Dawno temu, nie wiadomo gdzie, był zaczarowany las, a w nim zaczarowane “źródełko” – zwane “źródełkiem życia”. Mieszkańcy lasu miłowali się wzajemnie i nawet drapieżne zwierzęta żyły w pokoju z innymi oraz mieli jedno wspólne dobro, które ich łączyło. To właśnie to źródełko.
Wśród mieszkańców tego lasku, żył sobie biały tygrys. Nie miał przyjaciół, był samotnikiem zamkniętym w sobie i ciężko mu było komuś zaufać. Jednak to, co robił, nie było złe. Co prawda, aniołem ten tygrys nie był, bo wiadomo, że też popełniał jakieś błędy, za które przepraszał, jednak ten tygrys można powiedzieć, że był nadzwyczajny. To właśnie on najbardziej troszczył się o te źródełko.
Zwierzęta z lasu widziały w nim dobrego i wspaniałego przyjaciela, który zawsze niósł pomoc niezależnie od sytuacji. Dlatego darzyły go szacunkiem, czasami nawet zwracały się do niego “mistrzu”. Mimo, iż sobie tego nie życzył, biały tygrys stał się szybko, bardzo sławny. Jednak niektórym to się właśnie nie spodobało. Nie spodobało się, że to on jest sławny, że to on jest “mistrzem”, że to on jest przedstawicielem tego całego lasku. Z wszystkich zwierząt najbardziej nienawidził go lew, ponieważ to on miał być królem.
Pewnego dnia, lew nie wytrzymał i zaczął obgadywać białego tygrysa za jego plecami. Mówił, co ślina przyniosła mu na język – a wszystko, co mówił, było kłamstwem. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności, nawet zwierzęta, które przebywały z tygrysem i darzyły go szacunkiem, uwierzyły w kłamstwa lwa. Niektóre zwierzęta nawet zaczęły obrzucać go błotem. Lew swoim podłym postępowaniem chciał zmusić tygrysa do opuszczenia cudownego lasu.
Tygrys podejrzewał, że coś jest nie do końca w porządku, ale jednak nie unosił się gniewem, nie znienawidził mieszkańców lasu, dla niego wszystko się działo tak jakby dana sytuacja “nie zaistniała”. On się tylko troszczył o źródełko, ale zaczynał się martwić o stosunki między sąsiadami w lesie…
Pewnego dnia pomyślał tygrys, że wybierze się w podróż, aby odnaleźć “kwiat szczęścia”, który miał przywrócić pokój w zaczarowanym lesie. Powiedział znajomym, że wyrusza i niebawem wróci. Lew był bardzo dumny z siebie, że udało mu się przepędzić “wroga z lasu”. Oczywiście w to też uwierzyli mieszkańcy. Wszyscy zajmowali się ustalaniem “zasad”, dzięki którym będzie można było żyć w spokoju przez wiele lat. Tak byli zajęci tymi sprawami, że źródełko zaczęło być zaniedbywane. Rośliny powoli zaczęły usychać, w lesie zapanował chaos.
Wszystko nie układało się tak jak powinno. Mieszkańcy lasku zaczynali zadawać pytania “królowi” – Czy ma jakiś pomysł, aby ich kraina nie wyginęła? Lew rozejrzał się dookoła. Jako, że nie miał wystarczającego doświadczenia, powiedział: “Wszystko tutaj powoli umiera i nie warto “budować” czegokolwiek.” I po tych słowach poszedł szukać nowego miejsca dla siebie. Niektóre zwierzęta poszły za nim… Niektóre jednak zostały w lesie i zastanawiały się, co począć.
Kiedy wszyscy stracili nadzieję na lepsze jutro, zjawił się biały tygrys z dziwaczną rośliną. Zauważył, że sytuacja w lesie nie jest za ciekawa. Wszystko usycha, a zwierzęta bez nadziei dopytywały się go, co mają czynić… Biały Tygrys, zasadził roślinkę blisko znanego mu dobrze źródełka, powiedział do niego: “Wróciłem!” i zabrał się do pracy. Po kilku dniach, las ponownie zaczął tętnić życiem…[1]
Każda wspólnota wiernych, która nie skupia się przy Chrystusie, zawsze rozpadnie się i w końcu umrze śmiercią naturalną. To dlatego Chrystus mówi nam przez Ewangelistę Jana: “Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim”. Trwanie w Jezusie to przebywanie przy Nim i z Nim. Jeśli nasza koncentracja przeniesie się z Chrystusa i będziemy Nim mniej zainteresowani niż sobą samym (egoizm) oraz tym, co robią inni ludzie (wścibstwo), wtedy nasza wiara i przychodzenie do kościoła nie ma najmniejszego sensu. Skupianie się na zachowaniu księdza, czy innych ludzi, a nie koncentorwanie się na Chrystusie, nie zmienia wspólnoty ani nas samych na dobre, ale rodzi konflikty i niedopowiedzenia. Tymczasem Chrystus przychodzi do każdego z nas i wspólnoty, bo “gdzie dwóch, albo trzech…”, aby poprawiać w nas to, co grzeszne i niedoskonałe.
Człowiek wypełniony egoizmem zawsze robi to na odwrót i na opak do słów Jezusa. Zauważyła tę prawidłowość jedna z autorek, pisząc:
“Ludzie marnują czas. Przepijają czas. Przesypiają. Kłócą się, rwą sobie włosy z głów, wbijają sztylety. W plecy albo za plecami. Myślą, że to tak można. Trwać w niewygodnych butach i w złości. Ludzie marnują czas. Na syfy i na kłótnie. Na czekanie. Na milczenie. Na złą miłość. Nie do twarzy im w takich szalikach. Ludzie marnują czas. “A jeszcze poczekam, nie odezwę się, zamknę się, uwolnię.” Myślą sobie, że może jutro, za dwa tygodnie, za miesiąc, rok, za dziesięć lat. Zapominają, że tak łatwo można przegapić wszystko” (Kaja Kowalewska).
Dlaczego tak się dzieje? Wielu ludzi dziś koncentruje się na niedoskonałościach innych ludzi. Obmawianie staje się bardzo często sensem ich życia, wręcz radują się czyimś nieszczęściem, grzechem, czy zwykłym potknięciem na drodze życiowej. To są osoby, które nie potrafią, bo nie chcą stanąć osobiście przed Chrystusem, by zatrzymać się nad biedą własnego życia i dlatego wolą widzieć i “delektować” się wadami innych ludzi. Tymczasem Chrystus mówi: “Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Obrzucanie się wyzwiskami, oczernieniami, plotkami i inwektywami, to najczęstrza forma wyżycia się i odreagowania osobistych niepowodzeń i nieszczęść, ale na drugiej osobie, a dzieje się to najczęściej za plecami tej osoby. Łatwiej powiedzieć lub “obsmarować” kogoś wobec innych ludzi, niż bezpośrednio twarzą w twarz powiedzieć to osobie bezpośrednio zainteresowanej. Tak łatwiej i bezpieczniej, bo przcież nie będziemy skonfrotnowani z tym co się powiedziało w “ukryciu”. Mówiąc o innych, tak przy okazji wciągamy w nasze osobiste konflikty innych ludzi, którzy Bogu ducha winni, nie mają najmiejszej świadomości tej “gry w szachy”, rozgrywanej poza naszą kontrolą. Wtedy jesteśmy narzędziem złego, czyli szatana. Taki “szach-mach” i już jest po człowieku!
Kościół nigdy nie bał się wrogów zewnętrznych, a raczej tych, którzy wewnątrz jego wspólnoty wnosili zamieszanie i chaos. Robili to bardzo często, po to, aby Kościół poprawiać i ulepszać, ale najczęściej tylko pod swoje dyktando, pod własne tzw. “widzi mi się”. Po owocach ich można poznać, gdyż jedynie zamieszanie i niesmak pozostawiają po sobie, naczęściej obrażając każdego, kogo spotkają na swojej drodze. Są jak “wampiry”, które wysysają krew i niszczą każde napotkane ludzkie życie. Odbierają radość i satysfakcję z codzienności, życia teraźniejszego, ale niejednokrotnie także zabierają miłe wspomnienia z przeszłości, nie dając tym samym sił do planowania przyszłości. Ktoś pięknie to kiedyś ujął w takim zdaniu: “Są ludzie, którzy odbierają innym pieniądze. W porządku, to zwykła kradzież. Ale są też ludzie, którzy jednym krótkim słowem potrafią odebrać komuś samo człowieczeństwo. To zupełnie inna sprawa”.
Człowiek powstał na podobieństwo samego Boga. W jego krwioobiegu jest krew, która płynie jak rzeka i którą “wtłoczył” osobiście Bóg. Ta krew zasila ciało, które zaś po to zostało stworzne, aby wielbiło każde stworzenie (żywe i martwe), które napotkamy na ziemi, którą mamy sobie poddawać i ulepszać, jak tylko potrafimy, ale na lepsze! Każdy z nas jest cudem, który indywidualnie Bóg “skleił” własnymi dłońmi. Jesteśmy ulepieni i ukształtowani po to, aby dawać życie, a nie śmierć. Mamy wspomagać tych, których postawił na naszej drodze Bóg, a nie niszczyć tylko dlatego, że sami sobie nie radzimy z życiem, albo jest w nas jedynie zazdrość i frustracja własnymi dotychczasowymi osiągnięciami życia. Dlatego zawsze mamy prawo i obowiązek zachować własną autonomię, mówiąc ludziom prostolinijnie i bez ogródek: “nie!”. Mamy do tego zawsze prawo!
Anthony de Mello bardzo zgrabnie to ujął w swojej ksążce pt. “Przebudzenie”: “Mówienie ludziom “nie” jest wspaniałą rzeczą, jest to część przebudzenia. Przebudzenie to życie nie według reguł narzucanych mi przez innych, ale zgodnie z tym, jak tobie się wydaje. I zrozum, to nie jest egoizm. Egoizmem jest wymaganie od innych, by żyli życiem, które akurat tobie wydaje się najwłaściwsze. To jest egoizm. Żyć swoim życiem nie jest egoizmem. Egoizm zawiera się w żądaniu, by ktoś żył zgodnie z twoimi upodobaniami, żył dla twojej próżności, dla twego zysku i twojej przyjemności. To jest naprawdę samolubstwo. Tak więc będę chronił samego siebie. Nie będę czuł się zobligowany do bycia z tobą, nie będę czuł się zobowiązany do przytakiwania twoim gustom. Jeśli twoje towarzystwo będzie miłe, będę się nim cieszył – nie uzależniając się od niego. Ale nie unikam cię już z powodu jakichkolwiek negatywnych uczuć, które we mnie wzbudzasz. Nie masz już takiej mocy.
Mamy być pokarmem i krwią, które mają życie i dają życie. Jeśli jest w nas Chrystus, to nikt nie będzie w stanie zrobić nam krzywdy. To my mocą Chrystusa będziemy w stanie pomóc innym, którzy tej pomocy potrzebują i o nią proszą. Tylko w wolności, którą wypełnia nas Jezus, jesteśmy w stanie pomagać sobie i innym ludziom. Jeśli jest w nas egozim, to będziemy zawsze chcieli kogoś sobie podporządkować. Jeśli jest w nas Chrystus, wtedy w wolności dzieci Bożych, wszystko co robimy, będzie służyło na większą chwałę samego Boga i ludzi. Dlatego “bądź wdzięczny za to, co masz, a otrzymasz więcej. Jeśli będziesz się koncentrował na tym, czego nie masz, nigdy nie będziesz miał wystarczająco” (Oprah Winfrey). Uczmy się zatem wolności wyboru, który zmienia nas, innych ludzi oraz cały świat, ale zawsze na dobre!
J 6, 51-58
Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, Krew moja jest prawdziwym napojem
Jezus powiedział do Żydów:
«Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata».
Sprzeczali się więc między sobą Żydzi, mówiąc: «Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?»
Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.
Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim.
Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki».
[1] Reptile, Źródełko życia