Dziewczynka, która miała za zadanie zajmować się kurami, często zaglądała do nich, by zobaczyć, czy już się wykluły kurczaczki. Pewnego dnia ujrzała dużo puchatych, żółtych piskląt stłoczonych wokół kwoki, ale zostały jeszcze dwa jajka, z których kurczęta dopiero próbowały się wydostać. Widziała ich drobne ciałka z wysiłkiem starające się wyswobodzić przez niewielkie otwory w skorupkach. Bez namysłu postanowiła im pomóc – wzięła jedno jajko i delikatnie rozłupała skorupkę, by uwolnić kurczaczka.
Następna chwila wryła jej się w pamięć. Świeżo oswobodzone kurczątko trzepotało się przez chwilę próbując złapać oddech, a potem znieruchomiało. Czując, że coś jest nie w porządku, dziewczynka pobiegła do mamy. Doświadczone oczy matki z miejsca odczytały, co się stało. Mogła skrzyczeć lub ukarać córkę, ale wolała udzielić jej lekcji. Troskliwie wyjaśniła, że każde kurczątko musi walczyć o uwolnienie się ze skorupki. Dzięki tym zmaganiom staje się na tyle silne, by móc żyć poza skorupką.
Rozumiejąc, że córka miała dobre zamiary, ale nie dość wiedzy, powiedziała: „Są w życiu takie rzeczy, których nikt nie może za nas zrobić; trzeba samemu tego dokonać”. Teraz już dorosła i sama będąca matką owa działająca w dobrej wierze dziewczynka często wspomina to zdarzenie. „Chociaż często mam ochotę załatwiać pewne sprawy za innych – mówi – pamiętam, że być może powinni sami tego dokonać, a ja muszę pozwolić im o to zawalczyć”[1].
“W życiu nie ma problemów, w życiu są tylko sytuacje. Możesz z nich uczynić albo możliwości, albo problemy. Ty samemu możesz stać się możliwością, albo problemem. To jest wybór, który ma każda istota ludzka. Ale aby skorzystać z tego wyboru, musisz być wewnątrz siebie w pewien określony sposób. Kiedy wewnątrz siebie jesteś w pewnym stanie spokoju, równowagi i radości, że bez względu na to, co życie na ciebie narzuci, uczynisz z tego cudowną możliwość. Nie będziesz z niczego robić problemu, bo ponieważ sam nie jesteś problemem. Wszystko zależy od tego, jak do nich podchodzisz”[2].
To, co siejemy – wcześniej czy później – urośnie. Jest takie powiedzenie, że „Człowiek rodzi się z zaciśniętymi pięściami, jakby chciał pokazać: zdobędę wszystko, a umiera z otwartymi ramionami, nie mając nic”. Ja bym może dodał, że to „nic” zależy od nas. Możemy odejść siejąc to, co mamy w niekończonej ilości: miłość. Niech ona wzrasta i buduje przyszły świat. Owocu tego może nie skosztujemy za życia, ale sama świadomość, że ta miłość może zakwitnąć w ludzkich sercach teraz lub w przyszłości świata, powinna dać nam radość i uśmiech już teraz za naszego życia ziemskiego i w perspektywie życia wiecznego.
Wszystko zależy od nas, a zwłaszcza od sposobu widzenia rzeczywostości w której się znaleźliśmy. Na tę samą rzeczywistość i sytuację możemy patrzeć zupełnie w inny sposób. Przypomina mi się tu przypowieść o dwóch wiadrach, które “spotkały się przy studni. Jedno wyglądało jakoś markotnie. – Co się stało? – zapytało drugie ze współczuciem. – Ach! – westchnęło tamto posępne. – Strasznie już mam dosyć tego ciągania do studni. Żebym nie wiem jak było pełne, ciągle tu wracam puste. Drugie wiadro zaśmiało się. – To ciekawe! – zachichotało. – A ja zawsze tu przybywam puste, a odchodzę pełne. Jestem pewne, że jeśli zaczniesz patrzeć na to w ten sam sposób, będzie ci o wiele weselej[3].
Czasami oczekujemy, że to, co zasiejemy przyniesie spektakularne owoce i będziemy nie tylko mogli się tym sami ucieszyć, ale również pokazać to z dumą innym ludziom. Tymczasem Pan Bóg działa spokojnie i bez spektakularnych fajerwerków. Jak działa?
Wielki wynalazca Thomas A. Edison bardzo sobie cenił zarówno czas, jak i pieniądze. Za każdym razem, gdy pokazywał kolejnej grupie zwiedzających swoje najnowsze wynalazki i pomysłowe urządzenia wypełniające jego letnią rezydencję, ktoś nieuchronnie pytał: – Panie Edison, po co pan założył ten idiotyczny kołowrót, przez który trzeba się przeciskać, wchodząc do ogrodu? Edison nieodmiennie odpowiadał: – Drogi przyjacielu, każdy, kto przechodzi przez ten kołowrót, pompuje siedem galonów wody do zbiornika na dachu[4].
Mamy być ziarnem, które zasadzone spokojnie się rozwija i niepostrzeżenie przynosi owoce. Aby przynosiło ono owoce, to potrzebn jest zaanagżowanie, bo nic w życiu samo nie przychodzi.
Znużony wędrowiec dotarł nad rzekę. Żaden most nie prowadził na drugą stronę. Była zima i rzekę pokrywała warstwa lodu. Robiło się ciemno, a podróżny chciał się dostać na drugi brzeg przed zapadnięciem nocy. Zastanawiał się, czy lód wytrzyma pod jego ciężarem. Wreszcie, z wahaniem i wielkim strachem, zaczął ostrożnie pełznąć na czworakach. Miał nadzieję, że dzięki takiemu rozłożeniu ciężaru ciała zmniejszy się prawdopodobieństwo, iż lód się pod nim załamie.
Kiedy tak powoli i z mozołem przebył już połowę drogi, nagle usłyszał za sobą śpiew. Z półmroku wyłoniły się zaprzężone w cztery konie sanie z węglem, a woźnica na koźle beztrosko sobie wyśpiewywał. Z jednej strony widzimy więc wędrowca, bojaźliwie posuwającego się na czworakach. A z drugiej – woźnica, konie, sanie, ciężki ładunek śmigają przez tę samą rzekę, jakby popychani wiatrem!
Ta opowieść ukazuje, w jaki sposób wielu z nas idzie przez życie. Jedni stoją na krawędzi decyzji, niezdolni postanowić, jak dalej postąpić. Drudzy stoją na brzegu próbując zebrać się na odwagę, by przebrnąć przez zadanie czy problem, przed jakim się znaleźli. Jeszcze inni pełzną i czołgają się w obawie przed cienkim lodem. Ich wiara nie jest dość silna, by pozwolić im trzymać się prosto. Ale są również i tacy, którzy śmigają przez życie pogwizdując. Ich wiara jest niewzruszona.
Kiedy stajemy nad rzeką trudności, nie musimy się lękać ani też się czołgać. Bóg obiecał nam pomóc, a z Jego pomocą przeprawimy się na drugą stronę radośnie i bezpiecznie[5].
Chrześcijanie mają siać, czekać na wzrost i zbierać owoce. Do tego potrzebna jest determinacja, cierpliwość i pokora. Tylko wtedy zdobędziemy upragnione plony, które zbierzemy u schyłku życia. Będzie odchodzić z tej ziemi z owocami ziaren, które zasiewamy na każdym etapie naszego ziemskiego życia. Oby plony były obfite! Módlmy się o to przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Mk 4, 26-34
Rozwój królestwa Bożego
Jezus mówił do tłumów:
«Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Gdy zaś plon dojrzeje, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo».
Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu».
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.
[1] Dr Myrle Swicegood, Siła dzięki zmaganiom, https://adonai.pl/opowiadania/zycie/?id=275
[2] Sadhguru
[3] Dwa wiadra u studni, Autor nieznany, https://adonai.pl/opowiadania/zycie/?id=63
[4] Kołowrót Thomasa Edisona, Anonim, https://adonai.pl/opowiadania/zycie/?id=133
[5] Herb Smith, Przeprawa przez rzekę trudności