“Nigdy nie czujemy się bardziej upokorzeni, niż wówczas, gdy mówi się o nas źle za naszymi plecami, a zwłaszcza jeśli przy tej okazji jesteśmy niesłusznie obwiniani. Zwłaszcza politycy uczą się dość szybko żyć z takimi doświadczeniami. Powodem może być przeciwnik polityczny z opozycyjnych kręgów, który chce się ich kosztem wybić, lub też dziennikarz, szermujący dla sensacji samowolnymi spekulatywnymi twierdzeniami. Wprawdzie takie przypadki stanowią raczej wyjątek, a odpowiedzialni politycy z reguły wykorzystują poważną krytykę jako miernik stopnia akceptacji swojej pracy, to jednak rzadko udaje się im uniknąć przykrej sytuacji, w której czyni się im nieuzasadnione zarzuty.
Po wyborach wytrawny polityk z wieloletnim stażem był poddawany nieustannym napaściom ze strony nowego członka parlamentu. Parlamentarzysta nie przepuszczał żadnej okazji, aby go zaatakować w swoich parlamentarnych przemowach lub w mediach, robiąc pod jego adresem pogardliwe uwagi. Jednak stary polityk nie czynił żadnych zabiegów, aby położyć temu kres. Nawet gdy jego przeciwnik przerywał mu grubiańsko w czasie parlamentarnej debaty, miał niezmiennie obojętny wyraz twarzy i ignorował jego krzykliwe wtrącenia.
Po jakimś czasie jeden z przyjaciół spytał owego polityka, w jaki sposób udaje mu się zachować spokój, jak może być tak opanowany i dlaczego w obliczu tego niestosownego zachowania i oczerniania ze strony owego adwersarza nie rewanżuje mu się tym samym całą mocą swojego autorytetu. – Na twoje pytanie mogę ci najlepiej odpowiedzieć historyjką z mojego dzieciństwa – odrzekł polityk.
Wówczas to, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, mieszkał ze mną po sąsiedzku stary człowiek, który miał psa. Zawsze, gdy świecił księżyc, pies zaczynał wyć i trwało to czasami ponad godzinę. Początkowo, budząc się w środku nocy, bardzo się bałem. Również dla pozostałych mieszkańców domu wycie to było dość uciążliwe, ale nie przeciwdziałano temu, ponieważ sąsiad był stary i samotny, a na dodatek głuchy jak pień. Polityk przerwał, spojrzał na zegarek, po czym spiesznie wstał i powiedział: – Muszę już iść. Zobaczymy się w komisji. – Jeszcze chwilę! – zawołał przyjaciel. Nie opuścisz mnie przecież w połowie swojej historii! Co się potem stało? – Właściwie nie mam już nic do dodania – odparł polityk z szelmowskim uśmieszkiem. – Kiedyś w końcu wycie to znudziło się psu, a księżyc dalej świecił”[1] (Norbert Lechleitner).
Jest taka przypowieść o byciu szczęśliwym autorstwa Anthony’ego de Mello SJ: – Dlaczego wszyscy tutaj są tak szczęśliwi, a ja nie? – Dlatego, że nauczyli się widzieć dobro i piękno wszędzie – odrzekł Mistrz. – Dlaczego więc ja nie widzę wszędzie dobra i piękna? – Dlatego, że nie możesz widzieć na zewnątrz siebie tego, czego nie widzisz w sobie.
Tekst fragmentu Ewangelii św. Marka (6, 1-6a) mówi nam o taki właśnie niezrozumieniu i odrzuceniu przez nieszczęsliwych mieszkańców Nazaretu wobec Tego, który w tym właśnie mieście się wychował. Słowa Pana Jezusa, Jego nauka, cuda, o których było przecież głośno, nie były wystarczającym argumentem za tym, aby uznać Go za kogoś wyjątkowego. Pytali ze zdumieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która jest Mu dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce? Czyż nie jest to cieśla, syn Maryi, Józefa…?” (Mk 6, 2-3). Znaki, które czynił Jezus i świadectwo Jego życia, nie były wystarczającym argumentem, aby uznać Go za tego, który został wybrany przez Boga Ojca. Nie kosztowało ich to nic, a przy okazji sami zwalniali się z obowiązków pracy nad samym sobą i rozwijania swoich talentów. To dlatego woleli obmawiać za plecami Jezusa, bo tak było im po prostu łatwiej.
Obmowa, to bardzo zła cecha. Należy do najmniej uświadomionych, ale za to najbardziej rozpowszechnionych grzechów słowa. Dlatego niszczy drugiego człowieka i relacje międzyludzkie. Jest jak wrzód albo rak. Rozwija się często bez naszej wiedzy i jakby „poza nami”. Dopiero po czasie zaatakuje i to w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Dlatego nie wiadomo jak z nią walczyć. Czyjeś słowa pod naszym adresem niszczą nam reputację i dobre imię. Nie możemy z tym nic zrobić, bo nie mamy świadomości kto i co mówi pod naszym adresem.
Wydaje się i jest to iluzoryczne, że wypowiadając na czyjś temat naszą opinię, jesteśmy przekonani, że tylko ta osoba doświadczy „umniejszenia jej wartości”. Tymczasem, tylko osoba mądra wie, że „obmowa nie dotyka jedynie tego, który obmawia, ale „potwarz uśmierca trzy osoby jednocześnie: tego, kto ją wypowiada, tego, kto jej doznaje i tego, kto słucha” (św. Bernard ze Sieny). Obmowa zatem działa jakby w dwie strony a nawet trzy strony. Każde złe słowa, które kierujemy za plecami innych, wcześniej czy później zostaną skierowane również przeciwko nam.
Co robić, kiedy doświadczymy bezpośrednio lub dowiemy się pośrednio, że ktoś nas obgaduje? Może warto wziąć przykład z lwa. Nie słuchaj, co na twój temat mówią inni, zwłaszcza za plecami. Lew nigdy się nie ogląda, kiedy mały piesek szczeka (Ksenia William). Pamiętaj, że „wilki nie przejmują się tym, co mówią o nich barany”. Nie mają na to czasu, bo znają swoją wartość i nie chcą poświęcać swojego czasu, a tym samym stracić to, co ma najcenniejsze, czyli życie i to na małe i nieistotne rzeczy.
Oczywiście łatwo się mówi, ale przecież są osoby wrażliwe, które nie potrafią nad tym wydarzeniem przejść do porządku dziennego. Wrażliwość jest formą inteligencji, nie ma sensu wyjaśniać jej tym, którzy jej nie mają. Nasze życie jest zbyt drogocenne, aby je marnować na osoby, których głównym „daniem głównym w ciągu dnia” jest obmowa innych tylko po to, aby oni się źle mieli.
Zmęczony i wyczerpany wędrowiec kroczył noga za nogą. Dawno już zapadła noc, a do schroniska było jeszcze bardzo daleko. Nagle zatańczyło przed jego oczyma światełko i kiedy tak migotało w żwawych esach-floresach, to unosząc się, to znów opadając, rozpoznał w nim robaczka świętojańskiego, który mu przyświecał. Wówczas zrobiło mu się raźniej na sercu i zapytał: „- Powiedz mi, robaczku świętojański, dlaczego świecisz jedynie w ciemnościach?”. „- Wy, ludzie, widzicie nas tylko, gdy otaczają was ciemności. Ale my świecimy zawsze. W świetle nas nie dostrzegacie. Nie możemy mierzyć się ze słońcem”.[3]
Pielgrzymką w szerszym znaczeniu jest nasze życie. Jak przejść jego szlak, by nie wpaść do rowu, nie słuchać złych doradców, nie poddać się rezygnacji, która w efekcie zawraca nas z drogi? Pielgrzymi szlak pisany jest wyborami człowieka. Na drodze życia spotykamy wielu ludzi, którzy mają ogromny wpływ na nasze życie. Wielu z nich nie intersuje to, co robimy, ale są i tacy, którzy chcieliby wiedzieć niemal wszystko. Intresują ich nie raz tak małe spawy o których my nawet nie pomyśleliśmy je wykonując. Wielu ludzi nie wierzy w to, że możemy coś zrobić tak z serca, bezinteresownie i za “free”. Ciągle kwestionują to, czy na pewno jest w nas wolność w dokonaniu dobrego czynu, tak po porstu, bo bezinteresownie.
Bardzo często potrzebujemy porady, a zwłaszcza w trudnych momentach naszego życia. Tej porady często także oczekują inni ludzie od nas. Warto dziś zastanowić się, cz chcemy wspierać się nawzajem i żyć szcześliwie, czy raczej chcemy poddać się obowie, która niszczy relacje miedzyludzkie i czyni nasze życie piekłem i to już tu na ziemi. Dlatego św. Albert powiedział, że „Pierwszym stopniem obmowy jest obmawianie tego, kto czyni źle; drugim stopniem, gorszym od pierwszego jest obmawianie tego, kto nie czyni ani źle, ani dobrze; trzecim, najgorszym stopniem jest obmawianie tego, kto czyni dobrze”[2]. Z kolei Albert Schweitzer napisał tak: “Ten, kto zamierza czynić dobro, nie może oczekiwać, iż ludzie będą mu usuwać kamienie z drogi, ale musi być przygotowany na to, że mu je będą rzucać na drogę”.
Nie zrażajmy się cznić dobrze, nawet jeśli nas to kosztuje trochę zdrowia i łez. Dziś sa to łzy smutku, a jutro będą one łzami radości, bo staniemy przed obliczem Boga z rękami i sercem pełnym miłości i dobrych czynów. Będziemy rozliczani wtedy przez Boga, a nie przez ludzi, zwłaszcza tych, którzy nam źle życzą. Twoja dobroć zostanie zapomniana przez wielu liudzi już jutro, ale ty się nie poddawaj, tylko nadal czyń dobro, mimo wszystko!
Mk 6, 1-6
Jezus lekceważony w Nazarecie
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim.
A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony».
I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
[1] Norbert Lechleitner , Psy szczekają, karawana idzie dalej, https://deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/psy-szczekaja-karawana-idzie-dalej,193407
[2] https://adonai.pl/aforyzmy/?id=13
[3] Zawodność wzroku