Chyba każdy człowiek na ziemi tęskni za spokojnym, stabilnym, bezpiecznym życiem: bez cierpienia, bez trosk i trudności, bez codziennych problemów. Marzy mu się, żeby wszystko układało się po jego myśli. Rzadko można takiego człowieka spotkać, który stale cieszy się takim spokojnym i “bogobojnym” życiem. Człowieka, który jest szczęśliwy z tego kim jest i co posiada.
Sami przecież doświadczamy, że jednego dnia jest dobrze, a drugiego zaś już nie. Jednego dnia zdaje się nam, każda furtka do ludzkiego serca jest otwarta. Drugiego dnia już tak nie jest. Sama rozmowa już się nie klei, a zwłaszcza tam, gdzie sami nie domagamy, kiedy nam smutno, gdy jesteśmy przygnębieni. Wpływa na to wiele różnych czynników. Zwłaszcza ma to miejsce tam, gdzie została zawiedziona ludzka nadzieja. Człowiek staje wobec niespełnionych obietnic i marzeń, które pokładał w drugiej osobie.
Podobna sytuacja miała miejsce w życiu uczniów Jezusa. Ich nadzieja została zawiedziona. Chcieli wolności dla siebie, chcieli wolności dla swoich rodzin, nowej jakości życia dla swojej ojczyzny, narodu. Tym, który miał to uczynić miał być Chrystus. On jako wielki wódz miał poprowadzić lud do wolności. Uczniowie myśleli, mieli wielką nadzieję, że władza namiestnika Rzymu zostanie zlikwidowana, wojsko precz wypędzone, a ich naród zacznie podejmować decyzje o swoim własnym losie. Tak się jednak nie stało, bo Chrystus został pojmany, ubiczowany, wyszydzony, znieważony, powieszony na drzewie krzyża na którym umiera, a w końcu złożony do grobu. Wraz z zasunięciem głazu, kamienia grobu Jezusa, zamyka się świat nadziei na lepsze jutro apostołów, ich rodzin, ich kraju… Apostołowie są zdruzgotani, zmartwieni, załamani. A tak było blisko celu. Przecież nie tak dawno temu były takie tłumy ludzi. Tysiące osób, które poszłyby za Jezusem zmieniać świat na lepsze. Tymczasem w jednej chwili zawaliło się wszystko. Cały misterny plan apostołów został przekreślony, legł w gruzach bezradności i bezsilności. “A my spodziewaliśmy się, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” – słyszymy z ich ust. A myśmy się spodziwali…
Pewna księżniczka dostała na urodziny od swego narzeczonego ciężką, choć niezbyt dużą paczkę, o dziwnym okrągłym kształcie. Zaciekawiona rozpakowała szybciutko i znalazła w środku… kulę armatnią. Rozczarowana, ze złością rzuciła ją na podłogę. Wtedy pękła zewnętrzna czarna powłoka i ukazała się mniejsza kula w pięknym srebrzystym kolorze. Księżniczka podbiegła i ujęła ją w dłonie. Obracając ją, przypadkowo przycisnęła lekko w pewnym punkcie jej powierzchnię. I oto srebrna otoczka otworzyła się, odsłaniając wspaniałą złotą szkatułkę. Teraz księżniczka łatwo otworzyła złote pudełeczko, w środku którego na miękkiej czarnej materii spoczywał cudowny pierścionek, połyskujący brylancikami tworzącymi dwa słowa: KOCHAM CIĘ.
Wielu ludzi myśli: Pismo święte to nie dla mnie. Jest zbyt trudne, nie potrafiłbym nic zrozumieć. Lecz jeśli ktoś zdobędzie się na wysiłek zdarcia pierwszej “warstwy” poprzez skupienie i modlitwę, za każdym razem odkryje nowe i zaskakujące wspaniałości. A przede wszystkim zostanie bezgranicznie zadziwiony jednoznacznością biblijnego boskiego posłania: BÓG CIĘ KOCHA (List miłosny, Bruno Ferrero “Czterdzieści opowiadań na pustyni”).
I tak było właśnie wśród Apostołów. W tej ich bezradności, rozczarowania, smutku, pojawił się Chrystus, który przemienia, ale ich patrzenie na świat, na obecną rzeczywistość. Tal objawiła się Jego miłość. Marzenie Apostołów o szczęśliwym życiu na ziemi, o stworzeniu wspaniałej, harmonijnej społeczności, o wielkich perspektywach rozbudowy jest ważne, ale nie najważniejsze na świecie. Pragnienia, które koncentrują się tylko na rzeczach, sprawach ziemskich, nigdy człowieka, jego serca, nigdy nie zaspokoją. Człowiek zawsze będzie chciał więcej.
Phil Bosmans pisze: “Szczęście nie przychodzi przekazem pocztowym, ani czekiem bankowym. Kupić można rozrywkę i organizację wolnego czasu. Nigdzie jednak nie można sobie kupić spokojnego i zadowolonego serca, które by “tchnęło” radość we wszystko co posiadasz. Takiego serca kupić nie można! “Za pieniądze możesz nabyć wszystko” – ogłasza dogmat reklamy. Owszem, możesz kupić piękny dom, ale nie kupisz za żadne skarby ludzkiego ciepła i przychylnej życzliwości. Za pieniądze kupisz wygodne łóżko, ale nie kupisz spokojnego snu. Za pieniądze kupisz sobie “chody”, natomiast nigdy przyjaźni, prawdziwej przyjaźni. Za pieniądze otwierają się przed nami wszystkie drzwi, tylko nie drzwi ludzkiego serca. Nigdy nie kupisz szczęścia. Miłość daje się gratis”.
Gdy Chrystus połamał chleb i rozdał im, wtedy Go poznali. Wtedy otworzyły im się oczy, i zobaczyli, że nie jest najważniejsze czy ich ojczyzna jest wolna, czy nie, czy rządy sprawuje namiestnik rzymski i czy jego wojska stoją za murem…
Apostołowie zrozumieli, że człowiek mimo ograniczeń wewnętrznych czy zewnętrznych, może być szczęśliwy. Droga do szczęścia nie polega na realizacji naszych pragnień, lecz realizacji pragnień Boga.
Tradycja berberyjska mówi, że trzeba zawsze zrobić “Jeszcze jeden krok”. Nie poddawać się, nie płakać w rękaw tylko dalej iść: “Pewien koczownik, wędrujący po pustyni, musiał zatrzymać, gdyż męczyło go pragnienie. Przysiadł na piasku, a ponieważ słyszał gdzieś, że i przed śmiercią z pragnienia zaczyna się płakać – oczekiwał na łzy. Wtedy usłyszał dziwny szelest: to wąż sunął ku niemu. Człowiek przestraszył się tak bardzo, że skoczył na równe nogi i, zapominając o dręczącym go pragnieniu, ruszył w dalszą drogę. Aż doszedł do takiego miejsca, w którym była woda, a wraz z wodą – ratunek. Ten jeden krok, którego już nie chcesz zrobić, bracie, może cię kosztować życie. Pamiętaj o tym, kiedy poddasz się łzom.
Zastanówmy się ile razy została zawiedziona nasza nadzieja: związana ze szkołą, w związku małżeńskim, przyjaźni, ile nadziei pokładaliśmy w wychowaniu naszego dziecka, ze zmianą miejsca zamieszkania, z powrotu do zdrowia, otrzymania nowej pracy…
Przychodzi taki moment, że stwierdzamy, że nasza nadzieja gaśnie, że jej prawie nie ma. Jest nam wtedy smutno. A Chrystus dziś mówi: we Mnie złóż swoją wiarę, nadzieję i miłość. Wtedy Twoje życie napełni się nadzieją, która zawieść nie może…
Łk 24, 13-35
W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej o sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali.
On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało».
Zapytał ich: «Cóż takiego?»
Odpowiedzieli Mu: «To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A my spodziewaliśmy się, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Ale po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto, jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli».
Na to On rzekł do nich: «O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.
Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać wraz z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?»
W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem. Tam zastali zebranych Jedenastu, a z nimi innych, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba.