Siódmego dnia, kiedy Bóg zakończył stworzenie świata, postanowił, że zrobi sobie święto. Wszystkie, jak z igły zdjęte, stworzenia zapragnęły podarować Bogu najpiękniejszy, jaki tylko mogły znaleźć, prezent.
Wiewiórki przyniosły orzechy i migdały; króliki marchew i słodkie korzenie; owce ciepłą i delikatną wełnę; krowy pieniące się i pełne śmietany mleko. Miliardy aniołów ustawiły się w półksiężyc i zaczęły śpiewać boskie serenady. Również człowiek czekał zaniepokojony na swoje wejście. «A co ja mogę podarować? Kwiaty mają zapach, pszczoły miód, nawet słonie obiecały, że zrobią Panu Bogu kąpiel, a potem przy pomocy swoich trąb osuszą Go…».
Człowiek stanął na końcu kolejki i nie przestawał się martwić wtedy, gdy wszystkie stworzenia przechodziły przed tronem Boga i pozostawiały Mu przyniesione przez siebie dary. Kiedy na dojście do niego czekało zaledwie kilka stworzeń: żółw, ślimak i leniwiec, człowiek wpadł w zupełną panikę. Wreszcie przyszła na niego kolej.
Wtedy człowiek, któremu się wydawało, że nie może podarować Panu Bogu niczego, równie pięknego jak pozostałe zwierzęta, wskoczył Mu na kolana, przytulił się do Niego z całych sił i powiedział: «Kocham Cię»! Twarz Pana Boga rozjaśniła się, a wszystkie stworzenia zrozumiały jednoznacznie, że człowiek podarował Panu Bogu coś, czego nikt z nich nie był Mu w stanie ofiarować.
«W jakim celu Pan Bóg nas stworzył? Bóg stworzył nas, abyśmy Go poznawali, kochali i służyli. Mu swoim życiem, a również po to, abyśmy się rozkoszowali naszym przyszłym życiem w Raju» (Katechizm Piusa X) [1].
Przykazanie miłości o którym mowa przez Jezusa wynika z jednością, którą mamy z Ojcem. Każdy z nas został stworzony z miłości i do miłości, stąd jest to podstawowe zadanie na tej ziemi, abyśmy dzieląc się nią, jakby wracali do źródła tej miłości, jaką jest sam Bóg. Zaprzeczenie miłości Boga jest jednocześnie zaprzeczeniem swojej egzystancji. Jest oderwaniem się od korzeni swojego powstania. Dlatego task bardzo dziś świat jest smutny, bo neguje Tego, który dał mu życie.
Pewien pan miał chorego syna. Ten chłopiec był niepełnosprawny. Mały Tomek nie rozumiał rzeczy tak jak inne dzieci je rozumieją, bardzo słabo czytał i pisał – o wiele gorzej niż inne dzieci w jego wieku. Nie mógł biegać ani grać w gry tak dobrze jak inne dzieci – od urodzenia był poważnie chory.
Pewnego dnia ktoś zapytał się jego taty: „Jak Bóg może kochać skoro pozwolił na coś takiego? Gdzie Ty widzisz miłość Bożą skoro twój syn jest taki chory?” Wtedy tata opowiedział pewną historię.
Pewnego dnia, gdy spacerowałem z Tomkiem po parku, zobaczyliśmy grupę chłopców grających w piłkę. „Tato, jak myślisz, czy pozwolą mi ze sobą zagrać?” zapytał mnie syn. Wiedziałem, że Tomek nie jest tak sprawny jak inni chłopcy w jego wieku i że większość dzieci nie chciałaby go mieć w drużynie. Pomimo to podszedłem do grupy i zapytałem: „czy mój syn mógłby zagrać z wami w piłkę?” Chłopiec, którego zapytałem spojrzał na Tomka i widząc, że ten nie jest w pełni zdrowy, rozejrzał się dookoła na swoich kolegów jakby szukał ich wsparcia ale, że nikt nic nie mówił postanowił sam zadecydować: „dobrze, mój zespół przegrywa 3 do 6-ciu więc przyda nam się dodatkowy zawodnik, może stać na bramce”.
Na Tomka twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Dostał rękawice i stanął na bramce. Pomimo tego, że nie biegał po trawie za piłką cieszył się ogromnie, bo był częścią drużyny i po raz pierwszy w życiu grał z innymi chłopcami w prawdziwym meczu. Tak się jakoś stało, że przeciwna drużyna nie kopała za mocno i piłka celowana do bramki trafiała prosto w ręce Tomka. Drużyna Tomka, za każdym razem gdy ten obronił gola, wrzeszczała jak opętana, a raz nawet zaczęli go podrzucać do góry. Wszyscy razem cieszyli się ze wspólnej gry. Wiedziałem, że nikt już nie gra, żeby wygrać, opowiadał dalej tata chłopca. Wiedziałem, że wszyscy wspólnie robią wszystko, żeby Tomek dobrze się bawił. Pytasz się mnie gdzie i w czym widzę miłość Bożą? Widziałem miłość Bożą w zachowaniu tych chłopców. Widzę ją w tym jak inni traktują mojego kochanego, chorego syna. Radość, która pojawia się na naszej twarzy, gdy widzimy szczęście innych, to “uśmiech samego Boga”. Jak rozpoznać, że to Jego miłość, a nie nasz egozim?
Helenderski jezuita, ojciec Peter G. van Breemen SJ napisał kiedyś tak:
Prawdziwa miłość siebie polega najpierw na pełnej akceptacji swojego życia takim, jakie ono jest w danej chwili, bez niechęci, zgorzknienia i rezygnacji, ale z prawdziwą cierpliwością i dobrocią serca. Mówimy często o dobroci i cierpliwości wobec bliźnich. Aby móc przyjąć taką postawę wobec innych, tę dobroć i cierpliwość trzeba najpierw okazać sobie samemu. Człowiek, który nie kocha siebie i nie akceptuje swojego życia, nie umie oczekiwać i przyjmować miłości od innych, skłonny jest sądzić, że pozostaje niegodny miłości. Ponieważ wątpi w swoją osobistą wartość, innych ludzi odbiera przede wszystkim jako zagrożenie dla swojej osoby. We wszystkim też szuka potwierdzenia samego siebie.
Kiedy wobec człowieka, który nie kocha siebie, inni są doceniani i chwaleni, on czuje się wówczas zagrożony, a nawet atakowany. Rodzi się w nim uczucie zazdrości, z którym nie umie sobie poradzić. Rozwijają się w nim postawy obronne i agresywne. Negatywny obraz własnej osoby i brak podstawowej akceptacji siebie nie pozwalają człowiekowi zbliżyć się do innych i przyjmować ich miłości w sposób naturalny. Brak miłości bliźniego u takiego człowieka nie wynika z nadmiernej miłości do siebie, ale raczej z braku właściwej miłości do siebie[2].
Wzorem tego, jak mamy kochać siebie i innych jest Jezus. To on dziś mówi nam: “To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”. Mówi to dlatego, bo pragnie naszego szczęscia. Tam gdzie jest miłość, tam jest też i radość i nadzieja nawet w trudnych sytuacjach życia. Św. Augustyn pięknie to ujął mówiąc: “Tam gdzie jest miłość, nie ma cierpienia, a jeśli nawet jest, to samo staje się przedmiotem miłości”. Tam, gdzie jest miłość, nie ma przeszkód nie do pokonania[3].
Phil Bosmans z kolei pisze tak: “Szczęście znajduje się w tobie. Zaczyna się na dnie twojego serca, a ty możesz je wciąż powiększać, pozostając życzliwym tam, gdzie inni bywają nieżyczliwi; pomagając tam, gdzie już nikt nie pomaga; będąc zadowolonym tam, gdzie inni tylko stawiają żądania. Ty potrafisz się uśmiechać tam, gdzie się narzeka i lamentuje, potrafisz przebaczać, gdy ludzie ci zło wyrządzają. Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same”.
Dawajmy sobie i ludziom to, co otrzymaliśmy od Boga, a wtedy Jego miłość będzie trwać na wieki, wieków. Amen.
J 15, 9-17
Przykazanie miłości
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.
To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.
Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby Ojciec dał wam wszystko, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali».
Wart przecytać:
Peter G. van Breemen SJ, Miłość Boga i autentyczna miłość siebie
[1] Bruno Ferrero, Święto stworzenia
[2] Peter G. van Breemen SJ, Miłość Boga i autentyczna miłość siebie, https://czechowice.jezuici.pl/?p=983
[3] Carolyn Jess-Cooke, Zawsze przy mnie stój