3 N. Wlk. Postu, Uzasadniony gniew, J 2, 13-25

Total
0
Shares

Pracowałem spokojnie w domu przy moim biurku, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. W takich przypadkach zawsze zrzędziłem, ale tym razem poszedłem otworzyć, mówiąc sobie, że mógłby to być listonosz. Nie był to jednak on, lecz ktoś, kto powiedział do mnie: – Czy pozwoli pan, że wejdę na chwilę? Jestem Bóg. – Co za radość Cię poznać – powiedziałem do Niego. – Od dawna słyszę o Tobie, to wielka rzecz spotkać Ciebie. Jestem zresztą w trakcie pisania artykułu o Tobie i męczyłem się tym okropnie. Może mógłbyś mi pomóc? – Być może, ale niech pan zbytnio na to nie liczy. Ja i literatura… wie pan…

Zaprosiłem mojego wspaniałego Gościa, aby zajął miejsce w fotelu. On wolał krzesło wyplatane słomą: musiało mu coś przypominać. – Siedzisz często w kącie? – zapytałem Go.

– Jestem tam zawsze – powiedział. – Jestem Bogiem, więc jak mówił Tomasz z Akwinu, jestem wszędzie. Jednak przez większość czasu Mnie nie widać. – Trzeba przyznać, że nie czynisz zbyt wiele, aby zwrócić na siebie uwagę – powiedziałem do Niego. – Od czasu do czasu jakiś cud; to nie kosztuje Cię wiele. Mógłbyś zorganizować wielką kampanię, tak jak się to często robi obecnie. 

– Wie pan, nie wiem dokładnie, czego mógłbym oczekiwać od tego rodzaju akcji. Poza tym handel budzi we mnie złe wspomnienia. Zostałem sprzedany za trzydzieści srebrników. Jeśli chodzi o cuda, to czynię je każdego dnia, ale ludzie są tak zagonieni, że wcale ich nie zauważają. Kiedy spędza się czas na podróżowaniu samochodem i mknie się z prędkością 150 km na godzinę, nie widzi się kwiatów rosnących przy drodze. Trzeba wybierać… Bóg miał rację: jest tu pewien problem…[1]

Mam takie nieodporte wrażenie, że gdy Pan Jezus wyganiał przekupniów ze świątyni, to właśnie miał na myśli fakt, że ludzie w tej gonitwie życia zapominają o tym, po co zostali stworzeni. Jeśli są księża, którzy traktują wiarę i działaność kościoła jako jedynie skarbonkę do zarabiania pieniędzy, aby dobrze się ustawić w życiu, to nie jest to dobre i godziwe. Kościół jednak bez pieniędzy nie może funkcjonować i jeśli tym co ma dzieli się z potrzebujacymi, to jest to miłe Bogu. Im wtedy więcej posiada, tym bardziej będzie mógł podzielić się z tymi, którzy nic nie mają.  

Dziś wielu zarzuca Kościołowi bogactwo. Utarło się powiedzenie, że Kościół ma pieniądze i nie trzeba już nic dawać. Taki ogólnik, który w wielu wypadkach nie ma żadnego pokrycia. Niestety często zdarza się i tak, że ludzie, którzy zarzucają innym zarabianie na Bogu, sami często zachowują się nie fair wobec drugiego człowieka. Chcą za swoją pracę parokrotnie więcej, niż ta praca realnie jest warta. Są wyczuleni o bardzo krytyczni wobec Kościoła, że zarabia i jest łasy tylko na pieniądze, a tymczasem sami pobierają i zdzierają pieniądze od ludzi dla których pracowali, wykorzystując ich niewiedzę i co gorsza, poczucie bezradności i przerażnia, zwłaszcza wtedy, gdy są w ogromnje potrzebie. 

Pamiętam pewną historię rodziny, której pękła w domu rura z gorącą wodą. Ludzie ci nie byli w stanie sobie poradzić, nie było wiele czasu, bo dom zalewało i zgodzili się na “pomoc fachowca”. Ten po przyjeździe, rozglądnął się i po chwili zastanowienia się podał stawkę za swoją pracę. Była ona 5 krotnie większa, niż wtedy, kiedy nie byłoby sytuacji tzw. “emergency”, czyli pilnej. Nasz “fachowiec” doskonale wiedział, że w tej sytuacji zalewającej dom wody, gospodarze zgodzą się na wszystko, tylko żeby tylko uratować resztę swojego dobytku. Po wykonanej pracy zapłacili tyle ile zarządał. Potem tego pana moi znajomi widzieli w kościele jak przystępował do komuii sw. ze złożonymi rękami, a przy tym głośno krytykował po Mszy św. parafię zarzucając nie tylko księżom, ale i wielu parafianom niegospodarność, no i ze ich życie kręci się tylko koło pieniedzy i wszelkich prfofitów. Wykorzystywał przy okazji ten fragment o przekupniach z dzisiejszej Ewangelii.   

Takim ludziom Chrystus najchętniej powywracałby nie tylko stoły z których czepią korzyści materialne, aby wstrząsnąłby przede wszsytkich ich sumieniami, by przywołać do porządku i obudzić ze snu w którym żyją. To przede wszystkim przypomnienie, że nie tylko samym chlebem żyje człowiek, ale też i to, że pieniądz i bogactwa są tylko środkiem do nieba, a nie celem samym w sobie. Jeśli ktoś jest zaślepiony materialną stroną tego świata, to może pójść w skrajność widzenia we wszystkich samego zła. Jest takie powiedzenie, że “jak ktoś byle jaki, to o innych myśli, że każdy jest i taki”. Osądzanie i posądzanie innych ma tak napawdę zakryć prawde o sobie samym i także zazdrość, która aż gotuje się w sercu i umyśle człowieka. 

Taka złość nie ma żadnego uzasadnienia, a tu sprawdzają się słowa ks. Jana Twardowskiego, który powiedział tak: “Aby w zgodzie żyć z innymi, człowiek musi najpierw pogodzić się z samym sobą”. Czyli jednym słowem mu zaakceptować to, że sam nie jest doskonały i grzeszny, że nie powinien być tym, który ciągle narzeka i ocenia innych, ale nawet obiektywnie widzi, że ktoś nie domaga, albo błądzi, to pomóc mu – tak z miłosierdzia – aby zobaczył więcej niż swiat w którym samotnie i samolubnie żyje.  

Widzimy dziś gniew Jezusa, który powyracał ludziom stoły, a w domyśle ich poukładane życie, które sobie ułożyli w około pieniądza, który nadał sens ich życiu. Została zamieniona kolejność. Nie są oni w Świątyni ze względu na Boga, ale ze względu na pieniądze, które mogą zdobyć w miejscu modlitwy. Tymczasem Świątynia ma jednoczyć i zbierać na modlitwie przed Bogiem, a sprawy materialne są i mają być w tym wypadku tylko drugorzędną sprawą lub dodatkiem, który ma pomagać innym ludziom.

„Jakże byłoby pięknie, gdyby każdy z nas mógł wieczorem powiedzieć: dzisiaj zrobiłem gest miłości wobec drugiego” (Papież Franciszek). Jezus chce raczej miłosierdzia, niż ofiary. Rzeczy materialne sa ważne w naszym życiu, ale nie jest dobrze, jeśli przyćmią nam one człowieczeństwo. Jak to powiedział kiedys ks. Mieczysław Maliński: „Miarą twojego człowieczeństwa jest wielkość twojej troski o drugiego człowieka”. 

Bardzo często wiele osób zamawiając Mszę św. za swoich bliskich, podając pieniądze mówią: “- A to są proszę księdza pieniądze za Msze św…”. I może Was zaskoczę, ale nie jest to prawda, że jest to za Mszę św.! Ofiarę dajemy na utrzymanie księdza, aby mógł tę Mszę św. odprawić, a nie za sakrament, którego nie można kupić, ani za niego zapłacić, bo jest on bezcenny! To On, Chrystus zapłacił, ale swoja krwią, abyśmy wszyscy zostali zbawieni. Ksiądz nie jest Panem Bogiem, tylko człowiekiem. Musi jeść, pić, spać, mieć też dach nad głową. Stąd ta ofiara jest na jego utrzymanie, aby mógł bez zaangażowania się w inna pracę być do dyspozycji i sprawować sakramenty. Trzeba tu przy okazji dodać bardzo ważną rzecz, że gdybyśmy warunkowali odprawienie Mszy św. od stypendium, czyli od ilości pieniędzy ofiarowanych nam przez ludzi, to bez tych środków materalnych ta Msza św. przecież też byłaby ważna! Gdybyśmy warunkowali odprawienie Mszy św. od przyjęcia i ilosci pieniędzy, to zaprzeczylibyśmy wtedy darmowości tego, co uczynił dla nas Jezus. Każdy ksiądz powinien być zawsze bardzo wdzięczny za otrzymane stypendium mszalne, które pozwala mu na funkcjonowanie. Zawsze powinien dziękować ludziom za zamówienie intencji Mszy św, bez względu na to, czy otrzymają za to jakiekolwiek stypendium. Jeśli złożą jakąkolwiek ofiarę, to trzeba być wdzięcznym, bo jest to zawsze wolny dar ofiarodawcy!

Proboszcz pewnej olbrzymiej parafii, leżącej na peryferiach Paryża, powierzył pewnego dnia pisarce Madeleine Delberl, swojej dobrej parafiance, zaniesienie paczki z ubraniami do pewnej niewierzącej rodziny. Madeleine wzięła ją i udała się pod wskazany przez proboszcza adres. Wdrapała się na piąte piętro bloku, by wręczyć zawiniątko pewnej biednie wyglądającej kobiecie z dzieckiem na ręku, która otworzyła jej drzwi. Ta podziękowała jej grzecznie i Madeleine zaczęła schodzić w dół. Gdy była już na parterze usłyszała, że ktoś ją woła. Była to kobieta z piątego piętra, która krzyczała: – Proszę przyjść zabrać swą paczkę! To są straszne szmaty. Jesteśmy biedni, ale, nie jesteśmy śmieciarzami!

Madeleine wróciła. Zobaczyła, że kobieta miała rację: paczka rzeczywiście zawierała brudną bieliznę. Zrobiło się jej wstyd. Przeprosiła i wyszła zmartwiona. Nie wiedziała jak ma postąpić. Przechodząc koło kwiaciarni, zobaczyła cudowny kosz czerwonych róż. Kupiła je i wróciła z powrotem, a spot- kawszy na drodze dziecko owej kobiety podała mu kwiaty, mówiąc: – Proszę cię, zanieś je twojej mamie. Chłopiec ten był pierwszym ochrzczonym w tym bloku.[2]

Gest miłości potrafi zdziałać cuda i ustawić naszego ducha, który potrafi wiele, bo nawet zbudować świątynię, czyli wspólnotę o którą tak bardzo zabiegał Jezus. Świątynie to nie mury, ale Duch święty, który jest obecny w obrębie jej murów. Bez tego Ducha św. każdy kosciół będzie martwy i zwykłym budynkiem, który tylko z nazwy będzie kościołem, ale nie będzie w nim życia, który nie będzie już w stanie okazać miłości, braterstwa, życzliwości i miłości. 

Ojciec Fabian Kaltbach OFM powiedział: „Można nie pomagać, można znaleźć wiele racjonalnych argumentów dla konkretnych przypadków, aby nie pomagać. Ale to nic nie zmieni. Nadal będą głodni, chorzy, cierpiący, potrzebujący. Lepiej zgrzeszyć nadmiarem dobroci i naiwności, niż nadmiarem kalkulacji i nieufności”. 

Zaufajmy Bogu i Jego miłosierdziu, a nie materii, która może w ciągu minut zostań unicestwiona przez np. trzęsienie ziemi czy potom, a może tylko i az przez niedokręcony przez kogoś zawór z gazem czy wodą. Pokładanie zaufania w materii nie przyniesie szczęscia, a zaufanie Bożemu miłosierdziu już tak, dlatego warto pamiętać i powtarzać kazdego dnia: Jezus Ufam Tobie. 

J 2, 13-25

Zapowiedź męki i zmartwychwstania

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus przybył do Jerozolimy. W świątyni zastał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas, sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Zabierzcie to stąd i z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!» Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie».

W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo».

Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?»

On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w Jego imię, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zawierzał im samego siebie, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co jest w człowieku.


[1] Gilbert Le Mouel, Jest jakiś problem?, https://adonai.pl/opowiadania/duchowe/?id=30

[2] Bruno Ferrero, Ubrania dla biednych, https://adonai.pl/opowiadania/zycie/?id=205

Total
0
Shares
(fot. quimby / flickr.com / CC BY-NC-SA 2.0)

Na dobranoc i dzień dobry – J 2, 13-25

Oczyścić i zacząć od nowa… Znak oczyszczenia świątyni. Powściągliwość Jezusa Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może spodoba Ci się też...