Pewien król, który podbił wiele krajów i był ogromnie bogaty, przed śmiercią wezwał swojego kanclerza i wypowiedział trzy ostatnie życzenia: – Po pierwsze, chcę, by moją trumnę nieśli najlepsi lekarze królestwa. Po drugie, życzę sobie, by na całej drodze, którą nieść będą moją trumnę, rozsypane były złote monety i klejnoty z mojego skarbca. Po trzecie, chcę, by moje dłonie wystawały z trumny i by każdy mógł je zobaczyć.
Gdy kanclerz spytał zdumiony o powód owych życzeń, król odrzekł: – Niech najlepsi lekarze niosą moją trumnę, by każdy widział, że nawet najznakomitsi są bezsilni przed obliczem śmierci. Niech całe złoto, jakie zdobyłem, leży na drodze, by każdy zrozumiał, że bogactwo, które zdobywamy na tym świecie, również na tym świecie pozostaje. Niech każdy widzi moje dłonie i zobaczy, że nawet ja – najpotężniejszy król – odszedłem z tego świata z pustymi rękami[1].
W Ewangelii Jana usłyszeliśmy dziś piekną scenę spotkania Nikodema, który wysłuchał, co ma mu do powiedzenia Jezus. A mówi On m.in. tak: “światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła”. Czyli tak zbliża się do “nieba bram”.
Nikodem szukał prawdy i ją znalazł. Zmienił tym samym swój sposób myślenia i tym samym styl codziennego postępowania. Z niewolnika stał się człowiekiem wolnym, otwartym o odważnym. Jezus dał mu wiarę, nadzieję i miłość, których tak bardzo mu brakowało. Każdy z nas chciałby – tak myślę – mieć taką odwagę w szukaniu z pasją tego, co dla niego jest dobre i tak bardzo przydatne, aby to coś dało radość każdego dnia tu na ziemi. Czy można iść przez życie do nieba bez popełniania błędów. Nie jestśmy Boiem, ale ludźmi, stąd grzeszymy i często popłeniamy błędy. Stąd pytanie, jak to niebo osiągnać?
Jest takie opowiadanie[2] o tym, jak podczas drugiej wojny światowej, łódź podwodna po cichu płynie pod falami. Nad nią płynie wielki, wrogi niszczyciel słuchający dźwięków sonaru, próbując ustalić jej położenie. Silniki w łodzi są wyłączone, wszyscy rozmawiają szeptem, bojąc się o swoje życie. Nagle ktoś upuszcza wielki metalowy śrubokręt na stalową podłogę łodzi, statek brzęczy niczym dzwon.
Niszczyciel natychmiast to wykrywa i zaczyna zrzucać bomby głębinowe. Eksplodują na właściwej głębokości, są świetnie wymierzone i uszkadzają łódź. Silniki już nie pracują, elektryczność wysiadła i podwodniak zaczyna nabierać wody, tonąc głębiej i głębiej, poza bezpieczną głębokość 2 tysięcy metrów. Załoga nie może tego powstrzymać. Ciśnienie wody sprawia, że poszycie statku zaczyna przeraźliwie trzeszczeć. Nity poluzowują cię i wystrzeliwują niczym pociski przelatujące między stłoczonymi ludźmi. Woda jest wszędzie i wkrótce wszystko będzie stracone.
Łódź zatrzymuje się bezsilnie na 3 tysiącach metrów i wszyscy zadają sobie pytanie: „Czy to już koniec?”. Zatrzymajmy się na chwilę i zastanówmy się czego załoga nie powinna robić? Na pewno nie warto jest w tej sytuacji wymierzać karę człowiekowi który upuścił śrubokręt. Nie ma na to czasu i miejsca. Nie mogą sobie również pozwolić na przeprowadzenie dochodzenia, jak to się stało, że świetnie wyszkolony marynarz, upuszcza śrubokręt gdy nad głowami marynarzy znajduje się nasłuchujący niszczyciel.
Kadłub statku jest ściskany przez ogromne ciśnienie wody, blachy wyginają się i trzeszczą. Wszędzie leżą ranni marynarze. Inżynierowie szaleją, próbując zatrzymać wodę wdzierającą się do statku z więcej niż tuzina przecieków. Mechanicy w aparatach tlenowych robią co mogą by uruchomić choć jeden silnik aby unieść trochę statek. Każdy mogący pracować człowiek, włącznie z oficerami, wypompowuje wodę walcząc z niewyobrażalnym ciśnieniem.
Co z człowiekiem, który upuścił śrubokręt? Czy powinien bić się w piersi i płakać gdzieś w kącie? Czy jego rolą jest teraz rozpaczanie nad poległymi kolegami, którzy stracili życie w katastrofie za którą jest odpowiedzialny? Doprawdy, nie. Każdy członek załogi jest teraz desperacko potrzebny, jeśli ma istnieć dla nich wszystkich jakaś nadzieja. Winowajca nie może nawet poświęcić się w jakiejś głupiej heroicznej akcji, gdyż utrata jego wkładu będzie zabójcza dla całej załogi. Musi teraz dać z siebie wszystko, tak jak pozostali marynarze, nie mniej i nie więcej. Po czterech dniach i czterech nocach walki, żołnierze dokonali cudu, silniki łodzi zaczęły pracować i statek płynie ku powierzchni, ku przetrwaniu. Co z człowiekiem, który upuścił śrubokręt?
Został postawiony pod sąd wojenny. Jednak oficerowie, którzy byli jego sędziami, doskonale zdawali sobie sprawę, że to ludzka rzecz, coś co mogło się przytrafić każdemu marynarzowi, w każdym momencie. Takie rzeczy się zdarzają i każdy z nich mógłby siedzieć teraz na ławie oskarżonych, zamiast niego. Jego szczere przyznanie się do winy, jak również godne naśladowania zachowanie w sytuacji kryzysowej, przemawiamy na jego korzyść i wskazywały na siłę jego charakteru. Dali mu więc jedynie upomnienie i pozwolili odejść.
Kiedy jesteśmy w sytuacji kryzysowej, niezależnie od tego jak mały lub duży jest to kryzys, to nie jest to czas na obwinianie siebie lub innych. Nie jest to dobry moment na użalanie się nad sobą lub wytaczanie sądu wojennego. Gdy sprawy nie idą po naszej myśli, nie powinniśmy zastanawiać się, kto nas w to wpakował, ale powinniśmy zacząć działać szybko i skutecznie aby wyjść z kryzysu. Kiedy wszystko już ucichnie i powróci do normy, wtedy możemy spojrzeć na przyczyny i konsekwencje, by wyciągnąć jakąś lekcję z tego co nam się przytrafiło. Takie podejście może uratować nawet twoje życie. Może pomóc ci przetrwać kataklizm samozniszczenia, gdy jesteś sam w terenie kapitanem, załogą, sądem wojennym i tym, który upuścił śrubokręt. Umiejętne postępowanie w sytuacjach kryzysowych czyni podstawową różnice między przeciętnością, a mistrzostwem. Czasami nie chodzi o to, aby zmieniło się na lepsze. Najczęściej chodzi o to, aby zmieniło się na cokolwiek. Potem ten jeden, ten może pierwszy, mały i niewinny krok może zmienić wszystko!
Jezus wzywa nas, abyśmy swoim życiem świadczyli o ponad przeciętności i abyśmy byli mistrzami modlitwy z której potem będą powstawały nasze czyny. Chce, abyśmy nasze doświadczenie życiowe wprowadzali w życie innych, wpierw jednak samemu ucząc się na własnych błędach. Wtedy łatwiej będzie nam się płynęło do brzegu, jakim jest niebo. Statek w porcie jest bezpieczny, ale nie po to buduje się statki (Grace Murray Hopper).
Dzisiaj słyszymy w Ewangelii: “Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu”. Nadzieja to ogień, który nigdy nie wygasa, choćby wichura próbowała go ugasić. To promyk światła, który zawsze będzie się przebijać przez mroki życia. Jest takie powiedzenie: “Nie taki diabeł straszny jak go oświetlisz”. Dlatego oświeceni Bożą miłością idźmy wciąż przed siebie z odwagą i determinacją, nie lękając się niczego, bo jeśli Bóg z nami, to którz przeciwko nam?
Dziś w czasie Wielkiego Postu, naszego przygotowywania do Świąt Wielkanoncych, prośby dla nas o wiarę, nadzieję i miłóść w czasie naszej ziemskiej podróży zwanej życiem, abyśmy kierowali się tam, gdzie jest cel naszej drogi, czyli abyśmy dotarli do nieba, gdzie Ty Boże żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
J 3, 14-21
Bóg posłał swego Syna, aby świat został zbawiony
Jezus powiedział do Nikodema:
«Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.
A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu».
[1] Na czym polega wiara i umieranie?, http://www.slowo.redemptor.pl/pl/1221/11257/homilia-kazanie-pogrzebowe-–-wskrzeszenie-lazarza….html
[2] Znalezione w Internecie