Odwiedzać przyjaciół…
Nawiedzenie
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę.
Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.
Opowiadanie pt. “Ktoś bliski”
Historia Elżbiety jest dość banalna i smutna. Dowodzi, że człowiek tak często nie może sobie sam poradzić z własnymi problemami.
Bardzo wcześnie straciła matkę, jedyną ukochaną przyjaciółkę i powierniczkę. Zdawała wówczas maturę, kiedy mama umarła po długich i ciężkich cierpieniach. Zabrakło jej w najmniej odpowiedniej dla dziewczyny chwili. Została sama ze świadomością odpowiedzialności za młodszą siostrę.
Ojciec, człowiek dobry i kochający córki, coraz częściej nadużywał alkoholu, choć zajmował bardzo poważne stanowisko. W końcu przestał dbać o dom, mało troszczył się o dzieci. Dobrze, że była babcia, która trzymała pieczę nad wszystkim.
Elżbieta wcześnie musiała być samodzielną, choć nikt jej tego nie uczył. Rozpoczęła studia. Na czwartym roku wyszła za mąż za chłopaka, którego znała od lat. Jak się wkrótce okazało, jeszcze zbyt mało. Na świat przyszła córka. Wychowywała ją babcia, do której matka przyprowadzała dziecko idąc do pracy. Mąż raczej nie zajmował się małą, nie pomagał też w domu. W małżeństwie zaczynało się dziać coraz gorzej. Mąż robił awantury.
Pracował w kopalni i nieźle zarabiał. Cóż z tego – większość pieniędzy szła na wódkę. W domu bywał rzadko.
Nie dał się namówić na leczenie. Był to potworny okres w życiu Elżbiety. A tak marzyła o szczęśliwym i spokojnym domu. Kosztowało ją to wiele zdrowia, wylądowała na trzy miesiące w szpitalu. Wciąż rozmyślała, jak ma postąpić. W domu ciągle działy się rzeczy trudne do opisania, a dziecko wzrastało w atmosferze strachu i zagrożenia. Często uciekały do ojca Elżbiety.
Ona sama stwierdziła, że nic już nie wskóra i była pełna najczarniejszych samobójczych myśli. Ale miała przecież Magdę. Postanowiła, że… lepiej niech wcale nie ma ojca niż miałoby się to skończyć tragedią. Każda kolejna sprawa rozwodowa w sądzie była koszmarem. Mężowi przychodziło wszystko bardzo lekko, nie okazywał żadnej skruchy. Zostały same z córką.
Wydawało się, że nareszcie przyjdzie spokój i równowaga. Nic bardziej mylącego. Elżbieta tak bardzo chciała sobie “poradzić”, a “szło” niedobrze. Wciąż była rozdrażniona, zagubiona, pogłębiała się jej nieśmiałość i nieudolność w sprawach życiowych. Potrafiła radzić innym, a jej samej nic nie wychodziło. Żyła z dnia na dzień. Sobą była w pracy, a w domu “rozklejała” się, była rozgoryczona nieuświadomionym poczuciem winy. Nie mogła się z tego otrząsnąć. Często całymi nocami płakała. Modlitwa nie pomagała.
Czas upływał, a wszystko dookoła utwierdzało ją w przekonaniu, że nic już dobrego jej nie spotka. Oczywiście zajmowała się wychowaniem dziecka, ale w okresie załamań nie okazywała w tym względzie zbyt wiele cierpliwości. Wydawało się, że wszyscy i wszystko są przeciwko niej.
W “środku” stale była “rozbita”. Mąż z początku płacił przysądzone alimenty, potem rzucił pracę i przestał świadczyć na rzecz dziecka. Próbowała ściągnąć pieniądze przez komornika. Bez skutku! Po dwóch latach od rozwodu zainteresowała się pewnym mężczyzną, ojcem jednego z uczniów klasy, której była wychowawczynią. Zaczęli się spotykać, ale szybko wyszło na jaw, że nie miał uczciwych zamiarów.
Od tej pory Elżbieta z dużą rezerwą podchodzi do mężczyzn, unika ich towarzystwa. Podziwia koleżanki i zazdrości im, że umiały sobie znaleźć opiekuńczych mężów i mają szczęśliwe rodziny.
Kolejnym ciosem była śmierć babci, podpory i przyjaciela – mądrego, dobrego i doświadczonego. Została sama z córką.
Wszyscy wokoło powtarzają, że Elżbieta ułoży sobie osobiste życie. Ona już w to nie wierzy. Mówi, że chyba urodziła się w nieodpowiedniej epoce. Całą miłość i czułość przelała na dziecko. Swoją przyszłość widzi w czarnych barwach, bo – jak twierdzi – nie ma jej na kim oprzeć.
Często zadaje sobie pytanie, czemu właśnie ją spotkały wszystkie te przeżycia. Dlaczego osoba tak niezaradna życiowo jak ona została poddana ciężkim próbom losu? Brutalność dnia powszedniego utwierdza ją w przekonaniu, że nic dobrego jej nie spotka. Może zabrzmi to naiwnie, ale ona, ta, co miała być samodzielna, nie ma na tyle siły, aby samotnie dalej borykać się z życiem. Boi się tej samotności. Tak bardzo chciałaby mieć przy sobie kogoś bliskiego, oddanego i wiernego. Czuje się pokrzywdzona, bo przecież wpojono jej, że musi zdobyć niezależność.
A teraz? Nie wie jak dalej żyć, aby nie sprzeciwiać się boskim prawom życia, aby jej istnienie nabrało sensu. Wie, że w którymś momencie przeholowała, była zbyt dumna, zbyt zarozumiała i zbyt pewna, że sobie sama poradzi. “Odwróciłam się od Boga uznając, że jest niesprawiedliwy, bo spotykają mnie tylko zawody, nieszczęścia i przykrością”. Tak bardzo szuka KOGOŚ BLISKIEGO!
Refleksja
Nie żyjemy sami, ale wśród wielu ludzi, którzy tak jak my, szukają kontaktu w codziennym współżyciu. Nikt nie jest samotną wyspą, stąd warto nasz walny czas dać tym, którzy w sposób szczególny go potrzebują. Są to akurat Ci, co mają depresję, przeżywają ciężkie chwile rodzinne czy zawodowe. Sami widzimy na co dzień, że kłopotów nikomu nie brakuje…
Jezus nie stronił od ludzi. To im poświęcił całe swoje życie. Miał też jednak i momenty na osobności, gdzie spotykał się z Ojcem na szczególnej modlitwie. Z tego spotkania czerpał siły, aby dać uzdrowienie tym, którzy o to go prosili. A wiemy, że tych, którzy potrzebowali takiej pomocy nie było mało. Każdy z nas ma szanse pomagania innym w każdym położeniu ich życia.
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy masz świadomość życia z innymi?
2. Czy masz szacunek do innych?
3. Czy udzielasz pomocy potrzebującym?
I tak na koniec…
Miłość to jedyna siła, która zmienia wroga w przyjaciela (Martin Luther King)