3 N. zwykła, Z życzliwości i bezinteresownie, Mk 1, 14-20

Total
0
Shares

Bezinteresowność. To powinno być podstawą każdej relacji. Jeśli jakaś osoba naprawdę się o ciebie troszczy, więcej przyjemności sprawi jej to,jak ty się przez nią czujesz, a nie to, jak ona czuje się przez ciebie[1]

W pewnym szpitalu, na jednej sali, ramię w ramię leżeli dwaj zaawansowani wiekiem mężczyźni, których stan sugerował raczej zbliżającą się wcześniej niż później podróż na drugą stronę. Mężczyzna, który leżał bliżej okna, mógł przez godzinę siedzieć, bo dzięki temu z jego płuc łatwiej odprowadzano płyn. Drugi z pacjentów musiał przez cały czas leżeć na plecach.

Panowie – zupełnie jak nie panowie – bardzo wiele ze sobą rozmawiali. O byłym życiu, o minionych latach, żonach (byłych i minionych), pracach, wojnach, wakacyjnych wyjazdach. O wszystkim, o czym tylko ci dwaj byli jeszcze w stanie pomyśleć. Jedynym wyjątkiem od rutyny była godzina, w której jeden z mężczyzn mógł siedzieć przy oknie. Wtedy dotychczasowe rozmowy ustawały. Mówił tylko siedzący.

Opowiadał drugiemu o wszystkim, co dostrzegł za oknem. Opisywał każdy najdrobniejszy szczegół, tak żeby ten drugi, który nie mógł patrzeć, był w stanie wszystko dokładnie sobie wyobrazić. To, co działo się za oknem, było oczywiście dużo ciekawsze od codziennych rozmów o tym samym. W końcu ile można opowiadać o swoim życiu? Z czasem unieruchomiony pacjent z coraz większą niecierpliwością wyglądał odpowiedniej godziny. Tylko zaokienne opowieści drugiego sprawiały mu radość. Żył wszystkim, co usłyszał. Każdym wydarzeniem, każdym kolorem, każdym zjawiskiem.

Mijały kolejne godziny i mężczyzna dowiadywał się coraz więcej. O parku za szpitalnym oknem i o brzegu jeziora widocznego tuż obok. O kaczkach i łabędziach pływających tuż obok puszczanych przez dzieci papierowych łódek. O zakochanych parach wędrujących ramię w ramię wśród kwiatów. Wreszcie o panoramie miasta widocznej w oddali.

Gdy jeden z pacjentów otwierał oczy i wyglądał przez okno, drugi zamykał je, by wszystko widzieć oczami wyobraźni. Któregoś popołudnia siedzący opowiedział o paradzie przechodzącej pod oknem. I choć drugi z mężczyzn nie był w stanie usłyszeć jej prawdziwych dźwięków, w jego wyobraźni odgrywała się cała symfonia. Mijały dni, tygodnie. Minął miesiąc i kolejny. Jak co dzień do sali zajrzała pielęgniarka, przynosząc pacjentom wodę do mycia. Tym razem jednak na jej powitanie odpowiedział tylko jeden z mężczyzn. Drugi, ten, który leżał bliżej okna, odszedł cicho we śnie. Po krótkim pożegnaniu ciało zabrano.

Gdy upłynęło wystarczająco czasu, by takiej prośby nie uznać za niestosowną, mężczyzna dotąd leżący daleko od okna zapytał, czy mógłby przenieść się na drugie miejsce. Prośbę chorego spełniono. I gdy tylko został w sali sam, postanowił złamać zalecenia lekarzy. Powoli, z ogromnym wysiłkiem i bólem uniósł się na łokciach, by pierwszy raz od bardzo dawna na własne oczy ujrzeć świat poza murami szpitala. Z obawą, ale i podekscytowaniem odwrócił głowę i wyjrzał…

Za oknem była tylko blada ściana kolejnego z budynków szpitala.

Zdumiony pacjent próbował dowiedzieć się od pielęgniarki, co się stało z tym, co widział zmarły chory.— Nic się nie stało — odpowiedziała pielęgniarka i wyjaśniła, że zmarły był od dawna niewidomy i nie był w stanie zobaczyć nawet tej ściany za oknem. — Wymyślał, bo chciał sprawić ci radość[2].

Słyszymy w Ewangelii św. Marka (1, 14-20) jak Jezus powołuje kolejnych uczniów, aby poszli za nim i poświęcili się do głoszenia Królestwa Bożego na ziemi. Ta droga nie będzie trudna, ale ma sprawić im ogromną radość, bo głoszą nie siebie, ale tego, który ma nadejść. Tę prawdę zrozumieją dopiero po zmartwychwstaniu ich Mistrza. Aby pojąć tę ogromną tajemnicę spędzą z Jezusem pełne trzy lata działalności, gdzie usłyszą wiele słów, ale i zobaczą też wiele czynów, które były potwierdzeniem tego, co usłyszeli. Potem to oni pójdą w świat, aby dawać ludziom wiarę, nadzieję i miłość, czyli radość widzenia tej ziemskiej rzeczywistości zupełnie w innych kolorach, bo widzianych z perspektywy wieczności.  

Kiedy ostatnio zrobiłeś coś tak z serca i to bez jakiejkolwiek namowy? Kiedy zostawiłeś wszystko, aby pójść, aby uczynić dobro drugiemu człowiekowi, tak po prostu i bezinteresownie? Kiedy poruszyło się twoje serce i umysł, aby zostawić to wszystko i pójść za wewnętrznym głosem, który podpowiada, żeby oddać się prawdzie i dobru z miłości? 

Jezus powołując apostołów właśnie to miał na myśli. Bezinteresowność w pomocy drugiemu człowiekowi, aby wywołać w nim radość serca, jest podstawą naszej wiary. Ta radość powinna wynikać z tego, że sami kochamy życie, aby nim się dzielić z drugim człowiekiem i w ten sposób nadawać kierunek ku wieczności. 

Poruszenie serca to gotowość, aby opuścić i oddać wszystko, co przeszkadza mi, aby pójść za Jezusem. To oddanie bez reszty swojego czasu, energii, życia, aby oddać Bogu wszystko. Nasze działania powinny być zawsze bezinteresowne, ponieważ jeśli zakładamy „na wejście” jakąś korzyść (czy to ekonomiczna, psychologiczną, fizyczną, czy duchową), to spodziewamy się zapłaty, która nigdy nie jest w stanie zaspokoić naszej potrzeby. Tylko w wolności, podejmując trud bezinteresownie, będziemy mogli potem powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni z tego, co zostało zrobione.   

Z drugiej strony trzeba pamiętać, aby też nie zagubić się w bezinteresowności i być dla każdego o każdej porze, dnia i nocy. Nie da się być dla wszystkich, jeśli nie ma się czasu dla siebie, gdyż pomagając innym musimy mieć też czas na swoje potrzeby. Jeśli ktoś o tym zapomni, wtedy konsekwencją tego będzie pustaka duchowa (wielu określa ja jako studnia bez wody, lub wypalenie), która potrafi zniszczyć nie tylko zapał i ducha, także i ciało. Życie to szukanie balansu pomiędzy życzliwością i bezinteresownością wobec innych, ale zapewnienie sobie (nie mylić z egoizmem) czasu na rozwój osobisty i wypoczynek. Jeśli tego balansu zabraknie, to zazwyczaj człowiek czuje się wypalony wewnętrze i zewnętrznie, i to zarówno fizycznie i duchowo. Pojawiająca się pustka to nie tylko brak Boga, ale siebie samego. Oddanie się sobie i drugiej osobie ma i powinno mieć pewne określone granice. Każde przekroczenie granicy egoizmu człowieka, ale też jego bezinteresowność mogą negatywnie wpłynąć na życie każdego człowieka. Bardzo dobrze to ujął tuż przed II wojną światową L. E. Modesitt, Jr. pisząc:

 „Zarówno egoizm, jaki i bezinteresowność zniszczą człowieka. Jeśli dusza jest zbyt egoistyczna, myśli tylko o osobistych pragnieniach i celach, a jeśli będzie żyła wystarczająco długo, nikt jej nie wesprze i wielu spróbuje ja zniszczyć. Aby przeżyć, człowiek musi stać… się silny i pozbawiony serca, że ani miłość ani przywiązanie nie będą próbowały do niego dotrzeć. W końcu taka osoba przestaje już być człowiekiem, staje się bezduszną machiną (…) Osobą zbyt bezinteresowną rzucają tu i tam potrzeby innych – ciągnęła Przedwieczna. – Bo zawsze jest więcej potrzeb, niż mogłaby zaspokoić najbardziej miłosierna istota. Jeśli taki człowiek nie będzie dość silny, aby odpowiedzieć na najpilniejsze i najbardziej palące potrzeby, albo wykrwawi się na śmierć od stawianych mu żądań, albo utraci całą serdeczność w mechanicznej pogoni, żeby zaspokoić potrzeby świata. A zatem ktoś, kto pragnie, aby jego życie miało znaczenie, musi zawsze wybierać pomiędzy egoizmem i bezinteresownością”.[3]

Uczniowie zrozumieli powołanie ich do grona Apostołów przez Jezusa. Z ludzkiego punktu widzenia prawie wszyscy przegrali, bo 11 z 12 straciło życie. Jeden nawet się powiesił ze wstydu i zgryzoty, że zdradził dla pieniędzy przyjaciela i Mistrza. Pozostali zginęli w męczarniach, oddając życie za Jezusa. Zanim tak się stało, wielu z nich zaparło się Jezusa, aby ocalić swoje życie. Zrozumieli swój błąd i dlatego na końcu tego ziemskiego życia zrozumieli tę prawdę, którą opisał jeden z nieznanych autorów pisząc tak: 

Prosiłem Boga siłę, aby triumfować; On dał mi słabość, abym nauczył się smaku rzeczy małych. Prosiłem o zdrowie, aby robić rzeczy duże; On zesłał mi chorobę, abym robił rzeczy lepsze. Prosiłem Go o bogactwa, aby być szczęśliwym; On dał mi ubóstwo, abym był wrażliwym i mądrym. Prosiłem o władzę, aby ludzie liczyli na mnie; Dał mi słabość, żebym potrzebował tylko Boga. Prosiłem Go o towarzysza, aby nie żyć samemu; On dał mi serce zdolne kochać wszystkich braci. Prosiłem o wszystko, aby cieszyć się życiem; On dał mi życie po to, abym mógł cieszyć się wszystkim. Nie dostałem niczego, o co prosiłem; Ale mam wszystko, czego mogłem oczekiwać. Chociaż mówiłem coś przeciwnego, Bóg mnie wysłuchał i jestem najszczęśliwszym z ludzi[4].  

Mk 1, 14-20

Jezus wzywa ludzi do nawrócenia i powołuje pierwszych apostołów

Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!»

Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich Jezus: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». A natychmiast, porzuciwszy sieci, poszli za Nim.

Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni, zostawiwszy ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi, poszli za Nim.


[1] Colleen Hoover, Confess

[2] Z życzliwości i bezinteresownie, Źródło: joemonster.org, https://www.psychozytywnie.pl/o-dwoch-takich-co-lezeli-w-szpitalu/

[3] L. E. Modesitt, Jr. 1943 Wojna Ładu (1995), Źródło: https://quotepark.com/pl/tematy/bezinteresownosc/

[4] Autor nieznany i… poszukiwany, aby złożyć mu gratulację za te piękne słowa. 

Total
0
Shares
(fot. Sami Taipale / flickr.com / CC BY-NC-SA 2.0)

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 3, 31-35

Nasi bliscy krewni… Prawdziwi krewni Jezusa Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego,…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może spodoba Ci się też...