W mieszkaniu ks. kardynała Karola Boromeusza zebrała się grupa księży. Toczyła się ożywiona dyskusja. Nagle jeden z uczestników powiedział: – A cóż byście zrobili, gdybyśmy za godzinę mieli stanąć na Sąd Boży? Pokój zaległo milczenie. Goście spoglądali po sobie zakłopotani. Każdy ociągał się z wypowiedzeniem swego zdania, ustępując pierwszeństwa gospodarzowi. Gospodarz jednak ani myślał odpowiadać na pytanie. Cisza trwała aż nadto długo.
Przerwał ją siwowłosy dostojnik Kościoła w czarnej sutannie: – Ja poszedłbym do kościoła i z modlitwą na ustach oczekiwałbym na spotkanie ze “śmiercią”. – Ja zaś, odparł inny – testamentem przekazałbym swój dobytek na rzecz biednych. Ich modlitwy zapewniłyby mi uwolnienie od win doczesnych i szczęśliwą wieczność. – Przede wszystkim poszedłbym do spowiedzi – powiedział trzeci. – Wszedłbym na ambonę i pożegnałbym się ze swymi wiernymi, przypominając im o dobrym, uczciwym życiu.
Wszyscy wypowiedzieli swoje zdanie. Sam gospodarz, kardynał Karol Boromeusz, milczał. Wówczas jeden z kanoników zagadnął go: – A cóż by uczynił Ksiądz Kardynał? – Kończyłbym rozpoczętą rozmową – odparł Karol Boromeusz.
W pokoju zaległa cisza. Nikt z obecnych nie sądził, że taką czynnością wypada zajmować się w najważniejszej chwili życia. Jeden z księży powiedział: – Eminencjo, przecież od tej jednej chwili zależy cała nasza wieczność. – Księże, czy ksiądz wie, w jakich okolicznościach nastąpi ta chwila? – Nie wiem.- Zgodzi się ksiądz również z tym, że życie nasze to szereg niespodzianek. To łódka na głębinach morskich. Gwałtowny podmuch wiatru, a łódka wywraca się i ginie bez ratunku. Powinniśmy zawsze tak żyć i tak działać, jakbyśmy chcieli to robić w ostatniej chwili naszego życia. Inaczej mówiąc – powinniśmy starać się żyć zawsze w łasce Bożej, w przyjaźni z Chrystusem.
Chrześcijanin – to przyjaciel Chrystusa!
Czy jestem w stanie łaski uświęcającej?
Czy żyję w przyjaźni z Chrystusem?[1]
Ludzkie życie jest wędrówką do domu Ojca, jest pielgrzymowaniem. Św. Ignacy w swojej Autobiografii nazywa siebie Pielgrzymem. Mówi o sobie, że przewędrował całą Europę sam i pieszo. To pielgrzymowanie Ignacego było nie tylko zewnętrznym trudem ubogiego pielgrzyma, związanym z głoszeniem Ewangelii, ale również duchowym procesem zmierzającym do całkowitego zjednoczenia z Bogiem i znajdywania Go we wszystkich rzeczach. Pielgrzymka Ignacego to duchowe wzrastanie aż do mistyki, a więc z greckiego mystikós ‘tajemny’. Jest to sfera duchowości, przejawiająca się pod różnymi nazwami i postaciami w wielu tradycjach religijnych, której istotę określa dążenie do poznania i zjednoczenia z Bogiem czy absolutem[2].
My niekiedy zapominamy o tej prawdzie. Zapuszczamy korzenie w ziemskie życie, jakby miało ono trwać wiecznie. Przywiązujemy się uczuciowo do innych, bez których, jak sądzimy, nie potrafimy żyć. W miarę, gdy zaczynamy się starzeć, gdy pojawiają się dolegliwości, choroby, gdy przychodzą przyzwyczajenia, coraz bardziej martwimy się o jutro, boimy się przyszłości. Z latami przybywa również rzeczy, które są dla nas cenne, książek, którymi się otaczamy, sprzętów. I stajemy się coraz mniej mobilni, dyspozycyjni. Nasze serca stają się ociężałe i obojętne. A gdy przychodzi choroba, starość albo inne znaki zwiastujące koniec, zaczyna się tragedia. Do nieba idzie się przez ziemię, pokonując góry trudności. Do nieba idzie się ze spracowanymi rękami, ze zmarszczkami na twarzy, z krzyżem codzienności, w szarości dnia.
Ks. Wojciech Miszewski bardzo trafnie określił, czym jest pielgrzymowanie na tej ziemi. Opisał to w prostych słowach w ten sposób: – Idea pielgrzymowania jest wpisana w życie człowieka. Łacińska sentencja mówi „Vita peregrinatio est”, czyli „życie jest pielgrzymowaniem”. Zadaniem pielgrzymki jest oderwanie nas od codzienności. Ma ona pomóc nam skupić się na wnętrzu, pozwolić zająć się tym, na co brakuje czasu w codziennym zabieganiu. Przecież, gdy rozpoczynamy pielgrzymkę religijną, to zawsze przyświeca nam myśl, by dotrzeć do jej celu. I o to samo chodzi w ziemskim życiu. W nim także mamy cel, do którego dążymy – zbawienie[3]. Często o tym celu zapominamy, albo robimy wszystko, żeby stało się to potem. Obrazuje to jeden kawał: Burza na morzu. Niewielkim statkiem pasażerskim miotają fale. Obecny wśród pasażerów ksiądz pyta kapitana: – Czy zdoła pan nas ocalić? – Jesteśmy w ręku Boga. – To już do tego doszliśmy? – mówi zaniepokojony duchowny. – Tak, bo w każdej chwili możemy znaleźć się w raju. – O Boże, broń nas od tego – wzdycha ksiądz.
Każdy z nas jest pielgrzymem na tej ziemi i nie może stać w miejscu. Bierność i obojętność to dwóch wrogów pielgrzyma, który swoim zaangażowaniem udowadnia swoją gotowość podążania „drogą Pana”, która „prowadząca do domu Ojca nie jest wygodną autostradą. To droga całego naszego życia, na której jest wszystko – zdrowie i choroby, grzech i skrucha, zagubienie i radosne powroty, modlitwa i oschłość. Pielgrzymi szlak pisany jest wyborami człowieka”[4].
„Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same.
Sztuka życia – to cieszyć się małym szczęściem” (Phil Bosmans)
Chrystus wzywa każdego z nas, abyśmy tak jak Apostołowie, tuż po zmartwychwstaniu Jezusa, dawali świadectwo wiary, nadziei i miłości, bo tylko w ten sposób na trudnej drodze pielgrzymowania, będziemy mogli dać świadectwo i pociągnąć innych do wejścia na drogę świętości, aby tam w Niebie, któregoś pięknego dnia, tam się wspólnie spotkać. Pamiętajmy o tym, że „jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie”. Wypada zatem nam dziś jedynie zgodzić się z Panem Bogiem, że to najlepsza droga, jaka dla nas przez Niego została przygotowana tu na ziemi i do zobaczenia zatem tam w niebie!
„Życia nie mierzy się ilością oddechów,
ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach” (Maya Angelou)
Mk 9, 2-10
Pielgrzymując na ziemi, uczestniczymy w życiu wiecznym
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.
Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co powiedzieć, tak byli przestraszeni.
I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!» I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.
A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy „powstać z martwych”.
Warto przeczytać:
http://www.caminodesantiago.pl/wspomnienia/12
[1] O świętości życia, Autor nieznany, https://adonai.pl/opowiadania/duchowe/?id=36
[2] Mistyka, https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/mistyka;3942086.html
[3] Ks. Wojciech Miszewski, diecezjalny duszpasterz pielgrzymek i kierownik Pieszej Pielgrzymki z Torunia na Jasną Górę, rozmawiał z Dominikiem Wójcickim, https://m.niedziela.pl/artykul/50742/nd/„Zycie-jest-pielgrzymowaniem”
[4] Ks. Feliks Folejewski SAC, Różaniec, https://deon.pl/wiara/zycie-przypomina-pielgrzymke,318789