Dzisiejszy świat zna tysiące sposobów na rozrywkę, ale coraz trudniej o prawdziwą radość.
Możemy kupić uśmiech na reklamie, wesołą muzykę w tle sklepu, świąteczne światła na ulicy – ale radość, która dotyka serca, nie pochodzi z żadnej z tych rzeczy. Ewangelia przypomina: „Zwiastuję wam radość wielką, dziś narodził się wam Zbawiciel.” To nie jest tylko wiadomość sprzed dwóch tysięcy lat. To ogłoszenie dla ciebie, dziś, tu i teraz: Bóg nie został w niebie – On przyszedł w twoje życie, w twoją historię, w twoją codzienność.
W pewnym miasteczku na północy Europy był stary kościół, a w jego wieży wisiał mały, pęknięty dzwon. Kiedyś, dawno temu, jego dźwięk był znakiem radości – bił, gdy rodziło się dziecko, gdy ktoś wracał z wojny, gdy ludzie się godzili. Ale z biegiem lat nikt już nie dzwonił. Dzwon pokrył się rdzą i zapomnieniem.
W Wigilię pewien chłopiec imieniem Tomasz zauważył, że dzwon zamilkł na dobre. Wspiął się po schodach wieży, oczyścił dzwon z pajęczyn i kurzu, i z całych sił pociągnął za sznur.
Na początku nic się nie stało. Ale po chwili dzwon zadrżał i rozbrzmiał cichym, czystym tonem. Ludzie na ulicy zatrzymali się. Starsi płakali, dzieci się śmiały. A jeden staruszek powiedział: „To pierwszy raz od lat, gdy słyszę dźwięk radości.”[1]
W każdym z nas jest taki mały dzwon, który milczy, gdy zapominamy o Bogu. A Boże Narodzenie jest właśnie po to, by ten dzwon znów zabrzmiał.
Anioł nie mówi: „Zwiastuję wam zabawę”, ale radość wielką. Bo to radość, która ma imię – Jezus. Radość nie z prezentów, ale z Obecności. Nie z luksusu, ale z Miłości. To radość człowieka, który odkrywa, że nie jest sam. Że Bóg przyszedł nie do idealnego świata, ale do stajni: do biedy, do prostoty, do bałaganu – do mojego życia, które też czasem wygląda jak stajnia. Narodziny, które zmieniają wszystko. Narodziny, które zmieniają wszystko. Narodziny, które zmieniają każde życie każdego człowieka.
Dziecko zrodzone w czasie wojny. Podczas bombardowania miasta ludzie schodzili do schronów. W jednym z nich, przy słabym świetle świecy, kobieta zaczęła rodzić. Nad nimi huczały samoloty, ziemia drżała, a świat wydawał się rozpadać. Kiedy dziecko zapłakało, ktoś powiedział szeptem: „Skoro w takim czasie rodzi się życie, to zło nie ma ostatniego słowa.” To dziecko stało się dla ludzi w schronie znakiem, że nadzieja rodzi się nawet wtedy, gdy wszystko mówi: „to nie pora”.
Narodziny w dniu pogrzebu. Pewien mężczyzna jechał na pogrzeb swojego ojca, gdy odebrał telefon ze szpitala: „Pańska żona rodzi”. Tego samego dnia zapalił świecę za zmarłego i wziął na ręce nowonarodzone dziecko. Wieczorem powiedział: „Rano żegnałem życie, wieczorem je witałem. Zrozumiałem, że Bóg nigdy nie zamyka drzwi bez otwierania innych.”
Dziecko urodzone w noc Bożego Narodzenia. W wigilijną noc, gdy rodzina siedziała przy stole, przyszła wiadomość ze szpitala: „To już”. Opłatek pozostał niedokończony, kolęda urwana w połowie. Kilka godzin później ojciec patrzył na noworodka i szeptał: „Najpiękniejszy prezent nie leży pod choinką.”
Od tamtej pory Boże Narodzenie miało dla tej rodziny jeszcze głębszy sens – nie tylko pamiątkę, ale doświadczenie.
Narodziny w czasie choroby. Lekarze mówili: „To bardzo trudny moment, organizm jest słaby”. A jednak dziecko przyszło na świat. Matka, wyczerpana chorobą, uśmiechnęła się i powiedziała: „Myślałam, że już nic nie mogę dać… a dałam życie.” Dziecko stało się dla niej siłą do walki, a dla bliskich dowodem, że życie nie czeka na idealne warunki.
Dziecko urodzone w czasie kryzysu, Stracili pracę, spłacali długi, przyszłość była niepewna. Ktoś zapytał ojca: „To dobry czas na dziecko?”. Odpowiedział po chwili: „Nie wiem, czy to dobry czas. Wiem, że to dobry powód, żeby się nie poddać.”
Dzieci rzadko rodzą się w „idealnym czasie”. Rodzą się w prawdziwym czasie – takim, jaki jest. I za każdym razem mówią dorosłym jedno: Życie jest silniejsze niż lęk. Nadzieja nie pyta o pozwolenie. A radość przychodzi często wtedy, gdy najmniej się jej spodziewamy.
Tak samo jest, gdy rodzi się Jezus. Bóg wkłada w nasze ręce nowe życie. Pokazuje nam, że przyszłość ma sens. Że w naszych dłoniach jest coś większego niż my sami – Jego miłość.
Boże Narodzenie to nie koniec, to początek. Aniołowie śpiewają, pasterze biegną, Maryja rozważa – ale potem zaczyna się droga. Każdy, kto naprawdę spotkał Jezusa, staje się zwiastunem radości dla innych. To znaczy: przynieś pokój tam, gdzie jest napięcie; nadzieję tam, gdzie ludzie zwątpili; ciepło tam, gdzie panuje chłód obojętności. To jest twoja misja: być „dzwonem radości”, który przypomina światu, że Bóg się narodził.
Na końcu tej nocy niech każdy z nas powie w sercu: „Panie, spraw, by mój dzwon serca znów zabrzmiał. Niech radość Twoich narodzin dotknie mojego życia. Niech Twoja miłość stanie się moją misją.” Bo naprawdę – dziś narodził się nam Zbawiciel, a tam, gdzie rodzi się Jezus, tam zaczyna się radość, która nie przemija. Boże Narodzenie to nie wspomnienie, ale wydarzenie, które wciąż trwa – Bóg rodzi się w twoim życiu, aby obudzić w tobie radość i posłać cię do innych.
Bóg wybiera nieraz trudne sytuacje, aby pojawić się w życiu człowieka. Bóg wchodzi w realną historię. Ewangelista Łukasz zaczyna opis narodzin Jezusa od pozornie „biurokratycznego” zdania: „W owym czasie wyszedł dekret cesarza Augusta, żeby spisać cały świat. (…) Udał się więc każdy do swego miasta, aby się dać zapisać. Także Józef poszedł z Galilei z miasta Nazaret do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, dlatego że pochodził z domu i rodu Dawida” (Łk 2,1-4). A potem dopowiada: „Gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz…” Łukasz – historyk, lekarz, człowiek precyzyjny – chce nam powiedzieć coś bardzo ważnego: Bóg działa nie w mitach, nie w bajkach, nie w legendach, ale w konkretnej historii ludzi, imion, miejsc i dat. To nie „kiedyś, dawno temu”, ale wtedy, gdy Kwiryniusz był namiestnikiem, gdy August wydawał rozporządzenia, gdy świat rządziła potęga Rzymu.
Bóg wchodzi w czas, który Mu nie sprzyja. To nie był dobry moment na narodziny dziecka. Maryja w ciąży, długa podróż z Nazaretu do Betlejem, przymusowy spis ludności, brak miejsca w gospodzie… A jednak właśnie w takich warunkach przychodzi Bóg. Nie wtedy, gdy wszystko gotowe, ale gdy człowiek nie ma już siły i miejsca. To piękne przesłanie dla nas: Boże Narodzenie dzieje się nie wtedy, gdy w życiu wszystko gra, ale wtedy, gdy jesteśmy zagubieni w drodze, zmęczeni, odrzuceni. Bóg przychodzi w naszym „spisie ludności” – w naszych obowiązkach, rachunkach, przeprowadzkach, codziennym chaosie.
Bóg pisze swoją historię w ludzkiej historii. Kwiryniusz, August, Rzym – to symbole władzy, potęgi, imperium. W tamtym świecie liczyli się tylko możni, bogaci, wpływowi. A jednak Bóg wybiera moment, w którym cesarz spisuje swoich poddanych, żeby pokazać, że On sam wpisuje się w ludzką księgę. Nie po to, by być kolejnym imieniem na liście, ale by od tej pory każde imię nabrało wartości. Kwiryniusz liczył ludzi, a Bóg przyszedł, żeby pokazać, że każdy człowiek się liczy.
Każdy z nas ma swojego „Kwiryniusza” – czyli konkretne okoliczności życia, które nie zawsze są łatwe: biurokracja, obowiązki, system, przełożeni, a dziś dyrektorzy i menagerowie, decyzje, na które nie mamy wpływu. I właśnie w tym świecie Bóg się rodzi. Nie w oderwaniu od realności, ale w samym jej środku. Bo Bóg nie czeka, aż świat będzie idealny – On przychodzi tu i teraz, w twoim miejscu pracy, w twojej rodzinie, w twoim Betlejem codzienności.
Pewien urzędnik wspominał, że przez lata miał w pracy przed Bożym Narodzeniem najgorszy czas – zamknięcia projektów, rozliczenia, stres. Mówił: „Zawsze miałem wrażenie, że nie ma czasu na święta, że w tym wszystkim nie ma Boga. Aż któregoś roku przyszedł do mnie kolega, który właśnie dowiedział się, że zostanie ojcem. I nagle, wśród tych papierów, w biurze pełnym raportów, zobaczyłem łzy szczęścia. Zrozumiałem wtedy, że nawet w stercie dokumentów może się narodzić radość.”[2] Bo nawet „gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz” – czyli gdy życie wydaje się sztywne, zimne i urzędowe – Bóg potrafi znaleźć drogę do ludzkiego serca.
Można dziś powiedzieć: „Bóg ma swoje święta nie w kalendarzu liturgicznym, ale w twoim życiu.” Jeśli dziś jest twój dzień jak każdy inny, pełen zmęczenia, obowiązków, biurokracji – to właśnie tam Bóg chce się narodzić. Bo Boże Narodzenie zaczyna się „gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz”, czyli wtedy, gdy nikt się tego nie spodziewał. Czasem szukamy Boga w blasku, w świątecznych dekoracjach, w przygotowaniach. Tymczasem On przychodzi po cichu, w zwykłych miejscach, w gestach, których nikt nie zauważa. Bóg rodzi się nie tam, gdzie wszystko gotowe – ale tam, gdzie choć jedno serce jest otwarte. Otwórzmy dziś nasze srca na przyjście Jezusa. «Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie». Przy Nim zatrzymajcie się choć na chwilę!
W pewnej wiosce był stary zegar na wieży kościoła. Przez cały rok odmierzał czas – godziny pracy, pośpiechu, zmartwień. Ale w Wigilię zawsze się spóźniał. Ludzie mówili, że robi to specjalnie, żeby nikt się nie spieszył, żeby każdy zdążył zatrzymać się przy drugim człowieku.
Tego wieczoru życzę Wam, aby czas zwolnił także w Waszym domu. Aby przy stole wigilijnym było więcej słuchania niż mówienia, więcej przebaczenia niż wspomnień krzywd, więcej światła niż cienia.
Niech Jezus, który rodzi się cicho i skromnie, znajdzie w Waszych sercach miejsce –
nie między prezentami, ale między ludźmi. Niech ta Wigilia nauczy nas, że największym darem jest Jego obecność w naszych sercach.
Łk 2, 1-14
Dzisiaj narodził się nam Zbawiciel
W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym świecie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Podążali więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta.
Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna.
Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Powiła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.
W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Wtem stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. I rzekł do nich anioł: «Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś bowiem w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie».
I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami:
«Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał».
[1] Opowiadanie pt. „Mały dzwon z Betlejem”
[2] Opowiadanie pt. „Betlejem w biurze”








