Święty Hieronim (żył w latach 331 lub 347 – 419 lub 420), wielki pisarz i egzegeta starożytnego Kościoła, głosił pewnego razu kazanie na temat wesela w Kanie Galilejskiej.
Po kazaniu podszedł do niego jeden ze słuchaczy i zauważył złośliwie, że te 500-700 litrów wina, które Jezus uczynił z wody, to przesadna ilość jak na jedno wesele (CIEKAWOSTKA: św. Jan podaje szczegółowy opis tych naczyń służących do żydowskich obmyć rytualnych – jest ich 6, każde może zawierać 2 lub 3 miary. Na ogół przyjmuje się, że miara (hebr. bat) = ok. 40 litrów. Wynikałoby z tego, że w jednej stągwi w Kanie Galilejskiej mieściło się 80-120 litrów, a wszystkie naczynia mogły zawierać nawet 700 litrów płynu). – Ciekawym, jak to ludzie potrafili wypić? – zapytał ironicznie. – Z tego wina, mój drogi, pijemy wszyscy do tej pory miał odpowiedzieć święty Hieronim.
Pierwszy cud Jezusa nie był po to, by ludzie Go podziwiali, by dobrze o Nim mówili, by nazwano Go „dobrodziejem wesela”. On nie po to tam przyszedł. On przyszedł, by przemieniać. Przemieniać przede wszystkim człowieka. Zaczął od wody w wino, by zakończyć największą przemianą – przemianą wina w swoją krew. To jest cud największy dla nas i to jest największe wesele – Eucharystia. Przyjąć Komunię świętą, zaprosić do serca Jezusa i pozwolić by On nas przemienił.
Co by się stało, gdyby w Galilejskiej Kanie zabrakło Jezusa i Jego Matki, gdyby Ich nie zaproszono? Wesele pewno szybko by się skończyło, goście wróciliby do domów, radość przemieniłaby się w smutek i „byłoby po weselu”. Tak się kończy życie, w którym brakuje Boga. Wszystko trwa tylko do czasu, nawet gdy życie wydaje się być nieustannym weselem. Przychodzi moment, gdy nagle czegoś zaczyna brakować. W Kanie zabrakło wina. Cóż z tego, że była muzyka, że byli goście, że po ludzku do „szczęścia nic nie brakowało”. Jak nagle zabrakło wina – miłości zabrakło, bo wino, o którym tu mowa, to symbol oblubieńczej miłości. I nic nie można było zrobić. Bo miłości prawdziwej nie da się dokupić – ją daje tylko Bóg. Jest to bowiem dar…
Wybitny kompozytor – Feliks Nowowiejski, znany jako autor muzyki do „Roty” i śpiewanego w szkołach „Hymnu Bałtyku”, oddawał się z pasją improwizacjom organowym. Czynił to w latach między wojnami, podczas niedzielnych nabożeństw, w jednym z poznańskich kościołów. CIEKAWOSTKA: początkowo uczęszczał do szkoły muzycznej w Świętej Lipce (1887-1893), gdzie uczył się harmonii, gry na fortepianie, skrzypcach, wiolonczeli, waltorni i organach. W Świętej Lipce znajduje się jedno z najbardziej znanych w Polsce sanktuariów maryjnych. Świętolipska bazylika pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny wraz z obejściem krużgankowym i klasztorem jest jednym z najważniejszych zabytków baroku w północnej Polsce. Opiekę nad tym sanktuarium ma Towarzystwo Jezusowe, czyli nasz zakon jezuitów.
Zebrani wierni, po każdym takim występie, nie szczędzili aplauzu wielbionemu muzykowi, a wtedy Nowowiejski podnosił się zza organowego pulpitu, stawał przed tłumem, wznosił ręce i mówił : – Nie mnie dziękujcie, Bogu dziękujcie, że mi dał taki talent.
Podziękowanie za otrzymany dar to nie tylko kwestia kultury, ale przede wszystkim postawy serca, która zawsze ma za co dziękować Panu Bogu. Powinniśmy Mu dziękować za każdy dzień, szczególnie ten w którym kiedyś dał nam nasze życie, kolejne codzienne dni i także innych ludzi, którzy żyją wokół nas. Nie zostaliśmy bowiem stworzeni sami, ale we wspólnocie. Naszym obowiązkiem jest współtworzenie ludzi dobrej woli, aby każdym dniem chwalić Pana.
Przez całe życie odkrywamy siebie. Rozwijając nasze talenty służymy nie tylko sobie, ale także innym ludziom. Dzięki temu stajemy się jeszcze lepszym „winem”, które każdy chce „pić”. Aby smak tego wina był dobry, potrzeba nam czasu. Tylko w ten sposób rozwijamy nasze zdolności i umiejętności, które wsparte pracą i systematycznością dają „smak” naszemu życiu, ale też i tym, którzy są wokół nas. Dlatego zachęcani jesteśmy do tego, aby być „dobrym winem”, takim „cudem” dla innych w codzienności.
Maryja wyprosiła Jezusa o ten pierwszy cud, jaki dokonał się podczas wesela w Kanie Galilejskiej. Dlatego Kościół już od pierwszych wieków czci Ją jako pośredniczkę wszelkich łask. Modlimy się przez pośrednictwo Matki Bożej, przedstawiając Jezusowi dzisiaj nasze intencje. Szczególnym miejscem działania Boga jest już od wieków Sanktuarium Jasnogórskie. Od XIV wieku naród polski może oddawać cześć Najświętszej Maryi Pannie na Jasnej Górze, w narodowym sanktuarium Czarnej Madonny. Tę prawdę na nowo uświadamiamy sobie przeżywając dzisiaj uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej. To szczególne święto angażuje myśli i uczucia chyba wszystkich Polaków. Bo oto oczyma serca spoglądamy dziś na sanktuarium, w którym – jak mawiał Sługa Boży Jan Paweł Wielki – zawsze czuliśmy się wolni, bez względu na historyczne uwarunkowania i systemy polityczne. Tłumy pielgrzymów i łaski, jakie wielu otrzymuje w tym miejscu, świadczą o tym, że Maryja tak jak w Kanie Galilejskiej, tak i teraz z troską spogląda na potrzeby ludzi i wyprasza u swojego Syna potrzebne łaski.
„Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5) – to polecenie Matki Jezusa zostało wyrażone na jasnogórskiej ikonie w geście prawej dłoni, którą Maryja wskazuje na swojego Syna, uroczyście zasiadającego na Jej ramieniu. Mały Jezus trzyma w jednej ręce księgę Pisma, a drugą unosi, by błogosławić. Ten sposób przedstawienia Maryi i Jezusa należy do najstarszych, otaczanych największym kultem, i nosi nazwę „hodegetrii”. W języku greckim słowo hodos oznacza drogę, dlatego w tej ikonie Matkę Bożą czczono jako przewodniczkę, która prowadzi wiernych do Chrystusa. Dla Polaków ikona Matki Bożej Częstochowskiej jest wielkim znakiem Jej opieki zarówno nad całym narodem, jak i nad każdym człowiekiem w jego osobistej, często trudnej drodze życia. Ona zawsze wskazuje na Syna i wzywa do posłuszeństwa Jego Słowu.
Konsekwencją znaku, jakiego dokonał Chrystus tam w Kanie Galilejskiej, na uroczystościach weselnych, była przede wszystkim wiara Jego uczniów w Chrystusa jako Boga. Uczniowie, którzy zobaczyli czyn Jezusa nie mieli już wątpliwości, że towarzyszą komuś szczególnemu, że towarzyszą samemu Bogu. Pewnie, że później wielokrotnie zdradzą Jezusa, odejdą od Niego, uciekną w chwili świadectwa, ale to nie będzie wynikać z niewiary, ale z ludzkiego strachu. Uczniowie raz uwierzyli Chrystusowi i będą potrzebowali tylko tego, aby On ich wiarę nieustannie wzmacniał. Prosili Go o to w słowach: „Panie, przymnóż nam wiary”.
Postawa uczniów, którzy uwierzyli ma być dzisiaj dla nas przykładem. Bo i przed nami, na naszych oczach każdego dnia Chrystus dokonuje cudów. I za każdym razem, gdy ujrzymy taki cud, staje przed nami Maryja, Matka Jezusa ze słowami: „Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn mój wam powie”.
My również często słyszymy: – „Zrób to, albo tamto…” i często buntujemy się przed takim traktowaniem naszej osoby. Wystarczy jednak przed tym zdaniem wstawić słowo „proszę”, a już inaczej reagujemy i się zachowujemy. Wtedy – przeważnie – jesteśmy chętni do współpracy i pomocy drugiemu człowiekowi. Każdy rozkaz zamieniony na prośbę ma inny wymiar naszego bycia z drugim człowiekiem.
Matka Jezusa, Maryja prosi swojego syna, aby Ten objawił swoją chwałę i aby ci, którzy są wokół Niego, uwierzyli w Jego nauczanie. Jezus na prośbę swojej matki robi to o co Jej chodziło. W ten sposób uczy nas, że tylko życzliwością, otwartością i posłuszeństwem jesteśmy zdziałać wielkie cuda w naszej codzienności wśród innych ludzi. Warto ucieszyć się dobrem wynikającym z gestu ludzkiego serca. W każdej naszej działalności powinniśmy być jak to wino, które swoja wonią, aromatem i wyglądem nie tylko przyciąga do siebie ludzi, ale również nadaje ich życiu pewnego smaku swoją dobrą jakością. Do tego potrzebne jest nasze indywidualne zaangażowanie i współpraca Bogiem.
Tylko Bóg może dać wiarę;
jednak ty możesz dać świadectwo.
Tylko Bóg może dać nadzieję;
jednak y możesz pogłębić wiarę w swoich braciach.
Tylko Bóg może dać miłość;
jednak ty możesz uczyć innych jak kochać.
Tylko Bóg może dać pokój;
jednak ty możesz zasiewać zgodę.
Tylko Bóg może dać siłę;
jednak ty możesz pocieszyć kogoś wątpiącego.
Tylko Bóg może dać życie;
jednak ty możesz go uczyć innych.
Tylko Bóg może dać światło;
jednak ty możesz sprawić, by zajaśniało w czyichś oczach.
Tylko Bóg jest życiem;
jednak ty możesz wzbudzić w innych jego pragnienie.
Tylko Bóg może uczynić coś, co zdaje się niemożliwe;
jednak ty możesz uczynić to, co możliwe.
Bóg jest samowystarczalny;
podoba mu się jednak, gdy może na ciebie liczyć.
(pieśni brazylijska)
Wpatrując się dziś w sylwetkę Maryi, prośmy dla nas o dar łaski dobrej współpracy z Jezusem, który uczy nas tak żyć, aby to nasze życie miało smak wina, a nie wody i to do tego nie gazowanej 🙂
J 2, 1-11
Wesele w Kanie Galilejskiej
W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów.
A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła moja godzina”. Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.
Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Ci zaś zanieśli.
A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem, i nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli, przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”.
Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.