19 N. zwykła, Nie szemrajcie między sobą!, J 6, 41-51

Total
0
Shares

Chłopiec pisze wulgarne słowa kredą na jezdni. “- Dlaczego to robisz?” – zapytał przechodzień. Pytanie ostało bez odpowiedzi. “- Ile masz lat?”. “- Dziesięć”. “- A co będziesz robił za dziesięć lat?”. “- Będę studiował”. Chłopiec był zadbany, dobrze ubrany, widać pochodził z bogatszej rodziny. “- Podoba ci się ten świat?” – pytał dalej przechodzień. “- Nie”. “- A co byś w nim zmienił?”. “- Oczyściłbym go z całego brudu”.

Przechodzień patrzył na niego, zaskoczony taką odpowiedzią. “- A więc dobrze” – mówił mężczyzna – “zacznij od razu. Może wytrzesz chusteczką to, co napisałeś”. “- Nie mam chusteczki”. “- “Spróbuj ręką”. Nie potrafił zmazać nawet jednej litery, bo asfalt w tym miejscu był chropowaty. “- Widzisz, jak trudno. Jak trudno zacząć od siebie”[1].

Jak wiele spraw próbujemy załatwiać poza plecami osób, które bezpośrednio powinny uczestniczyć w dyskusji i wspólnym planowaniu poprawy rzeczywistości. Kłamstwa, krętctwa, kłamstewka, nie mówienie prawdy, a nawet oszczerstwa zastępują otwartość i prostolinijność w naszej relacji z drugim człowiekiem. W ten sposób komplikujemy sobie ten świat, a jednocześnie również i innym ludziom.

Jezus mówi nam, że nasza postawa powinna być prosta. Tak jak Zacheusz, w swojej prostocie robił wszystko, aby zobaczyć Jezusa, tak samo i my także powinniśmy być szczerzy i autentyczni w szukaniu tego, co Bóg nam przygotował. Im prościej podejdziemy do Boga i do tego co jest tu i teraz, tym prostsze będzie nasze życie. Zaowocuje ono bowiem wolnością ludzi, którzy wiedzą co w życiu jest najważniejsze. Miłość przekracza wszelkie granice i otwiera nas na Boga, siebie i innych ludzi. Kochaj bliźniego, jak siebie samego. Jeśli ktoś nie kocha samego siebie, nie jest w stanie kochać innych ludzi czystą i prostą miłością, bezinteresownością i szczerością serca i umysłu. Tak człowiek będzie bowiem wszędzie widział podstęp i złe nastawienie innych ludzi, a tymczasem to tak naprawdę jest to tylko jego widzenie rzeczywistości, które próbuje przenieść na innych ludzi. Manipulowanie innymi będzie przychodzić takiej osobie łatwo, ale tylko do czasu. W pewnym momencie przychodzi zawsze moment konfrontacji i stanięcia w prawdzie wobec siebie i tego, co się zrobiło, a przede wszsytkim z zaangażowania swojego serca. 

Głos kasztelańskiego herolda, który odczytywał na placu obwieszczenie, obudził wieś położoną u podnóża zamku. “Nasz umiłowany pan zaprasza wszystkich swoich dobrych i wiernych poddanych do udziału w przyjęciu, wydanym z okazji swoich urodzin. Każdy otrzyma miłą niespodziankę. Pan prosi jednak wszystkich o małą przysługę: osoby, które wezmą udział w przyjęciu, niech przyniosą ze sobą trochę wody, aby uzupełnić kończące się rezerwy zamkowe…”.

Herold powtórzył kilkakrotnie to obwieszczenie, potem odwrócił się i pod eskortą powrócił do zamku. We wsi w przeróżny sposób komentowano zaproszenie. – Oh! To zawsze tan sam tyran! Ma wystarczająco wielu służących, by uzupełnić zbiornik… Ja zaniosę szklankę wody i to wystarczy! – Ależ nie! Był zawsze dobry i szczodry! Ja przyniosę baryłkę! – A ja… naparstek wody! – Ja beczkę!

Rano, w dniu przyjęcia, można było zobaczyć dziwny orszak zdążający do zamku. Niektórzy pchali wysiłkiem potężne beczki lub nieśli, sapiąc, wielkie wiadra pełne wody. Inni, wyśmiewając się z współtowarzyszy drogi, nieśli małe karafki albo szklanki na tacy. Orszak ten wszedł na podwórzec zamkowy. Każdy opróżniał swój pojemnik w dużym basenie, ustawiał go w kącie i podążał do sali bankietowej.

Pieczyste dania i napoje, tańce i śpiewy przeplatały się bez przerwy. Wreszcie pod wieczór pan zamku podziękował wszystkim w uprzejmych słowach na przybycie i powrócił do swych apartamentów. – A przyrzeczona niespodzianka? – szemrali niektórzy niezadowoleni i rozczarowani. Innych przepełniała radość: – Nasz pan zorganizował dla nas wspaniałą uroczystość! – mówili. Każdy przed powrotem do domu udał się po swój pojemnik. Dał się słyszeć krzyki, które gwałtownie się nasilały. Były to okrzyki radości i złości. Pojemniki zostały napełnione aż po brzegi złotymi monetami! “Ach! Gdybym przyniósł więcej wody…”. Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie (Łk 6,38)[2].

Takie jest życie człowieka. Oscyluje między dobrocią a złem, życzliwością i niechęcią, miłościa i nienawiścią. Życie ludzkie potrafi być pełne miłości i poświęcenia bez granic. Ale można tę miłość bardzo łatwo zniszczyć, podeptać, brutalnie zgładzić, choćby jednym złym zdaniem, a czasem i jednym słowem, czy gestem nieżyczliwości i pogardy. Tego miał świadomość Jezus, który mówi: „Nie szemrajcie między sobą!”. Miał On świadomość tego, że otwartość na drugiego człowieka może zmienić go na dobre, ale „szemranie poza jego placami” i takie właśnie działanie przeciw niemu, nie jest dla niego pokarmem dającym życie. Szemrania, obmowy, plotki – to one niszczą życie między ludźmi. Są pokarmem, który nie daje energii. Działa raczej jak trucizna, która – jeśli jest wchłonięta przez ludzkie ciało – to działa jak jad węża. Niszczy ona człowieka nie tylko wewnętrznie, ale i zewnętrznie. Zabija życie ludzkie i jego owoce oraz odbiera radość z przeżycia każdego dnia. Przez taką truciznę nasz umysł, ale i nasze relacje z innymi ludźmi są mocno zachwiane. Nie stajemy się pokarmem dla innych, gdy sami jemy zatrute jedzenie. 

Jezus wciąż zachęcał do jedzenia i picia ze stołu, który daje moc oczyszczania się ze swoich złych nawyków, wad i grzechów. Tylko przy Jego Eucharystycznym, ale też i sakramencie spowiedzi – rozmowy z Bogiem, możemy poznać, czym jest życiodajna moc Jego słowa. W ten sposób karmimy naszego ducha, ale i serce, które są “motorem” naszego działania. Tylko wtedy jesteśmy dobrym pokarmem dla innych ludzi, gdy dajemy im nas samych, czyli nasze dobre słowo, uśmiech, zainteresowanie, dzielenie się swoją wiarą, nadzieją i miłością. Święty Brat Albert powiedział: „Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”.

Nikt bardziej nie rozumie tej sentecji niż osoba, która jest głodna. Jakże wielu naszych polskich żołnierzy, którzy na I czy II Wojnie Światowej oddawali swoje życie, doświadczali też nieludzkich warunków bytu, a w tym strachu, nędzy ludzkiej i głodu. Jak wielu z nich dałoby za kawałek chleba wszystko, tylko aby nie myśleć o przerażającej wizji śmierci z braku jedzenia i picia. Wojna uświadamia człowiekowi, jak bardzo jest mu niewiele potrzebne do życia. Kruchość ludzkiej egzystencji powinna uświadomić nam jeszcze bardziej, że jesteśmy jedną rodziną, dziećmi jednego Boga, wspierać się, a nie walczyć z sobą. Ludzkość musi położyć kres wojnie, bo inaczej wojna położy kres ludzkości (John Fitzgerlad Kennedy). Dotyczy to tych zwykłych codziennych międzyludzkich relacji, ale też i tych na skale kontynentów i całego świata. 

Zwłaszcza dziś, w tych trydnych czasach, które sieją widmo wojny, którą jak żaden inny kraj na ziemi jak my Polacy rozumieemy i to bez słów, bo sami jej doświadczyliśmy w wiekowej naszej histori. Módlmy się dziś, aby świat wyciągnął wnioski z przeszłości i karmił pokojem, a dzielił dobrem, a nie złem. Papież Franciszek powiedział: “Każdy z nas, mężczyzn i kobiet naszych czasów, jest powołany, aby każdego dnia i w każdej dziedzinie życia wnosić pokój, wyciągając rękę do brata lub siostry, którzy potrzebują słowa pocieszenia, gestu czułości, solidarnej pomocy”. Nie szemrajmy zatem, czyli nie rozdawajmy zła, ale dawajmy ludziom Chrystusa, który powiedział: “Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata”. Dawajmy światu Chrystusa, którego on dziś nie rozumie i nie chce zrozumieć, bo szemrze wszędzie o tym, co można złego zrobić, a nie to, co dobre i pożyteczne! Tymczasem – pamiętajmy o tym zawsze – dobry człowiek jest jak światełko. Wędruje poprzez mroki naszego świata i na swojej drodze zapala zgaszone gwiazdy. Zapalajmy innych ludzi światłem Chrystusa, które niech przyświeca także naszemu życiu ku wolności Dzieci Bożych. Wolność nie jest niczym więcej niż szansą na bycie lepszym, natomiast co zrobić z tą szansą zależy tylko od nas samych!

J 6, 41-51

Chleb żywy, który zstąpił z nieba

Żydzi szemrali przeciwko Jezusowi, dlatego że powiedział: «Ja jestem chlebem, który z nieba zstąpił». I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: Z nieba zstąpiłem».

Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nie szemrajcie między sobą! Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. Napisane jest u Proroków: „Oni wszyscy będą uczniami Boga”. Każdy, kto od Ojca usłyszał i przyjął naukę, przyjdzie do Mnie. Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne.

Ja jestem chlebem życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go je, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata».

Ciekawostka filmowa: 

Wyprodukowany i wyreżyserowany przez Włochów film pt. “Chleb z nieba” opowiada historię Lilli i Annibale – pary bezdomnych, zamieszkujących ulice Mediolanu. W Wigilię znajdują w śmietniku niemowlę – małego i bardzo radosnego chłopca. Gdy zabierają go do najbliższego szpitala okazuje się, że ani lekarze, ani pielęgniarki… nie widzą dziecka! Wkrótce okazuje się, że ten wyjątkowy chłopiec jest widoczny tylko dla niektórych. Dlaczego tak się dzieje? Co powoduje tę różnicę między ludźmi? Jak rozwikłać tę niezwykłą zagadkę i zrozumieć, co sprawia, że jedni mogą go zobaczyć, a inni nie? Jedno jest pewne – malec jest posłańcem prawdy, która musi się rozprzestrzeniać.

Reżyserem „Chleba z nieba” jest Giovanni Bedeschi. Scenariusz zaś napisali Sergio Rodriguez i Franco Dipietro. Reżyser zdradza, że do opowiedzenia tej historii skłoniły go własne doświadczenia z wolontariatu w organizacji katolickiej pomagającej bezdomnym. – W ramach mojej posługi w kuchni prowadzonej dla bezdomnych przez Opera San Francesco spotkałem wielu ludzi z bardzo niefortunnymi historiami i takimi wydarzeniami w ich życiu, które sprawiły, że stracili oni swoją niezależność i kierunek w codzienności. Nauczyłem się dawać tym ludziom komfort w postaci uśmiechu lub prostego, miłego słowa, takiego jak „dobry wieczór”, lub klepnięcia po plecach, aby mogli odczuć, że nie są sami na świecie – mówi Giovanni Bedesch. Cały dochód z filmu chciał przekazać właśnie na pomoc bezdomnym[3]


[1] Zacząć od siebie

[2] Bruno Ferrero, Przyjęcie w zamku

[3] https://stacja7.pl/film/chleb-z-nieba-film-o-tym-co-niewidzialne/

Total
0
Shares
(fot. Doc TB / flickr.com / CC BY 2.0)

20 N. zwykła, Wybór, który zmienia świat na dobre, J 6, 51-58

Dawno temu, nie wiadomo gdzie, był zaczarowany las, a w nim zaczarowane “źródełko” – zwane “źródełkiem życia”. Mieszkańcy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może spodoba Ci się też...