Pewien chłopiec znalazł żółwia. Zaczął mu się dokładnie przyglądać, ale zwierzątko schowało głowę i zamknęło się w swojej skorupie. Zawiedziony chłopiec wziął kij, żeby otworzyć skorupę. Zobaczył to jego wuj i zawołał: – Nie, to nie tak! W ten sposób możesz zabić żółwia, ale kijem nie zmusisz go do wysunięcia glowy.
Wuj wziął żólwia do domu i umieścił przy kominku. Po prau minutach zwierzatko się rozgrzało. Wysunęło głowę i nóżki i zacżeło iść. “Tak to jest z żółwiami” – powiedział wuj – podobnie jak z ludźmi. Nie można ich do niczego zmuszać. Ale wystarczy najpierw dać imi trcohę ciepła, prawdziwej dobroci, a prawie pewne, że zrobią, co zechcesz[1].
Jezus usiadł z ludem, pomodlił się i dał im to, czego im było trzeba, czyli jedzenia. Dał mim chleb i rybę, którymi się posilili tak, że zostało jeszcze wiele ułomków dla innych, którzy byli spragnieni nie tylko Jego strawy, ale przede wszystkim Jego obecności oraz nauki, która płynęła z serca Juzusa. Ludzie się na nim poznali i widzili w nim dobro, którego nie mieli na codzień. Był dla nich pokarmem duchowym, tak jak dobry chleb, który daje życie.
W Ewangelii widziemy jakby trzy lementy tego spotkania Jezusa z ludem. Wpierw poprosił ich, aby usiedli. Następnie odmówił dziękczynienie, czyli się z nimi pomodlił. Dopiero wtedy dawał im to, co było potrzebne do codziennego życia. Czytając ten fragment spotkania Jezusa z ludem, można wyciągnąć jakąś lekcję i naukę. Są to dla nas dziś, żyjących w tak bardzo zabieganym świecie wskazówki, które mogą wprowadzić pewną harmonię i ład do naszego szybkiego życia. Zatem wpierw…
Usiądź
Działo się to dawno a może nie dawno, nie jest to istotne. Pewien bogaty człowiek, postanowił odebrać sobie życie, ponieważ stwierdził, że już dłużej nie może tak szybko żyć. Wiecznie tylko praca, praca, praca w domu stał się gościem. Ale z drugiej strony nie potrafił się z tej matni wyzwolić. Ten stan spowodował, że nie widział innej możliwości jak tylko wysiąść z tego pociągu, jakim jest życie. Jak postanowił tak też szukał okazji do zrealizowania swego pomysłu.
Tak się jednak złożyło, że spotkał swego znajomego z wojska. Bardzo się ucieszył na to spotkanie. W czasie rozmowy nasz bohater zwierzył się ze swego postanowienia. Wtedy to znajomy z wojska zaprosił go do siebie. Z początkowymi oporami, ale jednak nasz Bogaty Człowiek zdecydował się z Znajomym udać do jego domu. Było dla Niego wielkim zaskoczeniem, że ów znajomy to zakonnik a domem jego jest klasztor.
Wtedy przypomniał sobie, że już dawno nie był w kościele, już dawno się nie modli bo zawsze mówił nie mam czasu. Zakonnik zaprowadził bogatego człowieka do celi powiedział mu, że może być tu tak długo jak zechce i aby swe postanowienie jeszcze raz przemyślał. Bogaty człowiek spytał się czy może wykonać jeszcze parę telefonów do swoich firm na co zakonnik mu odparł: “Przecież chcesz się zabić, to po co się jeszcze martwisz o firmę zostaw to”. I odszedł.
Bogaty Człowiek usiadł na łóżku w swojej celi i zaczął wzrokiem wodzić po skromnym wystroju. I rozmyślał. Rozmyślał o życiu, o czasie, o rodzinie, o przyjaciołach, o śmierci, o Bogu, o radości, o szczęściu, o miłości, o… wszystkim, co ważne. Minęły cztery tygodnie ubogi człowiek, ale radosny przychodzi do zakonnika i mówi mu: dziękuję ci, żeś mnie tu przyprowadził, to był piękny czas. Czas zatrzymania, czas, w którym odkryłem, że jestem człowiekiem ale, że nie zawsze potrafiłem zachować się jak człowiek. Był to czas, który pozwolił mi zrozumieć, że nie wszystko zależy ode mnie i nie ja o wszystkim decyduję. Czas, w który zrozumiałem, że jedno, o co w życiu chodzi to MIŁOŚĆ. A ja o tym zapomniałem i to zapomnienie kosztowałoby mnie Wieczne Zapomnienie.
A czy Ty nie myślisz się zatrzymać i na nowo zobaczyć, że najważniejsza jest MIŁOŚĆ. BÓG JEST MIŁOŚCIĄ![2]
Jezus pozwolił tym ludziom usiąść, czyli zatrzymać się na chwilę na swoim trudnym życiem. Musieli odpocząc po wyczerpującym wysiłku w podróży i zastanowić się, czego im brakuje do radości i pełni życia. Uświadomienia sobie tej rzeczywistości w której się obecnie znajdują. Dopiero wtedy przystąpił do następnego punktu w swoim działaniu. Zatem, kiedy już się zatrzymałeś i siedzisz, to…
Pomódl się
Stara legenda opowiada o tym, że wódz pewnego plemienia przyszedł pewnego razu do starego mnicha po radę: “- Ojcze” – powiedział – “zazdroszczę ci, że w swoich dziełach potrafisz zawrzeć zawsze tyle mądrości, to niesamowite”. Zakonnik popatrzył na przybysza pełnym spokoju wzrokiem, ale i z pewnym zdziwieniem, po czym rzekł: “- Pozwól, że cię gdzieś zaprowadzę”.
Wyszli z chaty w której mieszkał zakonnik i udali się do ogrodu, który był nieopodal. Rosły w nim piękne róże, piwonie, a trawniki i żywopłot były równo przystrzyżone. Widać było, że ktoś bardzo mocno się trudzi, aby utrzymać ogród w takim stanie. W oddali ujrzeli drugiego mnicha, który właśnie przycinał róże. W pewnym momencie przerwał swoją pracę i złożył ręce do modlitwy. “- Widzisz” – rzekł mnich – “z tych złożonych rąk spływa ukryta siła i mądrość na nasz świat. Z rąk złożonych do modlitwy a nie z moich ksiąg”[3].
Jezus uświadami tym ludziom, którzy siedzą koło niego, że modlitwa jest potrzebna do nie tylko uspokojenia ducha, ale jakby odejścia od tej rzeczywistości w której się obecnie znajdujemy. Pozwala jakby odejść na bok, aby obiektywnie zobaczyć siebie i swoją sytuację wobec Boga. I dopiero wtedy przystępujemy do ostatniej części planu życia. Kiedy się już zatrzymałeś, pomodliłeś, to…
Dawaj
Samo zastanowienie się nad własnym życiem i modlitwa nie wystarczą do tego, aby żyć w pełni z Jezusem. Potrzebne jest także działanie, bo “wiara bez uczynkow martwa jest”. Odpoczynek i modlitwa są jedynie preludium do tego, abyśmy usiedli i zastanowili się, co chcemy wpierw zrobić, aby potem to coś z Jezusem przemodlić i wtedy dopiero podjąć decyzję konretnego działania. Dajemy wtedy to, co otrzymaliśmy, wzbogacając to naszymi talentami, które mamy i wciąż nimi się wzbogacamy.
Pewien święty, przechodząc kiedyś przez miasto, spotkał dziewczynkę w podartym ubranku, który prosiła o jałmużnę. Zwrócił się wtedy do Boga: – Panie, dlaczego pozwalasz na coś takiego? Proszę Cię, zrób coś. Wieczorem w dzienniku telewizyjnym zobaczył mordujących się ludzi, oczy konających dzieci i ich biedne wycieńczone ciała. I znów zwrócił się do Boga: – Panie, zobacz ile biedy. Zrób coś!. Nocą, święty człowiek usłyszał głos Pana, który mówił: – Zrobiłem już coś: stworzyłem ciebie!
Żeby zrobić dobry i smaczny chleb, to trzeba się na chwilę zatrzymać, potem przemodlić to, co mamy zrobić i na końcu wykonać to, co zostało zaplanowane. Tak samo jest z człowiekiem, kiedy chce z siebie zrobić dobry chleb dla innych, to musi się wpierw zatrzymać w biegu, który serwuje nam dzisiejszy świat. Potem musi pomodlić się przed Bogiem, aby to co robi miało inny już wymiar niż ten tylko ludzki. Dopiero wtedy wziąć się do solidnej pracy nad sobą. Tylko wtedy możliwe stanie się to, żebyśmy stali się dobrym chlebem dla innych ludzi.
Jezus zachęca nas do tego, abyśmy byli dobrym dla ludzi i smakowali im jak chleb. Jak? Wyraził to bardzo dobrze brat Albert Chmielowski: „Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”. Zachęcni tym zaproszeniem brata Alberta, idzmy na cały świat dając ludziom to, czego pragną. A czego pragną najbardziej? Odpowiedź jest w sumie bardzo prosta: MIŁOŚCI. Kochając ludzi, uczymy się kochać Boga (błogosławiony Karol de Foucauld).
Weź przykład z żółwia. Jest co prowda wolny i ślamazarny, ale przede wszystkim ma swój rytm życia w którym jest czas na miłość. On nie spieszy się, ale i tak wszystko, co ma zrobić, to zrobi. Czasem przystanie, zatrzyma się, wejdzie swoją głową pod skorupę, do własnego domu, aby odpocząć i „pomodlić się” i wtedy rusza dalej na podbój świata, do czego i my jesteśmy dziś zachęceni przez samego Jezusa. Usiądź, czyli zatrzymaj się na chwilę, pomódl się i działaj. To takie proste, ale jednocześnie tak trudne do zrealizowania w tym swiecie, gdzie wszsytko mknie z szybkością światła. Tym światłem masz być Ty dla całego świata!
J 6, 1-15
Rozmnożenie chleba
Jezus udał się na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego. Szedł za Nim wielki tłum, bo oglądano znaki, jakie czynił dla tych, którzy chorowali.
Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha.
Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa: «Gdzie kupimy chleba, aby oni się najedli?» A mówił to, wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co ma czynić.
Odpowiedział Mu Filip: «Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać».
Jeden z Jego uczniów, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: «Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?»
Jezus zaś rzekł: «Każcie ludziom usiąść». A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy.
Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: «Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło». Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, pozostałymi po spożywających, napełnili dwanaście koszów.
A kiedy ludzie spostrzegli, jaki znak uczynił Jezus, mówili: «Ten prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat». Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.
Warto przeczytać:
[1] Brian Cavanaugh TOR, Sto opowiadań rodzinnych, Wydawnictwo Księży Marianów MIC, Warszawa 2007, Lekcja żółwia, Anonim, s. 55.
[2] Auto nieznany, Zatrzymaj się, https://adonai.pl/opowiadania/duchowe/?id=58
[3] Marcin Melon, Siła modlitwy, https://adonai.pl/opowiadania/modlitwa/?id=4