Jezus opowiada tę przypowieść o bogaczu i Łazarzu, by pokazać, że istnieją dwa światy – świat luksusu, samowystarczalności i zamknięcia na drugiego człowieka oraz świat cierpienia, ubóstwa, ale i nadziei. Na ziemi wydają się one obok siebie, niemal dotykają się przy tej samej bramie. Jednak po śmierci okazuje się, że mogą być oddzielone na zawsze.
Ta przypowieść nie potępia bogactwa jako takiego. Jezus nie mówi, że każdy bogaty jest potępiony, a każdy biedny zbawiony. Istotą jest serce – to, czy potrafi zobaczyć bliźniego. Bogacz grzeszył nie tym, że miał wiele, ale tym, że nie dostrzegł Łazarza, który leżał u jego progu. Jego winą była obojętność.
Dzisiejszy świat również żyje w dwóch wymiarach: obok luksusowych domów są dzielnice nędzy, obok pełnych lodówek są ludzie głodni, obok nowoczesnych szpitali są tacy, których nie stać na lekarstwa. Ewangelia wzywa, abyśmy budowali mosty, a nie przepaści.
W jednej parafii ksiądz opowiadał, że często odwiedzał samotną starszą panią. Mieszkała w maleńkim mieszkaniu, a jej największym skarbem był różaniec. Choć miała bardzo mało, zawsze miała przygotowaną paczkę ciastek, „na wypadek, gdyby ksiądz zajrzał”. Kiedy zmarła, sąsiedzi wspominali, że dzieliła się nawet tym, czego sama potrzebowała. Nie była bogata w pieniądze, ale w serce – i to serce otworzyło jej bramę nieba.
Przypowieść o bogaczu i Łazarzu to wołanie Jezusa: nie przechodź obojętnie obok biedy i cierpienia! Bóg dał nam oczy, byśmy widzieli, i serce, byśmy współczuli. To, co dziś dzielimy z innymi, jutro stanie się naszym skarbem w wieczności.
Były kiedyś dwa miasta, stojące naprzeciw siebie, po dwóch stronach rzeki. Pierwsze nosiło imię Miłość. Ludzie żyli tam prosto, dzielili się chlebem, a kiedy ktoś płakał – reszta przychodziła, by otrzeć łzy. Nie mieli wszystkiego, ale nikt nie był samotny. Po drugiej stronie rzeki było miasto Nienawiść. Tam domy były wysokie i bogate, lecz serca zimne. Ludzie bali się siebie nawzajem. Bramy były zamknięte, a każdy myślał tylko o sobie.
Pewnego dnia wielka powódź zniszczyła most łączący te dwa światy. Wtedy mieszkańcy Nienawiści zaczęli cierpieć – zabrakło im żywności i lekarstw. Wysyłali listy, prosząc o pomoc, lecz nikt nie miał odwagi przeprawić się przez wzburzoną rzekę. Aż pewien chłopiec z miasta Miłości zbudował małą łódkę. Nie miał niczego cennego, tylko worek chleba i serce pełne odwagi. Przepłynął na drugą stronę i podzielił się tym, co miał. Niektórzy wzięli chleb z wdzięcznością, inni z pogardą – bo nie wierzyli, że ktoś może dawać bezinteresownie.
Jednak ziarno zostało zasiane. Coraz więcej ludzi z Nienawiści zaczęło budować swoje łódki. Niektórzy, którzy przyjęli chleb, w końcu sami przynieśli wodę, lekarstwa, ubrania. Powoli na rzece powstawał nowy most – nie z kamienia, ale z serc. I tak dwa światy zaczęły się przemieniać. Tam, gdzie była nienawiść, zakiełkowała miłość. A to wszystko zaczęło się od jednego chłopca, który nie bał się przekroczyć granicy[1].
Ewangelia o bogaczu i Łazarzu również mówi o dwóch światach. Bogacz i biedny Łazarz mieszkali obok siebie, ale żyli jak w dwóch odległych galaktykach. Bogacz nie zobaczył biedy, cierpienia i potrzeby, choć były tuż pod jego bramą. Miłość i nienawiść nie muszą być daleko – często spotykają się na tej samej ulicy, w tej samej rodzinie, a nawet w jednym sercu. Święty Jan w swoim liście napisze jasno: „Kto nie miłuje brata, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4,20). To oznacza, że codzienność jest sprawdzianem miłości: czy dostrzegam człowieka obok mnie?
Jak budować most z Miłości do świata, który często żyje w Nienawiści? Zacznij od najbliższych – zamiast odpowiadać złością na złość, spróbuj odpowiedzieć cierpliwością. Zauważ potrzebujących – może obok ciebie jest ktoś, kto potrzebuje dobrego słowa, a może i kawałka chleba. Przekraczaj granice – tam, gdzie ktoś buduje mur (obojętności, wrogości, egoizmu), spróbuj postawić krok i dać znak życzliwości.
Most miłości powstaje z małych desek: dobrego gestu, słowa przebaczenia, podzielenia się czasem czy uwagą. Jezus pokazuje nam, że dwa światy – Miłość i Nienawiść – istnieją naprawdę. Ale to od nas zależy, w którym będziemy mieszkać i który będziemy budować. Most między nimi zaczyna się od jednego serca. Może właśnie od twojego.
Na niewielkiej stacji, gdzie tor kończył się ścianą lasu, zatrzymał się niezwykły pociąg. Nie miał nazwy ani numeru. Wagony lśniły w świetle zachodzącego słońca, ale każdy wyglądał inaczej: jedne były pełne przepychu, inne proste, z drewnianymi ławkami. Na peronie stał tłum ludzi – biednych i bogatych, młodych i starych. Konduktor w starym, wypłowiałym mundurze przechadzał się między nimi, sprawdzając bilety. Lecz bilety nie były papierowe – każdy miał je wypisane na sercu.
Pierwszy podszedł bogacz w eleganckim garniturze. W kieszeni miał złotą kartę, a w dłoni zegarek wart fortunę. – Mam miejsce w wagonie pierwszej klasy – powiedział pewnie. Konduktor spojrzał na jego serce. Było ciężkie, obciążone lękiem, zazdrością i dumą. – Panie, miejsca nie kupuje się złotem. Tu liczy się miłość, którą nosisz w sercu. – I konduktor odsunął go na bok. Zbliżyła się kobieta ubrana skromnie, z twarzą pooraną przez lata ciężkiej pracy. W rękach niosła stary różaniec, a jej serce pulsowało ciepłem i spokojem. – Twój bilet jest ważny – uśmiechnął się konduktor i wskazał jej drzwi do najjaśniejszego wagonu. Za nią stanął młody chłopak. Nie miał ani pieniędzy, ani sławy – tylko gitara przewieszona przez ramię i uśmiech pełen nadziei. – Czasem myślałem, że jestem nikim – wyszeptał. Konduktor położył mu dłoń na ramieniu. – Nikim jest ten, kto nie kocha. Ty miałeś serce otwarte – wchodź. Ludzie patrzyli z niedowierzaniem. Bogactwo, które tak wielu gromadziło przez całe życie, tu nie miało znaczenia. Pociąg nie zabierał pieniędzy ani kosztowności – tylko miłość, dobroć i przebaczenie.
Kiedy gwiazdy rozbłysły nad stacją, konduktor zawołał: – Drzwi zamykają się! Pociąg do wieczności rusza!I wtedy wielu zrozumiało, że przez całe życie biegli za niewłaściwym biletem. Ci, którzy mieli kieszenie pełne złota, zostali na peronie. A ci, którzy mieli serca pełne miłości, jechali ku światłu, które nie zna końca[2].
Ta przypowieść o pociągu do wieczności uświadamia nam coś bardzo prostego, a zarazem niezwykle trudnego: nie zabierzemy z tego świata niczego oprócz miłości. Na peronie naszego życia stajemy wszyscy – bogaci i biedni, uczeni i prości, młodzi i starzy. Pociąg odjedzie, a my musimy być gotowi. Ale tu nie wystarczy bilet kupiony złotem, wpływami czy tytułami. Tu liczy się serce. Ewangelia wciąż nam to przypomina: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą, i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie…” (Mt 6, 19-20). To nie bogactwo samo w sobie jest złe. Ono może być błogosławieństwem, jeśli staje się narzędziem dobra. Ale jeśli uczynimy z niego sens życia – stanie się ciężarem, który nie pozwoli nam wejść do wagonu prowadzącego ku światłu.
Pomyślmy: co dziś nosimy w sercu? Zazdrość, gniew, pragnienie posiadania coraz więcej? Poczucie wyższości, bo mam klucze władzy? Czy może wdzięczność, dobroć i gotowość dzielenia się? To właśnie tymi „biletami” odprawia nas Pan na stacji wieczności. Spójrzmy też na Jezusa – On był najuboższy z ubogich. Nie miał gdzie głowy skłonić, a jednak rozdawał ludziom największe bogactwo: miłość Ojca. I to właśnie Jego zaproszenie brzmi: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). To jest brama do pociągu – serce otwarte na innych. Nie bójmy się ubóstwa – bo ono często uczy nas prawdziwego zaufania Bogu. Nie przywiązujmy się ślepo do bogactwa – bo ono może stać się złotym łańcuchem, który zatrzyma nas na peronie.
Prośmy dziś Jezusa, byśmy gromadzili skarby nie w banku, ale w niebie – skarby, które mają twarz człowieka obok nas: dziecka, które nakarmimy; starszej czy młodszej osoby, której podamy rękę lub powiemy “dzień dobry”; samotnego, którego odwiedzimy; krzywdziciela, któremu przebaczymy. Pociąg do wieczności odjedzie. Nikt nie zna godziny ani dnia. Może po prostu jedziemy na gapę? Dlatego już dziś pytajmy samych siebie: czy moje serce ma ważny bilet?
Łk 16, 19-31
Przypowieść o Łazarzu i bogaczu
Jezus powiedział do faryzeuszów:
«Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień ucztował wystawnie. U bramy jego pałacu leżał żebrak pokryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza. A także psy przychodziły i lizały jego wrzody.
Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany.
Gdy cierpiąc męki w Otchłani, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i przyślij Łazarza, aby koniec swego palca umoczył w wodzie i ochłodził mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”.
Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz w podobny sposób – niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A ponadto między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd nie przedostają się do nas”.
Tamten rzekł: „Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich ostrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”.
Lecz Abraham odparł: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!” „Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby ktoś z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą”. Odpowiedział mu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś z umarłych powstał, nie uwierzą”».
[1] Dwa światy
[2] Pociąg do wieczności