Sześćset lat przed narodzeniem Chrystusa w starożytnej Grecji powstała orficka sekta religijna. Jej głównym atutem była wiara w nieśmiertelność ludzkiej duszy. W sekcie tej istniał ciekawy zwyczaj wkładania do grobu każdego zmarłego złotej blaszki z wyrytymi na niej słowami: „Ja także jestem boskiego pochodzenia”. Blaszki te archeolodzy znajdują po dzień dzisiejszy, zwłaszcza w południowej Italii, czyli na terenie dawnej Wielkiej Grecji. Ta blaszka z wyrytym napisem, według przekonania orfitów miała być pewnego rodzaju „paszportem”, potrzebnym do przekroczenia granicy wieczności, takim „biletem wstępu” w zaświaty.
To bardzo głębokie przekonanie starożytnych Greków w istocie nieśmiertelnej ludzkiej duszy i jej związku z bóstwem dowodzi, że już wtedy istniało na ziemi ogromne pragnienie, wielka tęsknota człowieka za czymś nieprzemijającym, wiecznym. Była ogromna chęć poznania nieba i dostania się tam. To myślenie otwiera w człowieku wielkie pragnienie realizacji swoich marzeń i to już tutaj na ziemi.
Ciągle jesteśmy świadkami postępu, jaki dziś przebiega na ziemi. Szybkość np. komunikacji kolejowej czy samochodowej przekracza dziś kilkakrotnie, kilkunastokrotnie, a nawet kilkudziesięciokrotnie tę, jaką osiągali nasi pradziadowie. To samo dzieje się z komunikacją powietrzną. Współczesne samoloty pozwalają wznieść się na tysiące metrów ponad poziom morza. Ludzie mogą latać ponad największymi szczytami gór świata. W kilkanaście godzin przemieszczają się z jednego na drugi kontynent, a w kilka godzin z jednej stolicy do drugiej w np. Europie. Kiedyś zajmowało to tygodnie, miesiące, a nawet lata.
Dzięki samolotom przemierzamy tysiące kilometrów lecąc w niebie. W końcu jednak zawsze wracamy na ziemię. Podobnie kosmonauci po oderwaniu się z ziemi, czy lądowaniu na księżycu zawsze wracają z radością na ziemię. Muszę wrócić, bo bez tlenu nie da się tam żyć. Naszym domem, domem każdego człowieka jest ziemia. Nie jest nim zatem niebo w znaczeniu przestrzeni otwartej nad naszymi głowami. Niebo nie jest daleko w kosmosie. Aby je ciągnąć nie potrzeba specjalnego kombinezonu, rakiet, czy osprzętu. Realne przejście jest tylko jedno. Granicę stanowi śmierć, umożliwiająca to przejście. Dziś wiemy, że to nie tęsknota człowieka stworzyła wiarę w nieśmiertelność, ale że faktycznie sam Bóg umożliwił człowiekowi wieczne uczestnictwo w Jego szczęściu.
Dziś obchodzimy Uroczystość Wniebowstąpienia Chrystusa, która ukazuje nam drogę nie tylko duszy, ale całego człowieka, łącznie z ciałem, do wiecznego spotkania z Bogiem.
Nie potrzebujemy już złoty blaszki, ani wyznania: „I my także jesteśmy boskiego pochodzenia”, ani też papierowego paszportu, który pozwala nam poruszać się po krajach świata, bowiem sam Bóg w czasie chrztu wycisną swoją pieczęć w naszych sercach. Jest to pieczęć „Bożej przynależności”. Odtąd nasze serca są jego własnością. Należą już do Boga i do Jego wieczności. Królestwo Boże bowiem jest już w nas. Główny szlak do poznania Boga prowadzi nie przez kosmos, lecz przez człowieka, który żyje na ziemi i obok nas. Wśród tych wszystkich ludzi, zapewne jedną z najbliższych, jeśli nie najbliższą naszemu sercu, jest matka. Ta która dała nam życie, ta która nas urodziła, wychowała, wysłała do szkoły i opiekowała się nami „od zawsze”. Za trzy tygodnie, 26 maja obchodzimy Jej dzień, Dzień Matki. Warto już dziś sobie to uświadomić i przygotować się do tego dnia. Jak?
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Przytoczę ją za ks. Ryszardem Koperem z USA. W 1896 roku rozegrała się bitwa morska w której Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych pod dowództwem admirała Dewey’a pokonała flotę hiszpańską. Tuż przed rozpoczęciem walk, na jednym z okrętów amerykańskich miało miejsce zdarzenie, które zasadniczo nie miało żadnego wpływu na wynik bitwy, ale które jest nie mniej godne zainteresowania, niż sama bitwa. Otóż wiatr porwał marynarkę jednego z amerykańskich żołnierzy. Ten, nie namyślając się długo, chciał wskoczyć za nią do wody. Ten skok oczywiście mógł zakończyć się dla niego śmiercią. Dlatego dowódca kategorycznie zabronił mu tego. Marynarz jednak nie posłuchał swojego dowódcy i wskoczył do wody. Uratował marynarkę, ale za nieposłuszeństwo groziła mu kara kilku lat więzienia. Admirał Devey kazał przeprowadzić marynarza, bo był ciekawy dlaczego nie posłuchał jego rozkazu.
Wtedy marynarz wyciągną z marynarki portfel, a z niego fotografię swojej matki i podał ją admirałowi mówiąc: „To jest moja matka”. Po czym wyjaśnił, że zawsze nosi przy sobie tę fotografię. Gdy skakał do wody, pierwszą jego myślą było ratowanie tej jednej jedynej fotografii swojej rodzicielki. Admirał wtedy powiedział: „Synowie którzy dla ratowania fotografii swojej matki ryzykują życie, będą gotowi także oddać swoje życie za ojczyznę i nie powinni być więzieni jak kryminaliści”.
Czyż może być piękniejszy dar dla matki, niż miłość swoich dzieci? Szczęśliwi ci, którzy za kilka tygodni będą mogli odwiedzić swoją matkę i złożyć jej życzenia, także wręczyć kwiaty. Wielu jest też i takich, którzy uczynić tego już nie mogą. Są matki, które spoglądają na nas z „niebieskiego okna nieba” do którego wszyscy zdążamy. O to niebo dla nas i naszych najbliższych módlmy się dziś w dniu Wniebowstąpienia Pańskiego.
Łk 24, 46-53
Jezus powiedział do swoich uczniów: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie uzbrojeni mocą z wysoka. Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga.