Jezus opowiada dziś przypowieść o dwóch ludziach, którzy przyszli do świątyni się modlić. Obaj stoją przed Bogiem, ale tylko jeden wraca usprawiedliwiony. Faryzeusz – człowiek pobożny, szanowany, wierny prawu. Celnik – grzesznik, poborca podatków, wzgardzony przez ludzi. A jednak, to nie ten „święty”, ale właśnie ten pogardzany człowiek znajduje łaskę u Boga. Dlaczego? Bo jeden ufał sobie, a drugi zaufał Bogu.
Faryzeusz modli się, ale jego modlitwa jest pełna siebie: „Dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie…” Wszystko w jego modlitwie kręci się wokół słowa „ja”: ja pościłem, ja daję dziesięcinę, ja jestem lepszy. Celnik natomiast stoi z tyłu, nie śmie nawet oczu wznieść ku górze. Uderza się w pierś i mówi: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”. To jedno zdanie wystarczyło, by Bóg dotknął jego serca.
Pewnego dnia znany profesor teologii został zaproszony do małego seminarium, by wygłosić wykład o modlitwie. Ubrany elegancko, z teczką pełną notatek, stanął przy ambonie i rozpoczął długą, uczoną mowę. Gdy skończył, zapytał studentów: – Czy macie jakieś pytania? Zgłosił się cicho jeden z alumnów i powiedział: – Księże Profesorze, chciałbym tylko zapytać… kiedy ksiądz ostatni raz naprawdę płakał przed Bogiem? Profesor zamilkł. Wyszedł z sali i długo nie wracał. Później przyznał, że to pytanie było jak głos Boga. Uświadomił sobie, że od dawna mówi o Bogu, ale nie modli się już jak dziecko. Przestał być celnikiem – stał się faryzeuszem. To pytanie go odmieniło.
Nie trzeba być złym człowiekiem, by popaść w pychę. Czasem pycha rodzi się z naszych dobrych uczynków – gdy zaczynamy się nimi chlubić, porównywać, stawiać ponad innych. A pokora? To nie pogarda dla siebie, ale świadomość prawdy o sobie: że wszystko, co mam, jest darem. Bóg nie oczekuje modlitwy idealnej. Oczekuje serca skruszonego. Człowiek, który codziennie pomaga biednym, ale mówi o tym wszystkim – już ma swoją nagrodę. A ten, który w ciszy odda komuś ostatni bochenek chleba, nawet jeśli sam nie ma – ten jest bliski Bogu. Czasem więcej wiary ma matka, która szeptem prosi: „Panie, daj mi siłę, bo już nie mam siły”, niż ten, kto publicznie recytuje modlitwy bez serca.
Niech każdy z nas zada sobie dziś pytanie: Czy moja modlitwa jest jak modlitwa faryzeusza – pełna mnie, czy jak modlitwa celnika – pełna Boga? Bo w oczach ludzi liczy się to, jak wyglądasz, jak się prezentujesz. Ale w oczach Boga liczy się to, jak stoisz przed Nim – czy z podniesioną głową w pysze, czy ze spuszczonym wzrokiem w pokorze. „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.” (Łk 18,14)
W dużej firmie informatycznej pracowało dwóch mężczyzn — Marek i Piotr. Marek był dyrektorem działu, człowiekiem sukcesu. Zawsze elegancki, pewny siebie, przekonany, że wszystko zawdzięcza swojej ciężkiej pracy. Często mówił: – Gdyby ludzie byli tacy jak ja, ten świat wyglądałby inaczej. Nie miał w zwyczaju słuchać innych, a jeśli pomagał – to tak, żeby wszyscy o tym wiedzieli. W niedzielę siadał w pierwszej ławce w kościele, z rękami złożonymi, ale sercem – pełnym pychy. Piotr natomiast był technikiem, cichym, prostym człowiekiem. Czasem przychodził wcześniej, żeby pomóc innym, choć nikt tego nie widział. Gdy coś mu się udało, mówił: – Pan Bóg czuwał, udało się. Nie miał wielkiego wykształcenia, nie robił kariery, ale miał wielkie serce.
Pewnego dnia firma wpadła w kryzys. Kilka błędów w systemie spowodowało ogromne straty. Marek, zamiast przyznać się do własnych decyzji, które doprowadziły do problemu, zwalił winę na Piotra. – To przez jego niedopilnowanie! – powiedział głośno przed całym zespołem. Piotr nie bronił się. Milczał. Tego samego dnia po pracy poszedł do kościoła. Usiadł w ostatniej ławce, spuścił głowę i tylko szeptał: – Panie, Ty wiesz, że nie kłamałem. Daj mi siłę, żebym nie miał w sercu nienawiści.
Kilka dni później okazało się, że winny był system, który Marek wcześniej sam zatwierdził. Gdy prawda wyszła na jaw, ludzie w firmie spojrzeli na niego inaczej. Stracił szacunek, a niedługo potem także stanowisko. Piotr natomiast został poproszony, by objąć nowe obowiązki. Nie dlatego, że miał dyplomy, ale dlatego, że był człowiekiem, któremu można ufać[1].
Nie pycha, lecz pokora otwiera serca ludzi i błogosławieństwo Boga. Marek był jak faryzeusz – pewny siebie, przekonany o własnej doskonałości. Piotr był jak celnik – cichy, skromny, świadomy swoich ograniczeń. I to właśnie Piotr wyszedł „usprawiedliwiony” – nie tylko przed ludźmi, ale i przed Bogiem. Bo Bóg patrzy nie na to, co na zewnątrz, ale na serce. A serce pokorne potrafi więcej niż głowa pełna pychy.
Niech każdy z nas zapyta dziś siebie: Jak ja się modlę? Czy staję przed Bogiem, żeby coś udowodnić – sobie, innym, światu? Czy raczej przychodzę z sercem, które mówi: „Panie, Ty wiesz, kim jestem. Ty wiesz, że bez Ciebie nic nie mogę.” Bo Bóg nie patrzy na długość modlitwy, tylko na głębokość serca. Nie słucha głośnych słów, tylko cichych łez.
Pokora jest stopą lewą, zażyłość z Bogiem prawą. Trzeba zawsze posługiwać się obydwiema, aby dobrze chodzić. (Ks. Alberione). Czasem wystarczy jedno spojrzenie w górę, by człowiek uznał siebie za wielkiego – i jedno spojrzenie w dół, by zrozumiał, że naprawdę jest mały. Faryzeusz patrzył w niebo i widział siebie. Celnik patrzył w ziemię i zobaczył Boga. Nie bójmy się być jak ten, który nawet oczu nie wzniósł ku górze – bo właśnie wtedy, gdy człowiek klęka przed Bogiem, Bóg pochyla się nad nim i mówi: „Wstań… dziś twoje serce stało się mi bliskie.” Pokora jest jak sznurek różańca, jeżeli sznurek się zerwie, paciorki się rozsypią; jeżeli zaniechamy pokory, znikną wszystkie cnoty” (Św. Proboszcz z Ars).
Łk 18, 9-14
Przypowieść o faryzeuszu i celniku
Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść:
«Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”.
A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!”
Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony».
[1] Współczesne opowiadanie: „Dwóch ludzi w jednej firmie”








