lat! Jan Paweł II – w ostatnich latach życia, mimo choroby, miał więcej duchowej siły niż niejeden młody człowiek. Babcia, która modli się za rodzinę – może już nie piecze tylu ciast co kiedyś, ale jej modlitwa staje się niewidzialną tarczą dla dzieci i wnuków. Każdy wiek ma swoje zadanie. Młodzi są jak ogień – mają energię, by zaczynać. Starsi są jak węgiel – dają ciepło, które trwa i ogrzewa innych. Nie bójmy się tego, że nasze ciało słabnie – bo nasze serce może wciąż się rozwijać. Najpiękniejsze świadectwo wiary to starszy człowiek, który mimo bólu w stawach wciąż potrafi powiedzieć: „Bóg jest dobry, a życie było warte przeżycia”.
„Nie jest ważne, ile świeczek stoi na twoim torcie, ale ile światła potrafisz rozdać innym. Bo w oczach Boga nie liczy się, jak młode jest twoje ciało, lecz jak młode jest twoje serce.”
Pewna kobieta miała starą ikonę Chrystusa, która była rodzinną pamiątką. W dzieciństwie przypadkiem ją zarysowała. Całe życie myślała, że ją zniszczyła. Po latach pokazała ją zakonnikowi – artyście. Ten przyjrzał się i powiedział: – „To nie zniszczenie. To ślad życia. Ta rysa pokazuje, że ta ikona była naprawdę używana. Jest piękna[3]”. Tak samo jest z nami. Życie zostawia rysy. Grzechy zostawiają ślady. Ale Bóg nie wyrzuca nas z powodu tych rys. Przeciwnie – przez krzyż daje nam szansę, by to wszystko przemienić w nową historię miłości.
Nie bójmy się swoich rys i niedoskonałości. Każdy z nas nosi je w sercu. Każdy z nas może przynieść je do krzyża. Tam, w obecności Boga, nasze słabości stają się miejscem cudów. Tam nasze „nieudane życie” może przemienić się w nową historię miłości – historię, która inspiruje innych, która leczy, która trwa. „Bóg nie odrzuca naszych rys. Przez krzyż przemienia je w piękno miłości, które nie przemija i które może zmieniać świat.”
J 3, 13-17
Wywyższenie Syna Człowieczego
Jezus powiedział do Nikodema:
«Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił – Syna Człowieczego.
Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony».
[1] Krzyż w plecaku
[2] Anonim, Nie za młody, nie za stary, https://adonai.pl/opowiadania/zycie/?id=41#google_vignette
[3] Rysa na ikonie