Święty Jan to uczeń umiłowany. Ten, który spoczywał na piersi Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Ten, który stał pod krzyżem, gdy inni uciekli. I ten, który przybiegł pierwszy do grobu, choć wszedł po Piotrze – bo miłość zawsze biegnie szybciej, ale pokora pozwala drugiemu wejść pierwszemu.Ewangelia mówi krótko: „Ujrzał i uwierzył”. Jan nie zobaczył Jezusa. Zobaczył pusty grób, płótna, ciszę poranka. I to mu wystarczyło. On nie potrzebował dowodów – rozpoznał obecność Boga w znakach. Jan odkrywa Jezusa sercem.
Tradycja poświęcenia wina w dzień św. Jana sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa. Jej źródłem jest starożytna legenda przekazana przez Ojców Kościoła. Według niej, św. Jan został zmuszony do wypicia zatrutego wina. Apostoł uczynił znak krzyża – i trucizna straciła moc. Jan wypił wino i nie poniósł żadnej szkody. Dlatego przez wieki wino poświęcone w jego święto nazywano „winem św. Jana” i uważano za znak: ochrony przed złem, uzdrowienia, radości życia i miłości, która zwycięża śmierć. Wino w Biblii to symbol radości, wspólnoty i błogosławieństwa. A Jan – apostoł miłości – przypomina, że wiara nie jest trucizną odbierającą życie, ale winem, które je pogłębia.
Jan biegnie szybciej. Ale nie wchodzi pierwszy. To piękny obraz Kościoła: wiara potrzebuje zapału, ale też cierpliwości i potrzebuje serca i rozumu razem. Jan odkrywa, że Jezus żyje, zanim jeszcze zobaczy Zmartwychwstałego. Uwierzył, bo znał Go wcześniej. Bo miłość pozwala rozpoznać obecność nawet wtedy, gdy jej nie widać.
Pewien starszy mężczyzna przyszedł po kolędzie do księdza z małą butelką wina. – Proszę księdza – powiedział – to wino poświęcone w święto św. Jana. Zawsze pijemy je w rodzinie na ważne chwile. – A pomaga? – zapytał ksiądz z uśmiechem. Starzec chwilę pomyślał i odpowiedział: – Nie wiem, czy leczy choroby… Ale wiem, że po nim ludzie zaczynają ze sobą rozmawiać. Syn dzwoni do ojca. Brat podaje rękę bratu. A cisza w domu przestaje być ciężka. I dodał: – To chyba nie wino działa… tylko miłość, która wraca.
Młoda kobieta po stracie męża przestała się modlić. „Pusty grób” jej życia był zbyt pusty. W dzień św. Jana przyszła do kościoła tylko „na chwilę”. Po liturgii kapłan poświęcał wino. Wzięła mały kieliszek – nie z obowiązku, ale z tęsknoty. Powiedziała później: „Nic się nie zmieniło od razu. Ale po raz pierwszy od miesięcy poczułam, że Bóg jeszcze tu jest. Jak Jan przy grobie – nie zobaczyłam Jezusa, ale uwierzyłam.”
Święty Jan uczy nas trzech rzeczy: miłość widzi więcej niż oczy; wiara rodzi się z relacji, nie z dowodów, chrześcijaństwo nie jest trucizną, ale winem radości. Poświęcone wino nie jest magicznym napojem. Jest znakiem: że Bóg potrafi przemienić to, co gorzkie, w to, co daje życie. I dlatego dziś, jak Jan przy grobie, spójrzmy uważnie na znaki w naszym życiu – bo może Jezus już tam jest. A my mamy tylko… ujrzeć i uwierzyć.
Bóg potrafi przemienić to, co gorzkie, w to, co daje życie. Jak widzieć Jezusa w trudnych sytuacjach życiowych? To jedno zdanie jest jak klucz do wiary dojrzałej. Bo najtrudniej zobaczyć Jezusa wtedy, gdy życie boli. Gdy jest gorzko. Gdy serce pyta: „Gdzie jesteś, Panie?” A jednak Ewangelia uczy nas, że Jezus najczęściej przychodzi nie tam, gdzie jest łatwo, ale tam, gdzie jest najciemniej.
W trudnych chwilach często mówimy: „Boga tu nie ma”. A Ewangelia odpowiada: „On jest, tylko inaczej niż się spodziewasz”. Uczniowie idący do Emaus byli rozczarowani, zawiedzeni, smutni. Jezus szedł z nimi, ale Go nie rozpoznali. Dlaczego? Bo byli skupieni na stracie, nie na obecności. Pierwszy klucz: Nie pytaj najpierw „dlaczego to mnie spotkało?”, ale „z kim teraz idę?”. Jezus nie zawsze usuwa krzyż – często pomaga go nieść. To jest jedna z największych trudnych prawd wiary. My chcemy Boga, który zabierze problem.
A Bóg często daje siebie. Święty Jan przy grobie nie zobaczył Jezusa. Zobaczył pustkę, ciszę, brak. I właśnie tam uwierzył. Drugi klucz: Nie szukaj Jezusa tylko w rozwiązaniu problemu, szukaj Go w sile, by przejść dalej. Jeśli dziś jeszcze oddychasz, wstajesz, idziesz dalej – to już znak, że On działa.
Pewien człowiek przyszedł do kaplicy bardzo wcześnie rano. Usiadł w ławce i powiedział tylko jedno zdanie: – Boże, już nie mam siły. Cisza. Nic się nie wydarzyło. Nie było światła, nie było znaków. Po chwili do kaplicy wszedł starszy zakonnik i zapytał: – Mogę się dosiąść? Siedzieli razem w milczeniu. Po kilku minutach zakonnik powiedział: – Ja też tu czasem przychodzę, gdy nie mam siły. Ten człowiek wyszedł z kaplicy inny. Nie dlatego, że problem zniknął. Ale dlatego, że nie był już sam. I zrozumiał: Jezus przyszedł w postaci drugiego człowieka.
Jak zatem konkretnie „widzieć” Jezusa w trudzie? W drugim człowieku. Czasem Jezus nie przychodzi w cudzie, ale w telefonie, który zadzwonił, w kawie postawionej na stole, w kimś, kto wysłuchał bez oceniania.W małej nadziei. Nie w wielkich słowach, ale w myśli: „Jeszcze jeden dzień.” To wystarczy. Bóg działa małymi krokami, nie fajerwerkami. W słowie, które zostaje. Jedno zdanie z Pisma Świętego. Jedna pieśń. Jedno wspomnienie dobra. Jan zapamiętał miłość Jezusa sprzed krzyża – dlatego rozpoznał Go po pustym grobie. To, co Bóg już zrobił w twoim życiu, pomoże ci zobaczyć Go teraz.
Gorycz, która staje się winem. Wino św. Jana przypomina: gorycz nie znika od razu, ale może zostać przemieniona. Tak jak winne grono musi zostać zmiażdżone, aby stało się winem, tak i człowiek czasem przechodzi przez pęknięcie, by odkryć głębię. Nie wszystko, co boli, niszczy. Nie wszystko, co trudne, oddala Boga. Czasem właśnie tam rodzi się życie, które już nie jest powierzchowne, ale prawdziwe. Jeśli dziś: nie widzisz sensu, nie czujesz Boga, masz wrażenie pustego grobu… to pamiętaj: Jan też zobaczył pustkę – i właśnie tam uwierzył. Bóg potrafi przemienić to, co gorzkie, w to, co daje życie. Nie zawsze od razu. Nie zawsze tak, jak chcemy. Ale zawsze z miłością. A Jezus? On już stoi obok. Trzeba tylko – jak Jan – zatrzymać się, spojrzeć sercem i uwierzyć.
J 20, 2-8
Jan przybył pierwszy do grobu
Pierwszego dnia po szabacie Maria Magdalena pobiegła i przybyła do Szymona Piotra oraz do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: «Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono».
Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka.
Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył.









