2 N. zwykła, Ścieżki współczesnego świata, J 1, 35-42 

Total
0
Shares

Wiele lat temu był zwyczaj, że ludzie przynosili swoje dary przed ołtarz. Pewien znany kaznodzieja zaapelował do ludzi, aby złożyli ofiary na dobry cel. Wielu przyszłoby złożyć swoje dary miłości. Wśród nich znalazła się mała ułomna dziewczynka, która przyszła, utykając, i stanęła na końcu kolejki. Zdjąwszy z palca pierścionek, położyła go na stole i poszła z powrotem w górę nawy.

Po nabożeństwie posłano szwajcara, aby przyprowadził ją do pokoju kaznodziei. Ten powiedział: – Moja droga, widziałem, co zrobiłaś. To było piękne. Lecz ludzie okazali tak wielką hojność, że mamy wystarczająco dużo, by zaradzić potrzebie. Czujemy, że nie mamy prawa zatrzymać twojego cennego pierścionka, więc zdecydowaliśmy się dać ci go z powrotem.

Ku jego zdumieniu mała dziewczynka energicznie potrząsając głową, odmówiła: – Ty nie rozumiesz – powiedziała. – Nie dałam mojego pierścionka wam, dałam go Bogu! (Dar dla Boga, Joe R. Barnett)

Dzisiejsze czytania przedstawiają nam sceny powołania. W Starym Testamencie został powołany przez Boga Samuel. Był to ostatni z Sędziów, który wprowadził monarchię w Izraelu. Ogromna rola Samuela wynika z powołania, którym obdarzył go Bóg, a które to powołanie Samuel wpierw odczuł, usłyszał, dostrzegł, a potem konsekwentnie przez całe swoje życie je realizował. Był wierny powołaniu od początku życia, aż do śmierci. 

W dzisiejszej Ewangelii również usłyszeliśmy scenę powołania grupy osób, czyli uczniów Jezusa. Tę scenę znajdujemy na kartach Ewangelii św. Jana. Poznaliśmy początki powstania Kościoła i powołanie 12 Apostołów. Jak wielką społecznością jest dziś Kościół nie muszę mówić, bo mamy świadomość przynależności do ponad półtora miliarda wspólnoty wiernych, osób wierzących Chrystusowi. A zaczęło się skromnie i niewinnie, bo od jednego pytania, które Jezus skierował do wybranych ludzi: Czego szukacie?”. Apostołowie byli na rozdrożu, nie wiedzieli za bardzo, co zrobić z własnym życiem. Te dwa słowa mogły zatem „zamieszać” w ich życiu. Nie odpowiadają Jezusowi konkretami, ale zadając pytanie (pytanie za pytanie): „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?” Chcą zatem poznać Tego z którym rozmawiają.

My również, gdy kogoś spotykamy po raz pierwszy, to zadajemy pytania i chcemy wiedzieć: Jak ma na imię? Czy się uczy lub pracuje? Skąd pochodzi? I wiele innych pytań, bo jesteśmy ciekawi osoby co dopiero spotkanej. Czyli pytamy o miejsce, w którym dana osoba wzrastała, czy środowisko, w którym żyła. Odpowiedź na te pytania może nam dać wiele wskazówek i informacji o osobie, z którą rozmawiamy. To pytanie może tez mieć sens głębszy: jakie jest Twoje podejście do życia, jakie wartości głosisz i jak żyjesz, jakim jesteś człowiekiem, jakie jest Twoje serce. 

Jezus odpowiada prosto i zarazem bardzo poważnie: „Chodźcie, a zobaczycie”. Taki był początek Kościoła: „Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego”. Jak mocne wrażenie musiało zrobić to, co zobaczyli i usłyszeli ci młodzi ludzie, jeśli w ciągu jednej chwili postanowili oni zmienić radykalnie swój sposób życia i postępowania. Jan tak dobrze zapamiętał ten moment, że po wielu, wielu latach, gdy wspomina i przedstawia nam to wydarzenie w swojej Ewangelii, pisze że było to około godziny dziesiątej. 

W naszym życiu my również zapamiętujemy ważne daty w naszym życiu. Jest to data urodzin, imienin, chrzest, pierwsza komunia, bierzmowanie czy ślub, kolejne rocznice, zdany egzamin, śmierć najbliższych. Trzymamy te daty w naszej pamięci, bo dotyczą naszego życia. Nie każdy chce te daty pamiętać z rożnych względów, choćby z ze względu na własne bezpieczeństwo… Jeden pan pamiętał o urodzinach swojej ukochanej żony i poszedł do cukierni: – Chciałem zamówić dla żony tort urodzinowy.- Ile świeczek? – 26, jak zwykle. A czasami jest tak, że pamiętamy o tych datach częściej niż inni: – Twój mąż pamięta datę waszego ślubu? – Na szczęście nie. – Na szczęście?! Jak tak możesz mówić? – rozmawiają dwie koleżanki. – Wykorzystuje jego roztargnienie i wspominam mu o naszej rocznicyślubu kilka razy do roku i zawsze kupi coś fajnego!

W mieszkaniu Jezusa, apostołowie nie przebywali długo. Zresztą sam Jezus szybko je opuścił i to na zawsze. Zaczął się dla Niego okres życia bez stałego miejsca zamieszkania. Ciągła wędrówka, przemieszczanie się z miejsca na miejsce i głoszenie Dobrej Nowiny w miastach i wioskach. Wszędzie tam, gdzie prowadził Go Bóg – Ojciec. Dlatego Jezus mógł i wypowiedział słowa, które czytamy w Ewangelii św. Mateusza (8, 20), że „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, leczy Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie mógł głowę oprzeć”. Naśladując swojego Mistrza, również Jego uczniowie rezygnują ze stałego miejsca zamieszkania, opuszczając swoje rodziny, domy, przyjaciół i poszli z Nim na wędrówkę po Palestynie, ale w nieznane. Wiedzą, że ta podróż z Jezusem nie będzie usłana płatkami róż i nie będzie łatwa.

Jest takie opowiadanie o św. Marcinie napisane chyba przez jednego księdza jako pomoc katechetyczna:„Świętemu Marcinowi ukazuje się szatan podając się za Jezusa. Pełen majestatu, dziękuje mu za jego wierność i obiecuje być zawsze blisko. Święty Marcin mówi mu wtedy: „Skoro jesteś Chrystusem, gdzie są twoje rany?” Na to szatan: „Nie mam ran ponieważ przychodzę z nieba, z pełni boskiego majestatu”. „Idź precz, szatanie” – mówi św. Marcin, „Chrystus bez ran nie jest dla mnie Chrystusem”. To głęboka prawda. Jezus złączył się z krzyżem nierozdzielnie, tak jak miłość łączy się nierozdzielnie z ofiarą. Staram się pamiętać o tym przeżywając moje powołanie, przygotowując kolejną katechezę, wycinając dla dzieci maleńkie kielichy, pateny i ampułki, by mogły przykleić je na kolaż (potem połowę zbieram po podłodze, przez godzinę sprzątając atrium, gdzie dzieci mają religię, po tym jak przez 20 min temperowałam kredki). Wybierając tych najmniejszych czuję, że wybieram Jego, całuję Jego rany kiedy wycieram Frankowi łzy, bo Antek przed chwilą go kopnął. To moja tajemnica, kiedy wiem, że tylko On widział, co robiłam cały dzień, kiedy właśnie ktoś wypomina mi niedokończoną pracę lub brak czasu i siły na to, czy tamto. Tronem tego, którego uczę się kochać jest krzyż, a Jego panowaniem jest służba. To jest dobre życie warto je wybrać”. I mimo, że często jest tak, jak to kiedyś ktoś mądrze powiedział, że „są ludzie, którzy zasługują na wiele, a nie oczekują niczego w zamian, a są też tacy, dla których robimy wszystko, mimo, że na to nie zasługują, a dla nich to i tak za mało”, to jednak radość bycia dla innych jest miarą naszego człowieczeństwa.

Dziś w Ewangelii słyszymy o dwóch uczniach Chrystusa i ich wyborze pójścia za Nim. Ci młodzi ludzie, opuścili swoje domy, rodzinę (sam wiem z własnego doświadczenie, że nie jest to łatwe), bo znaleźli to, co w ich życiu było najważniejsze. Znaleźli Chrystusa i to On stał się dla nich przewodnikiem ich drogi życia. Jezus stał się ich nauczycielem jak radzić sobie z trudną codziennością. To On ukazał im to „coś więcej”, a więc m.in. to, że nie jest ważne jak i gdzie mieszkasz, ale ważniejsze jest to, kim jesteś i czym wypełnione jest Twoje serce, czyli jakimi wartościami żyjesz na co dzień i jak odnosisz się do Boga, siebie samego i drugiego człowieka.

Kiedyś młody człowiek chciał dorównać geniuszowi swojego mistrza, który był twórcą witraży w całej okolicy. Ten młody człowiek pożyczył więc od niego narzędzia, sądząc, że to będzie rozwiązanie. W kilka tygodni później młodzieniec rzekł do nauczyciela: „Kiedy używam twoich narzędzi, nie wychodzi mi wcale lepiej niż wtedy, gdy pracowałem swoimi”. Nauczyciel odpowiedział: „Bo nie potrzebujesz narzędzi mistrza, potrzebujesz jego ducha. 

Tego ducha poznali pierwsi uczniowie Jezusa, tym duchem chcieli być napełnieni, tym duchem chcieli żyć, tym duchem byli zafascynowani i dlatego właśnie za Nim poszli nie wahając się, czy zastanawiając ani chwili. Ten sam duch działa (czasami mocniej, a czasami słabiej) do dziś w Kościele, do którego każdy z nas należy. Warto dziś zastanowić się nad tym, gdy odkrywamy każdego dnia w naszym życiu wartość własnego powołania, które odkrywane „Duchem Chrystusa” przynosi radość tego życia ziemskiego w perspektywie życia wiecznego. Nic nie może nam zasłonić Chrystusa, bo jeśli zasłoni, to popadamy w kłopoty. Rozumiał to sam Leonardo da Vinci (1452-1519), który malując swoją słynną wieczerzę, miał tylko jeden cel przed oczyma, aby obraz ten prowadził ludzi do Chrystusa. Ale na wystawie – jak na ironię – podziwiali wszyscy mały okręcik, jaki był widoczny w dalekim tle. Trzy tygodnie potrzebował mistrz na namalowanie tego okrętu. Nie zważając jednak na włożoną pracę, zaraz na wieczór pierwszego dnia wziął obraz „do poprawki” i okręt po prostu zamalował. Był zdania, że nic nie może odwracać naszego wzroku od Chrystusa.

Wśród nas żyje wielu ludzi, którzy często są opanowani przez różnego rodzaju fobie. Jedni muszą wciąż kupować, inni pokazać, jacy to nie są oni ważni, jeszcze inni tylko w pracy widzą sens swojego życia, a są i tacy, którzy w imię pokoju potrafią szarpać innym zdrowie. Ich serce pokrywa rdza. Przykładów można wyliczać w nieskończoność. Brakuje w tym wszystkim zachowania elementarnych proporcji po to, by wciąż jednak zachować swoje człowieczeństwo. Bycie nieczułym robotem, naśladującym i powtarzającym codzienne zwykłe czynności jest dziś w modzie.

Jezus poruszał się w przestrzeni, gdzie wielu ludzi potrzebowało wyjść z choroby, która ich trawiła nie tylko cieleśnie, ale również i duchowo. Czuli oni bezradność wobec zaistniałej sytuacji i dlatego prosili Tego, który miał moc przywrócenia im nadziei na lepsze jutro. Jezus pomagał nawet tym, którzy byli opętani przez zło. Miał bowiem moc w ujarzmianiu siły mocy zła, które opanowało ludzi na ziemi. Jezus nie bał się, dlatego każdy, kto był z Nim zwyciężał. Obyśmy realizując nasze powołanie życiowe zawsze byli przy Chrystusie, który niech dodaje nam odwagi w kroczeniu na trudnych ścieżkach współczesnego świata.     

J 1, 35-42

Znaleźliśmy Mesjasza

Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem.

Jezus zaś, odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?»

Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.

Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» – to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.

A Jezus, wejrzawszy na niego, powiedział: «Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazywał się Kefas» – to znaczy: Piotr.

Total
0
Shares
(fot. Andy Pang / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0 DEED)

3 N. zwykła, Nawróć i do przodu, Mk 1, 14-20

Młody ksiądz miał pierwszy raz wystąpić w roli kapelana więzienia i wygłosić kazanie. Duchowny wiedział, że tu nie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może spodoba Ci się też...