Ciągle doświadczamy, że świat wokół się zmienia. A może to my się zmieniamy? W rytmie zmieniających się pór roku doświadczamy, że nasze życie podlega ustawicznym zmianom. Gdy coś się zmienia, to znaczy, że ginie lub przemija jego postać; powstaje za to “nowe”… To “nowe” rodzi się ciągle wokół nas, a także w nas samych…
Zmieniają się pokolenia, zmieniają się ludzie. Przemijają jak fale na morzu, szybko, nagle, niespodziewanie. Ci, którzy wczoraj byli wśród nas, dziś już przeminęli. W tym samym czasie rodzą się ci, którzy zajmą nasze miejsce. Dla odchodzących świat ginie, przemija, a dla rodzących się świat się otwiera, jakby się rodził. Jednak świat ducha, kultury, religii nie otworzy się drugiemu człowiekowi jeśli my jemu go nie przybliżymy, pomożemy odkryć tego co dobre i cenne… to co przyjęliśmy… to, czym teraz możemy się podzielić… co możemy przekazać drugiej osobie. Nie ma większego dramatu człowieka, jeśli do końca życia uważa, że jego życie było niepotrzebne, że było wegetacją, że to życie nie miało najmniejszego sensu…
Na nagrobkach pogańskich Rzymian odczytujemy napisy. Jeden z nich brzmi tak: “Urodziłem się, nie wiem po co, żyłem nie wiedząc dlaczego, tyle mego, co zjadłem i wypiłem”. Dla tego człowieka jak i wielu z tamtej epoki nie dotarła wieść o Chrystusie, o Dobrej Nowinie, że On właśnie – Chrystus – przyszedł na świat. Narodził się! Już wkrótce, lada dzień Boże Narodzenie… Ktoś powie… i co?
Czas w którym ciesząc się z przyjścia Pana, jednamy się z Bogiem – przepraszając Go jednocześnie za nasze postępowanie, czyny, myśli i zamiary, a także czas jednania się z bliźnimi. Także z tymi, których jutro może już wśród nas nie być, może ich nie być na tym świecie. Mnie samego może już nie być. Dlatego słowami ks. Twardowskiego idźmy przez życie: “Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Odchodzą… ale także przychodzą na ten świat… rodzą się…. To ci, którzy wkrótce będą zmieniać oblicze ziemi, tej ziemi…
Spieszmy się kochać ludzi… Kochać to poznawać… Poznawać to słuchać… Słuchać to zatrzymać się… Warto zatrzymać się nad słowami, które ktoś do nas kieruje; często jest jednak tak, że tych słów nie słyszymy..
W czasie tych Świąt Bożego Narodzenia towarzyszy mi krótkie opowiadanie z którego ciągle wyciągam dla siebie przemyślenia i owoce…
Było to ich złote wesele. Małżonkowie byli cały dzień uroczystościami, tłumami krewnych i przyjaciół, którzy wpadli, aby im pogratulować. Wdzięczni za to byli, i pod wieczór, kiedy wszyscy już wrócili do swoich domów, oni stali na werandzie, obserwowali zachód słońca, odprężając się po całym dniu – bardzo męczącym…
Staruszek popatrzył czule na żonę i powiedział: – Agato, jestem tobą zauroczony! – Co mówisz? – zapytała staruszka. – Wiesz, że słabo słyszę, powiedz głośniej. – Powiedziałem, że jestem tobą zachwycony!!! Na to staruszka: – Nie szkodzi… – odpowiedziała machając ręką. – Ja też jestem tobą zmęczona…
Tak sobie pomyślałem: Jak to jest ze mną? Co odpowiadam Chrystusowi, gdy ten do mnie mówi: – Jestem jak zawsze tobą zachwycony… W Święta Bożego Narodzenia warto sobie zadać to pytanie: Jaka jest moja odpowiedź…? Jestem Tobą zachwycony, zmęczony, czy może znudzony?
Chciałbym dziś życzyć Wam tego najważniejszego: pamiętania o tym, że Chrystus żyje – dziś się nam narodził… Aby to On był dla Was źródłem nadziei i pokoju. Aby “gwiazda wiary” prowadziła Wasze kroki ku Chrystusowi i dała pewność w każdej chwili ten naszej wędrówki przez ziemię. Pierwsze słowa Orędzia Bożego Narodzenia, jakie rozległy się na ziemi ponad dwa tysiące lat temu, brzmią: Nie bójcie się! (Łk 2, 10). Były to słowa skierowane do pasterzy, którzy bardzo zlękli się, ponieważ ujrzeli anioła. Według przekonań w Starym Testamencie człowiek, który ujrzał anioła – wysłańca Boga – musiał umrzeć. Anioł uspokoił pasterzy. Nie bójcie się – mówił. Nic umrzecie. Oto zwiastuję wam radość wielką… narodzi! się wam Zbawiciel (Łk 2, 11).
Moi Drodzy, życzę, by Bóg, który narodził się człowiekiem, usunął z Waszych serc wszelki lęk. Niech na miejscu lęku zagoszczą: pokój, radość i nadzieja. Są to wielcy doradcy, zwłaszcza dziś, gdy zabiegani w „przestrzeni świata”, szukamy tego co wydaje nam się, jest dla nas najlepsze.
Niech Święta Bożego Narodzenia przeżyte w duchu wiary, jaka ponad tysiąc lat jest mocą i światłem naszego narodu, pogłębiły w nas jedność, miłość i pokój z Chrystusem, a także między sobą. Niech we wszystkich umocnią ducha, ożywią nadzieję, wiarę i miłość, oraz dadzą siłę w przezwyciężaniu przeszkód dnia codziennego.
Mt 1, 1-25
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama.
Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Esroma; Esrom ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida.
Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego.
Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem.
Tak więc od Abrahama do Dawida jest w sumie czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń.
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak.
Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.
Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do Siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, on bowiem zbawi swój lud od jego grzechów». A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: «oto dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel», to znaczy Bóg z nami.
Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus.