Wielkiemu muzykowi, który udzielał nauk spragnionym laurów Parnasu, uczyniono następującą uwagę: – Jakże to możliwe, żeby twoi uczniowie przyswoili cokolwiek z muzyki, skoro twoje lekcje są czysto teoretyczne? Przecież nie dajesz im posłuchać choćby trochę muzyki! Nauczyciel odpowiedział: – Nie dlatego uczę muzyki, żeby wyciągano z niej samej tylko przyjemności – ale pożytek. Póki moi uczniowie nie zrozumieją, do czego służy muzyka – a tego można się nauczyć tylko poprzez teorię i ciężkie terminowanie – ograniczą się tylko do jej spożywania, podobnie jak podróżni, grzejący dłonie nad ogniem, którzy zapominają, że może on służyć także do gotowania strawy.
Póki ludzie nie zrozumieją, że nauka i ćwiczenia mają wewnętrzną treść, pozostają na powierzchni pobieranej wiedzy. Są podobni do kogoś, kto wącha owoc, podziwiając jego zapach, a zapomina, że jest do zjedzenia. Dziś wszyscy wąchają i podziwiają smak życia. A jednak umierają z głodu (O smaku życia, Tradycja grecka)[1]
Mark Twain miał kiedyś powiedzieć tak: „Trzymaj się z daleka od ludzi, którzy chcą ograniczyć twoje ambicje. Mali ludzie zawsze to robią, a wielcy zawsze dadzą ci poczuć, że także możesz być wielkim”. Jezus wzywał do wielkich rzeczy, ale też i tego, żeby pokazać jak wielki jest człowiek na tej ziemi i że ma on ogromną godność. Dlatego dziś też usłyszeliśmy słowa tych, którzy słuchali Jezusa i nie mogli zrozumieć tego, co do nich mówił: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?”. To jest ich reakcja na trudne i wymagające słowa Jezusa, które nie zwalniają Jego słuchaczy, aby przynajmniej spróbować zrozumieć słowa do nich skierowane. Bardzo łatwo zwolnić się z myślenia z różnych powodów, jednak głównym jest często lenistwo fizyczne i duchowe. Tymczasem człowiek powinien uruchomić własną pomysłowość i inicjatywę, aby jego życie nabrało chęci przemiany na lepsze.
Wielki, a głupi król skarżył się, że nierówna ziemia rani mu stopy, więc rozkazał, aby cały kraj zasłano skórą wołową.Nadworny błazen zaczął się śmiać, kiedy król powiedział mu o swym rozkazie. „Co za kompletnie szalony pomysł, Wasza Wysokość”, wykrzyknął „Po co ten niepotrzebny wydatek?. Wytnij tylko dwa kawałki skóry do ochrony stóp!” Tak też król zrobił. I w ten sposób zrodził się pomysł butów. Oświeceni wiedzą, ze aby uczynić świat miejscem bezbolesnym, trzeba zmienić swe serce – nie świat (Jak narodziły się buty, Anthony de Mello)
Mowa Jezusa faktycznie nie jest łatwa, ale trudna i często niezrozumiała. On sam miał tego świadomość. Nie da się pojąć poszczególnych Jego nauk, ale w konsekwencji tego również i całego Jego nauczania. Tym bardziej potrzeba nam otwartości na rzeczy, zwłaszcza te nowe, które pojawiają się w naszym życiu. Zamknięcie się na nie spowoduje tego, że przestaną istnieć. Będą egzystować przez jakiś czas jakby obok nas, aby potem ponownie pojawić się w naszym życiu, by dać o sobie znać. Zwłaszcza dotyczy to wszystkich naszych wątpliwości dotyczących wiary, naszej relacji do Boga, Jezusa, siebie samego, innych ludzi i rzeczy materialnych oraz duchowych związanych z naszą codziennością. Warto mieć w sobie pokorę, aby zrozumieć to, co mówi do nas Jezus, bo bez niej nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, co do nas On mówi. Jego nauka nie jest łatwa nie tylko do zrozumienia, ale też i przyswojenia. Zresztą, gdyby była łatwa, to raczej miałaby ona pochodzenie ludzkie, a nie z nieba od samego Boga. Jezus zszedł na ziemie, aby tę prawdę nam przybliżyć dla naszego dobra.
W pewien słoneczny jesienny poranek siedziałem przy śniadaniu, myśląc: „Tyle problemów mi się ostatnio nazbierało. Kłopoty w pracy, kłopoty w domu – naprawdę muszę trochę się pomodlić w tej sprawie”. Nagle poczułem, że ktoś za mną stoi. Odwróciłem się i wydałem okrzyk zdumienia: – Panie Jezu! Co Ty tutaj robisz? To Pan stanął w progu mego domu. Przetarłem oczy – czy to naprawdę On? Tak, wszystko się zgadzało, od rąbka białej szaty utkanej z jednego kawałka do lekkiej poświaty nad Jego głową. – Znaczy… hmm… nie, że nie powinieneś tu być. Tylko nie jestem przyzwyczajony, byś wpadał w tak widzialnej postaci… – wyjąkałem.
Ta niespodziewana wizyta zbiła mnie z tropu. Mimochodem zacząłem się zastanawiać, czy zrobiłem coś złego. Uśmiechnął się, a jego oczy promieniały jeszcze większym blaskiem. – Czy chciałbyś pójść ze mną na spacer? – zapytał. – Hmm…. noo… tak, jasne! – wykrztusiłem.
Więc poszliśmy obaj ścieżką wiodącą koło mego domu. Powoli zaczęło mi świtać w głowie i powiedziałem sobie w duchu: „Cóż za niebywała okazja. On zna odpowiedź na wszystkie moje problemy – jeśli chodzi o pracę, stosunki z ludźmi, obawy o przyszłość, kłopoty rodzinne… Muszę Go tylko spytać”.
Jakiś czas szliśmy w milczeniu, wreszcie powiedziałem: – Wybacz, Panie. Potrzeba mi rady w pewnej bardzo trudnej sprawie. Nim zdołałem skończyć, Jezus uniósł palec do list i przechylił głowę: – Ćśśś… Słyszysz? – zapytał. Z początku nic nie słyszałem. A potem doszedł mnie słaby odgłos wody szemrzącej po kamieniach pobliskiego strumyka, pod zasłoną jesiennych liści. Pan westchnął: – Czyż to nie piękne? – No, chyba tak.
Zupełnie straciłem wątek. Odczekałem parę minut, by okazać szacunek, a potem wyrzuciłem z siebie: – Panie, martwię się o modlitwę w moim życiu. Wszystko wydaje się takie puste. A według książek, które czytałem… Objął mnie ramieniem. – Cicho, słyszysz to? – zapytał znów. Dzieci bawiły się na łące nieopodal. Raz jeszcze się uśmiechnął. – Czyż to nie cudowne? – wykrzyknął. – Owszem, skoro już o tym mowa. – Po czym dodałem lekko rozdrażnionym tonem: – Wiesz, że i ja kocham dzieci.
Szliśmy dalej. Straszna myśl przyszła mi nagle do głowy. A jeśli stracę tę okazję? Oto miałem odpowiedź na wszelkie dręczące mnie pytania tuż pod ręką! Jezus zna najgłębsze tajemnice wszechświata, miłości i śmierci. Chwytając się ostatniej deski ratunku, postanowiłem porozmawiać z Nim o religii. W końcu to coś z Jego podwórka.
– Panie – zacząłem nieśmiało – zastanawiałem się, co sądzisz o sporze w dziedzinie współczesnej biblistyki, pomiędzy…
Kolejny raz przerwał mi, obejmując mnie przyjaźnie. Zacisnąłem zęby. Pan przystanął i w milczeniu podniósł kilka kamyczków. Na Jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
– Założę się, że nie trafisz w czubek tamtego słupa – rzucił mi wyzwanie. Byłem skonsternowany. Coś takiego! I to sam Pan Jezus! Nie tego się spodziewałem po Drugiej Osobie Trójcy Świętej. Skoro się jest Bogiem, należałoby chyba zachowywać się trochę poważniej? Od niechcenia rzucił kamykiem w stronę słupa. Kamień zatoczył w powietrzu łuk i… Jezus spudłował!
Moje przygnębienie rosło, ale pochyliłem się, by podnieść kilka kamyków. Cóż innego mi pozostało? Bez przekonania rzuciłem jeden w kierunku słupa. Pac! Trafiłem. Pan popatrzył na mnie z uznaniem i zachichotał. – Ej, dobry jesteś – pochwalił.
Szliśmy dalej, a ja czułem, jak coraz mocniej zaciska mi się supeł w żołądku. Ilekroć próbowałem porozmawiać o czymś istotnym, pojawiała się przeszkoda. A to wiatr poruszał bladymi płatkami błękitnych kwiatów cykorii, a to motyl przysiadł na porośniętym mchem płocie.
Wreszcie nasz spacer dobiegł końca. Byłem tak zdenerwowany, że nie wiedziałem, co powiedzieć. W gęstwinie ciemnej brody na ustach Pana pojawił się łagodny, figlarny uśmiech. Gdy Jezus zbierał się, by odejść, Jego oczy zalśniły jeszcze mocniejszym blaskiem. Już w drzwiach obejrzał się na mnie przez ramię i rzucił: – Po prostu przestań tak strasznie się starać (Spacerując z Panem, David Juniper)[2].
Wielu ludzi, aby znaleźć swoich zwolenników jest w stanie zrobić wiele. Przymilanie się i granie różnych ról swoim dziwnym zachowaniem może doprowadzić do końcowego sukcesu, bo ktoś nam w końcu uwierzy. Z czasem jednak dochodzimy do wniosku, że była to mistyfikacja, kłamstwo, życie w nieprawdzie i spinanie się, że trzeba sobie i innym coś udowodnić. To jest przyczyna naszego nieszczęścia. Pycha zbiera swoje owoce. A Jezus nie szuka zwolenników i mówi prawdę zawsze, nawet jeśli nie jest ona mile słyszana. Nie chodzi mu o to, żeby kogoś zranić – to nie jest celem, ale poprzez mocne słowo chce człowiekiem wstrząsnąć i to tak mocno, aby w ten sposób nastąpiła jego przemiana. To słowo Jego jest mocne, aby wprowadzić pokój serca. Dzisiaj bardzo często pięknymi słowami można komuś zamydlić rzeczywistość i żyje on w stanie fikcji i złudzeń. I im dłużej taki stan trwa, tym z większą niekorzyścią i krzywdą jest to dla słuchającego. Potrzeba nieraz jednego mocnego słowa, aby druga obudziła się ze snu w jakim żyje.
Ponad sto lat temu na dzikim Zachodzie, kiedy na prerii pasły się jeszcze stada bizonów, a Indianie żyli w harmonii z naturą, wydarzyła się pewna niezwykła historia, którą potem przekazywano z pokolenia na pokolenie. Była to opowieść, jakich wiele krążyło w tamtym czasie. Kiedy nie było telewizji ani radia, ludzie z chęcią ich słuchali.
W indiańskiej wiosce mieszkał pewien młody chłopak. Zgodnie ze starym zwyczajem, panującym od lat w jego plemieniu po wykonaniu kilku trudnych zadań został zaliczony do grona mężczyzn. Był bardzo waleczny i odważny, ale miewał także chwile, kiedy z znienacka ogarniał go lęk. Kiedy wieczorem siadał przed wigwamem i wpatrywał się w niebo rozświetlone gwiazdami, zastanawiał się, kim jest. Jaki jest sens jego życia i tego wszystkiego, co robi? Takie sytuacje zdarzały mu się dość często. W końcu, nie mogąc znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania, młodzieniec postanowił udać się z tym problemem do miejscowego szamana. Kiedy zapadł zmrok, wszedł do wigwamu, w którym siedział stary szaman. – Czy mogę o coś zapytać? – rzekł zmieszany. – Pytaj, synu – odpowiedział spokojnym głosem szaman. – Powiedz mi, kim jestem? Jaki jest sens mojego istnienia?
Indianin popatrzył na swego młodszego brata, pomyślał dłużej, narysował coś palcem na ziemi, po czym rzekł: – To, kim jesteś, nie zależy od tego, co widzisz na zewnątrz, gdy przeglądasz się w górskim potoku, ale od tego, co dzieje się w twojej duszy (O stanie duszy, Marcin Melon)[3]
Tak właśnie Jezus objawiał prawdę o zbawieniu. Tym, którzy nie chcieli przyjąć Jego nauki mówił prosto i bez ogródek. Nie dostosowywał swojej nauki do opinii innych ludzi. Wiedział, że prawda jest jedna. Wielu z nich podsumowywało Jego naukę właśnie takim zdaniem: „Trudna to mowa, któż jej może słuchać?”. A nawoływał On, że chce ich karmić swoim ciałem i krwią, naśladować w miłowaniu nieprzyjaciół, wziąć swój krzyż i podejmować trud życia 8 błogosławieństwami i przestrzeganiu dziesięciu przykazań. Wiele z tych przykazań dziś niechętnie są nie tylko słyszane, ale przede wszystkim przestrzegane.
Młoda osoba, licząca około dwadzieścia siedem lat, długo mi tłumaczyła, że w żaden sposób nie może się zgodzić z wymaganiami dekalogu. Nie rozumie, dlaczego nie może cudzołożyć, jeśli ludzie przeżywają miłość poza małżeństwem, ani dlaczego nie wolno zabijać dziecka przed jego urodzeniem. Zdaje sobie przy tym doskonale sprawę z tego, że jej pretensje skierowane są do Boga, prowadzą prostą drogą do niewiary. Ostatecznie rozmowę kończy stwierdzeniem: „W Boga, który stawia nieludzkie wymagania, nie wierzę”.
Zrozumiałem, że dyskusja z nią na temat cudzołóstwa czy przerywania ciąży nie ma sensu. Z drzewem, które uschło od korzenia nie ma co dyskutować na temat jego owoców. Moja rozmówczyni w ogóle nie dostrzegała ani piękna, ani wartości dekalogu. Stąd też moje słowa były krótkie: Mam do pani prośbę. Proszę przez najbliższe dwanaście miesięcy zachowywać dokładnie wymagania dekalogu. Jeden rok w życiu to niewiele. Nic pani nie straci, realizując te przykazania. A po roku przyjdzie pani i pomówimy na temat wartości dekalogu. Dziś taka rozmowa nie ma sensu.
Trzeba wysłuchać możliwie dobrze wykonanego „Mesjasza” Haendla, by móc na temat tego arcydzieła rozmawiać. Trzeba spokojnie oglądnąć i to kilkakrotnie malowidła w Kaplicy Sykstyńskiej, by na ich temat dyskutować. Trzeba zjeść kawałek chleba upieczonego na wiejski sposób, by wiedzieć jak on smakuje. Podobnie jest i z dekalogiem. Przykazania nie smakują tym ludziom, którzy nimi nie żyją. Ktokolwiek nimi żyje, zna ich piękno i wartość (Poznać dekalog, ks. E. Staniek)[4]
Jezus wykładał ludziom „kawę na ławę”, wzywał do tego, że „prawda nas wyzwoli” i że „lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwo”. Jego nauka była prosta: „tak – tak, nie – nie, a wszystko inne pochodzi od złego”. Jakże dziś człowiek myśli zupełnie odwrotnie, zakłamując rzeczywistość i tworząc fikcję życia doczesnego. Wielu dziś żyje w zakłamaniu, odwracając pojęcia znaczeń, aby utrzymać się na stołku władzy, czy majętnego życia. Wielu sprzedaje się za parę srebrników, nie mając żadnego poczucia obowiązku w byciu prawym i sprawiedliwym, miłosiernym i pełnym dobroci oraz miłości wobec drugiego człowieka.
Zachowanie jednego z apostołów, Piotra jest dla nas pewnego rodzaju wzorem. Jezus pyta niewielką liczbę już uczniów, czyli tych, którzy jeszcze przy nim trwają: „Może i wy chcecie odejść?”. I tu pada z ust Piotra natychmiastowa odpowiedź: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”. Warto to dostrzec, że w odpowiedzi Apostoła nie ma kalkulacji, ale jest za to prosta i szczera wypowiedź wynikająca z głębi jego serca. Piotr tak bardzo jest zapatrzony w Jezusa, że wszelkie wątpliwości są jakby poza nim. Nie ma w nim obaw, ani lęku przed przyszłością, bo wie, że całe jego życie zależy od Jezusa. Tak właśnie jak Piotr mamy odpowiadać na wezwanie Jezusa, który jest dla nas drogą, prawdą i życiem. Idźmy Tą drogą przez całe nasze życie.
J 6, 55. 60-69
Do kogo pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego
W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: «Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem». A wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?»
Jezus jednak, świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego wstępującego tam, gdzie był przedtem? To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą».
Jezus bowiem od początku wiedział, którzy nie wierzą, i kto ma Go wydać. Rzekł więc: «Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli nie zostało mu to dane przez Ojca». Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?»
Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A my uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty jesteś Świętym Bożym».
[1] https://adonai.pl/opowiadania/zycie/?id=2
[2] https://adonai.pl/opowiadania/duchowe/?id=91
[3] https://adonai.pl/opowiadania/duchowe/?id=41
[4] https://adonai.pl/opowiadania/duchowe/?id=35