Któregoś dnia farmer znalazł opuszczone gniazdo orłów a w nim wciąż ciepłe jajo. Wziął jajko na swoją farmę i położył na grzędzie wśród kur. Jajko wkrótce pękło i malutki orzełek wychowywał się wśród kurcząt. Biegał razem z innymi, dziobiąc zawzięcie ziemię w poszukiwaniu ziarenek. Spędził całe swoje życie na podwórku i rzadko patrzył w górę. Gdy był już bardzo stary, pewnego dnia uniósł głowę i ujrzał przepiękny widok – orzeł szybował wysoko wśród chmur. Patrząc na to, stare stworzenie westchnęło i powiedziało do samego siebie, „Gdybym tylko urodził się orłem”.
Często patrząc na innych ludzi, mamy wrażenie, że są oni kimś jakby z innej planety. Wydaje nam się, że mają jakieś nadludzkie umiejętności i zdolności. Prawda jest jednak taka, że wszyscy oni znajdowali się kiedyś na poziomie na którym teraz my jesteśmy. Mają takie same mięśnie, takie same kości i taką samą krew. My też możemy być orłami. Nie należymy przecież do innego gatunku. Prawa grawitacji są takie same dla nich jak i dla nas. Nie ma więc na co czekać i nie ma sensu szukać wymówek. Najwyższy czas wziąć się do roboty i stać się kimś wielkim[1].
To chyba chce dziś przekazać tłumom, które się wokół Niego zgromadziły. Słyszymy dziś w Ewangelii św. Jana (6, 24-35) słowa, które kieruje nieokreślona ilościowo grupa ludzi do Jezusa: “Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?”. Ludzie ci są lekko pugubieni w swoim życiu i czekają na wskazówki, które kieruje do nich Mistrz. Tłum jest pełen nadziei, że On im pomoże w sytuacji w której się znaleźli. Jezus pomaga i chce dać im chleb, który nie tylko pożywi ich ciało, ale przede wszystkim ducha. Wie On, że tego im najbardziej potrzeba. Można mieć wszystko, co oferuje ten swiat, ale jednocześnie nie widzieć najważniejszego, nie czuć mocy Boga, który działa w naszym życiu. Można być zawsze niezadowolonym, mając tak naprawdę wszystko w zasięgu własnej dłoni. Obrazuje to pewna zabawna historia.
Bóg patrząc na grzeszną ziemię zauważył zły stosunek społeczeństwa do lekarzy. Chcąc podnieść reputację całego personelu medycznego, zszedł na ziemię i zatrudnił się jako lekarz w przychodni rejonowej. Pierwszy dzień pracy, siedzi w izbie przyjęć, przywożą mu sparaliżowanego 20 lat na wózku inwalidzkim chorego. Bóg wstaje, kładzie choremu na głowę swoje dłonie i mówi: “- Wstań i idź!”. Chory wstaje, wychodzi na korytarz. Na korytarzu tłum oczekujących, wszyscy pytają: “- No i jak nowy doktor?”. “- Doktor jak doktor, ale nawet ciśnienia nie zmierzył…”[2]
Czy przypadkiem nie ma w nas takiego podejścia do innych ludzi? Porównywanie, zazdrość, podjudzanie innych, aby poprzez presję społeczną dana osoba uległa i podporzadkowała się każdemu, kto na kliknięcie ręki nakaże nam zrobić to, na co nie mamy ochoty. Manipulacja i knucie za plecami, to grzechy, które do niczego dobrego nie prowadzą, a zwłaszcza we wspólnocie. Jeśli nie potrafimy cieszyć się małymi rzeczami w naszym życiu, to te wielkie też nie będą nas cieszyły. Tak często zachowuje się człowiek, gdy nie widzi dobodziejstw, którymi obdarza go Bóg. Staliśmy się społeczeństwem, którmu ciągle czegoś brakuje do szczęścia i które jest wciąż niezadowolone z obecnej sytuacji. Pojawiło się permanentne niezadowolenie “z wczoraj” i “lęk o jutro”. Takimi ludźmi byli ci, którzy siedli przy Jezusie i oczekiwali zmiany w ich życiu. Chcieli pożywienia, ale nie tego, które daje życie doczesne, ale tego, które daje życie wieczne. Szukali prawdy o życiu ziemski, ale przede wszystkim tego, co będzie w wieczności. Szukali źródła ich życia…
Ojciec Adam Szustak nawiązał do tego podczas mszy świętej polowej w Muzeum Powstania Warszawskiego poprzedzającą 80. rocznicę wybuchu zrywu stolicy zgromadziła weteranów Powstania, harcerzy, wolontariuszy i mieszkańców Warszawy. Wspomniał sylwetkę bł. o. Michała Czartoryskiego OP, męczennika Powstania. Ojciec Adam powiedział:
“Błogosławiony o. Michał Czartoryski zginął z rąk Niemców 6 września 1944 roku, nie chcąc opuszczać ciężko rannych powstańców. Nawiązując do ewangelicznej sceny rozmnożenia chleba, o. Szustak przywołał świadectwo dotyczące ostatnich chwil bł. o. Czartoryskiego. W piwnicy będącej powstańczym szpitalem było jedynie kilka osób, ale zdecydowanie więcej komunikantów do mszy świętej. Jej uczestnikom o. Michał rozdzielał ich prawdopodobnie po kilkanaście – kilkadziesiąt na osobę. „Jaki to jest piękny znak, w momencie, kiedy wszystko się kończy, kiedy wiesz, że prawdopodobnie jutro nie nadejdzie, (…) to się jeszcze bardziej wylewa obfitość Boża” – powiedział dominikanin[3].
Po spotkaniu z Jezusem tłum, który Go spotkał, miał świadomość, że powstała nowa jakość w życiu każdego z osobna wśród tych ludzi. Jezus przemienił ich życie, bo dał nadzieję chleba życia, który nie tylko zaspokoił ich pragnienie głodu ziemskiego, ale przede wszytkim pragnienie ducha. Zostali nasyceni tak, że nie było już w nich lęku o przyszłość, bo całe swoje życie oddali w miłosierne serce Jezusa. To Jemu powierzyli swój los i całe życie. Z odwagą i zaangażowaniem szli przed siebie, mając już inny cel swojej pielrzymki na ziemi. Było nim pragnienie nieba – chleba życia, a nie okruszki ziemskiego pokarmu, który wciąż ich nienasycał.
Ks. Tadeusz Rostworowski napisał o postaci o. Tomasza Rostworowskiego SJ, który w czasie Powstania Warszawskiego przeżył ten wewnętrzny stan pokoju ducha mimo, że wokół niego szalała wojna, pociski artylerii i broni. Oddał Bogu samego siebie i zaufał mu do końca: “W pierwszych dniach Powstania wytworzył się klimat cieszenia się chwilową wolnością, po latach strasznej okupacji. Jacyś znajomi zaprosili o. Tomasza z wizytą do siebie. Będąc już w tym mieszkaniu Ojciec zobaczył fortepian. Zaraz zasiadł za nim i zaczął grać Etiudę Rewolucyjną F. Chopina. Po pierwszych taktach, zaczęło się niemieckie bombardowanie. Wszyscy w pośpiechu zeszli do piwnic. On jednak został na miejscu i grał. A kiedy wybuchy bomb i walących się domów ucichały, przez okna tego mieszkania, w którym już nie było szyb, wypływała niejako i sączyła się muzyka pełna mocy i rewolucyjnego brzmienia, taktów Chopina. W czasie tego niezwykłego koncertu, w pobliżu w piwnicach, był między innymi adjutant generała Bora-Komorowskiego. Wspominał on później, że było to dla niego najpiękniejsze przeżycie w Powstaniu”.
Czasami jest tak, że walą się domy; jak to pisał ks. Konstanty Michalski: „płoną lasy”. Ale właśnie wtedy, trzeba nam wracać do tego co najpiękniejsze, do tej muzyki duszy, by nawet w największym dramacie zachwycić się pięknem i odzyskać spokój i opanowanie i wracać do tej złotej nici naszej duszy i życia, duszy w wymiarze indywidualnym osobistym, a razem społecznym i narodowym[4].
Papież Benedykt XVI powiedział: “Kościół jest pośrednikiem Bożego błogosławieństwa dla świata: otrzymuje je, przyjmując Jezusa, i przekazuje, przynosząc Jezusa. On jest miłosierdziem i pokojem, jakiego świat nie może dać sobie sam i którego potrzebuje jak chleba, a nawet więcej jak chleba”.
Bp Wiesław Lechowicz napisał: “Symbolem obecności Jezusa wśród powstańców Warszawy był Jezus ukrzyżowany z archikatedry warszawskiej. Kiedy świątynia stanęła w płomieniach w wyniku bombardowania 16 sierpnia proboszcz parafii katedralnej ks. Wacław Karłowicz wraz z dwoma sanitariuszkami Barbarą Garncarczyk i Teresą Potulicką – Łatyńską zdjęli naturalnej wielkości figurę Chrystusa z krzyża i zanieśli ją do kościoła sióstr Sakramentek, a kiedy i ten kościół uległ zniszczeniu figurę Jezusa przeniesiono do kościoła św. Jacka na Freta. Jeden z powstańców wspomina: „Wśród tej masy cierpiących i konających widzieliśmy ciała umarłych, leżących w barłogu obok jeszcze żywych. Jakże przejmujący był widok odnalezionej wśród tego ziemskiego piekła cudownej figury Ukrzyżowanego Chrystusa przyniesionego tu z katedry św. Jana. Przyszedł Chrystus do tych, którzy cierpieli męki i oddali życie na ołtarzu narodowej ofiary – aby ponieść ponownie ofiarę z tym cierpiącym i konającym ludem” (Mieczysław Duch).
Każda Msza święta jest takim nawiedzeniem, co więcej jest ofiarą Jezusa, która nas uzdrawia i uwalnia. Zawierzmy Mu zatem podczas tej Eucharystii teraźniejszość i przyszłość naszej Ojczyzny i jej stolicy – Warszawy. Obyśmy z Bożą pomocą dotrzymali wierności tym wartościom, które trzymały przy życiu bohaterskich powstańców warszawskich i nie pozwalały im godzić się z bezprawiem, deptaniem ludzkiej godności i niewolą. Obyśmy ochronili to, co najważniejsze dla naszego narodu – wolność, bezpieczeństwo i pokój. Ci, których dzisiaj ze czcią i wdzięcznością wspominamy pokazują nam jak to skutecznie czynić”[5].
Misja Jezusa zatem nadal trwa w Kościele i przez Kościoł w sakramentach i poprzez sakramenty. To one, a zwłaszcza Eucharystia daje nam siłę ducha, abyśmy szli na cały świat i głosili słowo Boże i tym słowem pocieszali strapionych i utrudzonych w drodze do nieba na której również i my się znajdujemy. Prostujmy ścieżki do Niego swoim słowem, moditwą i czynem! Dzielmy z innymi swój chleb, a lepiej będzie nam samymy on smakował (Phil Bosmans).
J 6, 24-35
Kto przychodzi do Chrystusa, nie będzie łaknął
Kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że na brzegu jeziora nie ma Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi, kiedy tu przybyłeś?»
W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec».
Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?»
Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: «Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał».
Rzekli do Niego: «Jaki więc Ty uczynisz znak, abyśmy go zobaczyli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: „Dał im do jedzenia chleb z nieba”».
Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu».
Rzekli więc do Niego: «Panie, dawaj nam zawsze ten chleb!»
Odpowiedział im Jezus: «Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie».
[1] Anthony de Mello, Orzeł
[2] Niezadowolonie
[3] Karol Darmoros, Polskie Radio / 29.07.2024, „W jak wiara” – modlitwa w 80. Rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, https://polskifr.fr/duchowa-strona/w-jak-wiara-modlitwa-w-80-rocznice-wybuchu-powstania-warszawskiego/
[4] O. Tadeusz Rostworowski SJ, Postacie Powstania Warszawskiego, https://jezuici.org.au/2024/07/11/postacie-powstania-warszawskiego-ks-tadeusz-rostworowski-sj/
[5] Bp Lesław Lechowicz, Kazanie Biskupa Polowego wygłoszone w 80. Rocznicą Powstania Warszawskiego, 31 lipca 2024, Warszawa, Plac Krasińskich, https://ordynariat.wp.mil.pl/aktualnosci/2024/lipiec-2024/kazanie-biskupa-polowego-wygloszone-w-80-rocznice-powstania-warszawskiego/